*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of April
Wiosna przyszła w tym roku wcześnie i strasznie cieszy mnie, że jest wiosenna. Co przez to rozumiem? Ano to, że nie musimy przeskakiwać z dnia na dzień z kozaków w japonki.
Uwielbiam zakres temperatur z przyrostkiem –naście. Jedenaście, dwanaście stopni – można jeszcze założyć szalik. Czternaście-piętnaście – wystarczy grubsza marynarka. Osiemnaście-dziewiętnaście – można spokojnie siedzieć w t-shircie na balkonie. Czuję się w tym zakresie komfortowo. Szczególnie jak świeci słońce, a tego akurat w kwietniu nie brakowało.
A do tego cała wybuchająca akurat przyroda. Forsycje są zawsze pierwsze. Potem listki w moim ulubionym, witalnym odcieniu zieleni. Dalej kolej na trawę. W między czasie w domu pojawiły się fioletowe hiacynty i żółte żonkile, bo wiadomo, w kwietniu zawsze żonkilowa akcja #łączynaspamięć. Ostatnio odurzył mnie zapach kwiatów jabłoni, na spacerze w maseczkach spotkaliśmy jeża, a dokładnie w ostatnim dniu kwietnia oświeciło mnie, że pod blokiem mamy drzewko bzu. I już jest okwiecone.
Poza tym bez zmian czyli #stayathome
Po fali frustracji zacząłem dostrzegać dobre strony lockdownu. Jestem wyspany, lepiej (bo domowo) się odżywiam, na spokojnie testuję to co kocham czyli perfumy i kosmetyki, czytam, oddycham i oglądam najciekawsze live’y. Więcej patentów na przetrwanie tego dziwnego okresu zawarłem w artykule „W co się bawić na kwarantannie”.
W kwietniu codziennie zlewałem się z rana lekkimi wodami, które natchnęły mnie do napisania tekstu o wodach kolońskich. Jeden z tygodni poświęciłem z kolei na promowanie idei #GenderBender czyli noszenia zapachów oficjalnie przeznaczonych dla płci przeciwnej. I wiecie co? Dawno nie miałem takiego fun’u.
Co jeszcze zaskarbiło moją sympatię w kwietniu? Kontynuuj czytanie…
Do mojej kolekcji perfum dołączył po latach wzdychania do niego zapach z butikowej linii marki Hermès – Poivre Samarcande. Prosta formuła kompozycji autorstwa Jean Claude Elleny łączy w sobie tytułowy czarny pieprz wzmocniony papryczką ze słodyczą drewna. Uwielbiałem go od dawna, w końcu mam swój własny flakonik o pojemności 15ml w pięknym płóciennym woreczku. Kolejny zapach, który zawrócił mi w głowie, zanim to zrobił totalnie zmylił mnie swoją nazwą. Yuzu – nowy zapach w linii Signatures of the Sun od Acqua di Parma – wcale nie pachnie yuzu, a przynajmniej nie jest to yuzu jakie znałem do tej pory. Owszem mamy tu do czynienia z letnią lekkością i jak zwykle w tej marce z cytrusowym powiewem, ale dla mojego nosa główne skrzypce gra tu pięknej urody mimoza. Zresztą sprawdźcie i oceńcie sami. Bardzo udane perfumy na lato. Trzeci pachnący ulubieniec kwietnia to Nairobi – Toronto polskiej marki Love’n’Hate. Za co go polubiłem? Za szalenie niszowy, słonawo-pikantny akord kozieradki połączony z pięknymi żywicami i drewnami w orientalnym stylu. Polecam testy całej marki!
