*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of March
Gdy w niedzielę, pierwszego marca, przy wymarzonej pogodzie wyszedłem w Poznań w życiu bym nie przypuszczał, że tak ten miesiąc się zakończy. Wtedy pięknie świeciło słońce, a ja z najlepszym kumplem z dawnych lat odwiedzałem stare śmieci i nowe miejsca z pysznym jedzeniem i kawą. To było wspaniałe powitanie miesiąca, którego wszyscy chyba żegnamy w domowym więzieniu.
Po powrocie z Poznania zdążyłem jeszcze zaliczyć kolejne perfumowe spotkanie w Caffe Porta 13, którego tematem przewodnim było olibanum. Wąchaliśmy i paliliśmy tę szlachetną żywicę na wszystkie możliwe sposoby. Było – jak na dzisiejsze standardy – niebywale ciasno. Człowiek na człowieku! Ostatnie tak liczne zgromadzenie w jakim uczestniczyłem.
Symbolicznie obeszliśmy marcowe święta – kobiety i mężczyzny. Bea dostała ode mnie pin z monsterą w uznaniu zasług ogrodniczych oraz literaturę feministyczną, ja – filiżanki do kawy i kolorowe makaroniki Sucré. Zdążyłem - dosłownie w ostatnich chwilach normalności - zaliczyć butikową premierę Diora – Rouge Trafalgar (wspaniała, owocowa świeżość!) oraz nową kolorową i kwiatową linię Diptyque – Impossible Bouquets, którą opisałem tu. W pierwszej połowie marca zafundowałem sobie też Tydzień z Wanilią. Nuta, która nie należy do moich ukochanych, sprawdziła się na pograniczu zimy i wiosny nadzwyczaj dobrze. Podsumowanie tego jednoskładnikowego tygodnia przeczytacie tu.
Mniej więcej w połowie miesiąca wszystko stanęło jednak na głowie. Przymusowa kwarantanna zmieniła plany chyba każdego z nas. Wszystkie zaplanowane na marzec i pierwsza połowę kwietnia premiery i eventy odwołano. 99% moich zajęć zawieszono. Utknąłem w domu odcięty od świata wykraczającego poza najbliższą Biedronkę. Nie było rady - trzeba było się dostosować. Wyciągnąłem swoje olejki aromaterapeutyczne i zacząłem je po długiej przerwie wąchać, wcierać i dyfuzować. Rano robię też ćwiczenia oddechowe pranajama z ich wsparciem. Międzynarodowy Dzień Perfum, który przypadał w pierwszy dzień wiosny spędziłem… na balkonie, który teraz stał się ukochanym azylem od domu. W tym szczególnym dla wszystkich perfumoholików dniu pachniałem tuberozowym Do Son i nosiłem diptyqueowski pachnący ‘tatuaż’ (widzieliście moje #smelfie?). Życie jakie znaliśmy przeniosło się – chcąc, nie chcąc – do internetu. Tam teraz spędza się czas z ludźmi w zgodzie z zasadą social distancing’u. Tam wspomina się zdjęcia z poprzednich epok, rozwiązuje quizy i ankiety, przesyła zabawy-łańcuszki, a nawet uczestniczy w online parties. Sam wpisałem się w ten wirtualny trend przygotowując dla moich czytelników Kwestionariusz Charliego. Dostałem bardzo dużo ciekawych odpowiedzi. To był extra fun!!!
W tak zwanym między czasie – jak gdyby nigdy nic - nadeszła wiosna. Słońca coraz więcej z czego bardzo się cieszę, bo to bardzo ułatwia robienie zdjęć. Drzewo za naszym oknem coraz bardziej się zazielenia. Nigdy chyba nie obserwowałem go z taką intensywnością i częstotliwością. Na wypucowanym kuchennym oknie stanął fioletowy hiacynt, który roztacza jeden z moich ukochanym wiosennych aromatów. Dzięki niemu przypomniałem sobie i Wam (a Wy mi) najfajniejsze zapachy z tą nutą. Dziękuję! W domowych zaciszu przetestowałem też nowa kolekcję Roja Dove Parfum Colognes, jeden dzień poświęciłem wyłącznie lawendzie, inny z kolei grejpfrutowi. I wiecie co? Dobrze, że mam te wszystkie perfumy, próbki, tubki, słoiczki, flakony… W przeciwnym razie po pierwszym tygodniu udomowienia z pewnością bym zwariował.