Jeśli chodzi o moją miłość do technologii to mam tak, że lubię tylko fajne telefony i gadżety urodowe. Dlatego chyba tak szybko połknąłem bakcyla szwedzkiej szczoteczki do mycia twarzy Foreo. Moja jest w kolorze czarnym i nazywa się Luna Mini 2. Jej pokryte miękkim silikonem wypustki zapewniają genialny masaż, a fale soniczne pozwalają wnikać głęboko w pory i usuwać 99,5% zanieczyszczeń, sebum i martwego naskórka. Wystarczy minuta masażu (choć przyznam się, że – szczególnie gdy robię to w wannie – nigdy czasu nie mierzę). Pod oko w kwietniu nakładałem odświeżający żel z męskiej linii gabinetowej marki Guinot – Très Homme. Lekka, biaława emulsja zawiera wyciąg z kasztanowca indyjskiego, który wykazuje bardzo skuteczne działanie antyobrzękowe. I rzeczywiście – ten preparat najlepiej sprawdza się na tzw. „wory” dlatego nakładam go rano. Trzeci specyfik mnie totalnie zaskoczył. Jest przeznaczony do cery problematycznej (tłustej, trądzikowej), a sprawdził się genialnie i na mojej mieszanej i na suchej skórze Be. Mowa o nowym kremie 2-w-1 z linii Sebiaclear marki SVR, który skutecznie redukuje zmiany trądzikowe oraz natychmiastowo maskuje niedoskonałości i ujednolica koloryt cery. Zawiera najwyższe stężenia dermatologicznych składników aktywnych zapewniających wysoką skuteczność w zwalczaniu zaskórników. Czysta cera o ujednoliconym odcieniu (zero efektu makijażu!) i bonus dla mnie w postaci fajnego zmatowienia strefy T.
Nie przestaję kompulsywnie używać mydła, a od jakich dwóch tygodni z przyjemnością mydlę ręce przy pomocy aseptycznej kostki dla facetów od ZEW for Men. To ciemnoszare mydło zawiera srebro koloidalne i – jak na markę ZEW przystało – węgiel drzewny z Bieszczad. Można do niego dokupić fajną metalową mydelniczkę, a 10% z jego sprzedaży przeznaczane jest na zbiórkę siepomaga.pl/koronawirus. Na wiosnę lubię zrzucać z siebie nie tylko ciężkie ciuchy, ale i zalegający zbędny naskórek. W ruch idą więc wszelkiego rodzaju peelingi. Do ciała stosuję z największą przyjemnością i z doskonałymi efektami prebiotyczny peeling polskiej marki Bosqie, który fantastycznie pachnie chmielem i pieprzem. Co to znaczy, że jest prebiotyczny? To znaczy, że dzięki swojemu składowi dba o cenny mikrobiom naszej skóry czyli ogół mikroorganizmów na niej zamieszkujący. Peeling jest bardzo drobnoziarnisty i u mnie się również świetnie sprawdził w złuszczaniu skóry spod brody. Pięknie ją perfumuje w kąpieli. Po starciu naskórka wiadomo balsam nawilżający. Aktualnie wcieramy rodzinnie nowy odżywczy krem do ciała SVR z kolekcji Topialyse. Świetnie odżywia skórę, nie należy jednak przesadzać z nadmiernie długą aplikacją, bo ma tendencję do ‘wałkowania’. Przynajmniej na mojej skórze.
Patrzenie na te flakony szczególnie cieszy oko gdy są razem. Ich nasycone do granic możliwości kolory emanują energią waniliowej żółci, ogrodowej zieleni, morskiej niebieskości i owocowej fuksji. To Les Extravagants – cztery kompozycje wchodzące w skład wylansowanej w ubiegłym roku nowej linii nieco nobliwej marki Les Parfums de Rosine, która absolutnie ukochała sobie temat różany. Aromat ten znajdziemy i tu, choć nie jest on w Les Extravagants aktorem pierwszoplanowym. Cztery gatunki róż wpleciono tu w ultra nowoczesne, żywe, intensywne i w pełni unisexowe kompozycje o profilu pikantnej wanilii (Vanille Paradoxe), jodowej morskości (Bleu Abysse), warzywnej zieleni (Eloge du Vert) i jagodowej owocowości (Bois Fuchsia). Barwne flakony wyglądają jak by ktoś je polakierował, ich czarne korki zdobią nowoczesne żłobienia, a pudełka minimalistyczne wzory czerpiące ze stylistyki Art Déco. Przepiękny design! Zapachy też niczego sobie, ale o nich przeczytacie w osobnym wpisie, już całkiem niedługo.