Wyjątkowo przydługi wstęp, ale przyznacie, że w takich czasach nie było nam dane jeszcze żyć. Przejdźmy więc do moich ulubieńców tego przedziwnego miesiąca…
W ramach Waniliowego Tygodnia przypomniałem sobie cudowny zapach z tą nutą – Eau Duelle od Diptyque. Kompozycja, która ma ukazywać dwoista – ciemną i jasną - naturę przyprawy tak dobrze mi się nosiła, że sięgnąłem po nią jeszcze parę razy w tym miesiącu. Całkiem podobnie było z Kynthos od Le Couvent des Minimes, którego wyciągnąłem z szafy w ramach opowieści o zapachach z lawendą. Poświęcony greckiej wyspie zapach oferuje przepiękne śródziemnomorskie połączenie lawendy z tymiankiem oraz kroplą odświeżających cytrusów i drzewną bazą. A czego używałem w chwilach kiedy bardziej doskwierało mi odosobnienie? Cytrusów! Kocham je szczerze i nic tak jak one nie podnosi mnie na duchu. Wyciskałem więc na siebie mililitry cytryn, pomarańczy, grejpfrutów, yuzu i mandarynek. I to właśnie ta ostatnia nuta – oddana w zapachu Atelier Cologne Mandarine Glaciale – sprawdziła się najlepiej w roli zapachowego pocieszacza.
Nie ukrywam, że domowa kwarantanna oferuje mi bardzo dużo czasu na dbanie o urodę. Testuje więc co się da – kremy, maski, lotiony, toniki, peeling, serum… Aż dziw, że moja twarz wszystko to cierpliwie znosi! Co najbardziej polubiłem? Oczyszczająco-pielęgnujący codzienny duet i doraźny relaks z maseczką w płachcie. Świetnie na mojej skórze sprawdza się czarny preparat z węglem drzewnym od Rhea Cosmetics – Carbonclean. Służy on do oczyszczania, choć po nałożeniu na skórę totalnie brudzi. Efekt końcowy jest jednak znakomity – skóra idealnie oczyszczona i rozjaśniona! Po czerni czas na złoto czy – jeśli wolicie – prawdziwego mercedesa pielęgnacji –serum Abeille Royale od Guerlain. Preparatma podwójne działanie określone symbolicznie jako „Double R”. Pierwsze R to Renew (łagodny peeling), drugie - Repair (łagodny lifting). Dwa preparaty – kremowy i żelowy – łączą się przy aplikacji oferując skórze dobroczynne właściwości Królewskiej Galaretki (Royal Jelly) oraz Miodu od Czarnej Pszczoły. Moja skóra momentalnie po zastosowaniu emanuje blaskiem. Po miesiącu używania zauważam zdecydowane wygładzenie i wypełnienie. Now, back to black! Dwukrotnie w tym miesiącu używałem czarnej maski w płachcie dla mężczyzn od L’biotica. Jej celem jest nawilżenie i wzmocnienie męskiej cery. Maska ocieka wręcz – w dosłownym tego słowa znaczeniu – dobroczynnymi składnikami: kwasem hialuronowym (nawilża), ceramidami (regenerują) i aktywnym węglem (oczyszcza). W ubiegłym roku otrzymała Doskonałość Roku od magazynu Twój Styl i ja temu wyróżnieniu chętnie przyklasnę. Świetna, ekspresowa pielęgnacja, Panowie! Polecam się nią zamaskować raz na jakiś czas.
Podstawowymi kosmetykami do ciała w czasach kwarantanny są mydło i krem do rąk. Mydeł w przeciągu ostatnich tygodniu zużyłem chyba trzy (waniliowe Zara Home, ziołowe L’Occitane, werbenowe Luksja Nostalgia). Po myciu kompulsywnie wręcz wcieram krem do rąk. Do ulubieńców należy ten z męskiej linii Unit4Men, o lekkiej, ale odżywczej formule (masła+olejki) i świeżym zapachu. Kremową pielęgnację przedłużałem na całe ciało dzięki kremowi z linii Planet Spa Avonu. Wypatrzyłem w katalogu, że zawiera on ekstrakt z kawy kolumbijskiej. Jeśli tak jak ja spodziewalibyście się tu zapachu gorzkiej, czarnej kawy – to błąd! Krem (mam również peeling do ciała z tej serii) pachnie zielonymi ziarnami kawy, które z aromatem zaparzonego, gorącego napoju nie maja wiele wspólnego. Zaskoczenie, ale miłe. Ten świeży, roślinny zapach w połączeniu z ujędrniająca formułą kosmetyku bardzo dobrze się sprawdzają teraz u progu wiosny. Pogoda co prawda słoneczna, ale często wietrzna, dlatego na samotne spacery utrwalam włosy męskim sprayem budującym objętość od Depot The Male Tools & Co. Zawarte w nim polimery tworzą film ochronny na włosach i utrwalają fryzurę, zapewniając mocne, ale elastyczne usztywnienie. Prowitamina B5 z kolei działa regenerująco, łagodząco i nawilżająco. Ogromny, 400ml atomizer starczy mi z pewnością do samej jesieni.