Imprezy, eventy, prezentacje? Tak, wszystko to teraz można znaleźć w… internecie. Bez nadmiernego strojenia się, z kieliszkiem wina lub filiżanką kawy z przyjemnością odwiedzam w czasie społecznego dystansowania różnego rodzaju live’y, webinary czy mini-warsztaty. Do moich ulubionych należą wspaniałe pogadanki Klaudii Heintze z bloga Sabbath of Senses, na które możecie wpadać dwa razy w tygodniu – w środy i soboty o 20:00, na FB profilu jej bloga. Klaudia opowiada niby o perfumach, ale tak naprawdę zahacza chyba o wszystkie możliwe ciekawe tematy. Było już o tym jak powstają perfumy, jak je wybierać, o tym co może nam nieładnie pachnieć i dlaczego, o tym jak sobie nie szkodzić perfumami i o wszelkiego rodzaju kadzidłach. Jest zawsze mega ciekawie i na luzie (w tle toczy się zwykle rozmowa na komentarze), a godzina mija jak z bicza strzelił. Bardzo fajne mini-warsztaty składnikowe prowadzi też Perfumeria Quality. Ania Krasny-Krasińska i Michał Missala opowiedzieli w nich już o róży, kadzidle i irysie. Mnóstwo ciekawostek w pigułce. Wpadajcie na ich instagramowy profil zobaczyć co będzie w kolejnych odcinkach. Na Instagramie GaliLu z kolei Alina Szyrle w krótkich sesjach Q&A odpowiada na pytania klientów na temat zapachów i pielęgnacji. W końcu się dowiedziałem czym różni się tonik od hydrolatu!
Wybory Be bardzo się w kwietniu zbiegły z moimi. Ona też doceniła krem koloryzująco-normalizujący SVR. Jak pisałem wyżej, nawet na jej suchej skórze, ten przeznaczony dla cer problematycznych specyfik rewelacyjnie się sprawdza, dając efekt bardzo dyskretnej korekty, poprawy kolorytu i wygładzenia. Umówmy się: w dobie wiosennego #homeoffice naprawdę niewiele więcej potrzeba. Wyciskamy więc to dobro wspólnie z jednej tubki. Be też myje ręce mydłem w kostce i jej mydło też zawiera srebro. Dokładnie srebro monojonowe, które potrafi zapobiegać oraz usuwać różnego typu infekcje np. grzybiczne czy bakteryjne. Mydło marki Invex Remedies z linii SPORT (a to niespodzianka!) nie zawiera żadnych SLS oraz żadnego typu substancji zapachowych, barwników czy konserwantów. Pewnie dlatego bardzo delikatnie traktuje skórę, nawet tę delikatną na twarzy. A czym w kwietniu Be lubiła pachnieć? Okazuje się, że chyba tęskni już za egzotycznymi wakacjami z plażą w tle, bo podczas swoich balkonowych przerw w zdalnej pracy bardzo chętnie sięgała po Eau Mirific marki Guinot. Ta bezalkoholowa, perfumowana mgiełka do ciała jest esencją lata w słonecznym flakonie. Ma piękny odświeżająco-solarny aromat białych i żółtych kwiatów, cytrusów, piżma, wanilii oraz ożywczej passiflory. Odświeża, relaksuje, może być bezpiecznie używana podczas ekspozycji słonecznej. Jej unikalna formuła zamienia się na skórze w pielęgnujący film wzbogacony olejkiem z pasiflory i ekstraktem z mimozy. Zabierajcie ją wszyscy na tarasy i balkony, bo na egzotyczne wakacje chyba wszyscy będziemy musieli jeszcze trochę poczekać.
GDZIE TO ZNALEŹĆ:
Zapachy w linii Hermèssence: butik Hermes, ul. Krakowskie Przedmieście 13, Warszawa
Acqua di Parma: Sephora, Lulua
Love’n’Hate: www.galeria-zapachu.pl
SVR: apteki
Foreo: Douglas
Guinot: www.bimprofessional.pl
Bosqie: www.bosqie.com
ZEW: www.poczujzew.pl , Douglas
Invex Remedies: www.invexremedies.pl
Les Parfums de Rosine: Perfumeria Ambrozja www.ambrozja.com