Wspomniałem o wzmożonej aktywności w świecie online, prawda? Na fali tejże właśnie wyjąłem z szafy i lekkiego zapomnienia moje flakony z kultowej na przełomie tysiącleci słupkowej linii Emporio Armani. Słupki, albo jak je sobie nazywałem wtedy – fallusy – zawsze zachwycały mnie swoim nowoczesnym i minimalistycznym designem oraz… funkcjonalnością. Doskonale leżą w dłoni, są lekkie i nigdy się nie potłuką. Wychodziły zawsze parami – dla niej i dla niego. Miałem ich wiele ale ostał się cytrusowy Red pour Lui (limitka zapachu White), orientalno-fougerowy Emporio Armani Night i złoty waniliowy klasyk dla kobiet Lei. Stoją sobie teraz na widoku i cieszą oko. A Wy lubicie słupki od Armaniego?
Spędzając tak wiele czasu w domu lubię gdy ładnie w nim pachnie. Podczas mojej wizyty w poznańskiej perfumerii Mood Scent Bar z ciekawości sięgnąłem po bloczek pachnącego Papier d’Armenie. Z początku podszedłem do tego rodzaju perfumowania wnętrz sceptycznie – było dla mnie zbyt dyskretne. Szybko jednak bardzo te papierki polubiłem. Dwa spalone na pół dnia wspaniale wypełniają pomieszczenie aromatem czystym i pozwalającym skupić myśli. Mam już dwa zapachy: świeższy Armenie i drzewno-kadzidlany Tradition. Bardzo lubię patrzeć jak się spalają…
Czas wolny, a w zasadzie całe jego mnóstwo, spędzam w dużej mierze na czytaniu publikacji o zapachach. Pamiętacie magazyn NEZ? Nie raz o nim pisałem. To samo wydawnictwo oferuje też wspaniałe tematyczne zeszyty – The Naturals Notebooks. Do tej pory wyszły te omawiające Różę, Narcyza, Paczulę, Jaśmin i Irysa. Posiadam i z zaciekawieniem wgłębiam się w dwa z nich – o róży damasceńskiej i paczuli. Pięknie wydane i ilustrowane zeszyty spoglądają na opisywany składnik z różnych perspektyw – geograficznej, chemicznej, historycznej, kulturowej i oczywiście perfumeryjnej. Znajdziecie w nich wywiady z perfumiarzami, zapachowe drzewa genealogiczne i ciekawe cytaty. Moją ambicją jest zebranie wszystkich tytułów z tej serii w mojej biblioteczce. (publikacja w języku angielskim)
Be w marcu upodobała sobie nowy krem do twarzy i nowy zapach. Codziennie przed wyjściem do swojego home office wciera przeciwzmarszczkowy krem Guinot i spryskuje się nowym zapachem Boss Alive. Creme Anti-Rides Guinot zawiera nawilżający i wygładzający kwas hialuronowy i pobudzające syntezę włókien elastycznych biopeptydy. Be doceniła jego odżywcze właściwości, przyjazną konsystencję i wydajność. Nowy filarowy zapach marki Boss, który właśnie debiutuje na rynkach, skomponowała Annick Menardo. Jest słodko-owocowy (śliwki, porzeczki), drzewny (sandałowiec, cedr, drewno oliwkowe) i aromatyczny (cynamon i tymianek). Gdy wącham go na Be najpiękniej uderza mnie w nim migdałowa wanilia z Madagaskaru. Nowe perfumy określiłbym jako zapach dzienny, który idealnie sprawdzi się w pracy, nie tylko tej zdalnej.
GDZIE TEGO SZUKAĆ:
Diptyque: www.galilu.pl
Le Couvent des Minimes: Douglas
Atelier Cologne: Sephora
Rhea Cosmetics: www.bimprofessional.pl
Guerlain: Sephora i Douglas
Papier d’Armenie: www.moodscentbar.com
L’biotica: Hebe
Depot: www.sklep.depot-men.pl
Unit4Men: www.unit4men.pl
The Naturals Notebooks: www.galilu.pl
Boss: Sephora i Douglas
Guinot: www.bimprofessional.pl