*NOWY ZAPACH* Cartier, La Panthère Eau de Toilette
Pantera jest nierozerwalnie związana z Cartierem. Jest w duchu marki, w jej biżuterii i zegarkach, w jej zapachu…
Ten ostatni zadebiutował w 1986 roku pod nazwą Panthère zapożyczając ją od pseudonimu muzy Cartiera – Jeanne Toussaint. Przebogata, wieloskładnikowa (około 30!), orientalno-kwiatowa kompozycja, która wyszła spod ręki Alberto Morillas, mimo swojego piękna, wydawała się być jednak osadzona w zupełnie innej olfaktorycznej czasoprzestrzeni. Dlatego marka w 2014 postanowiła tchnąć nowe życie w swojego ulubionego kota w nowym zapachu skrojonym na miarę XXI wieku. Zadanie to powierzono Mathilde Laurent, która dla Cartiera stworzyła wcześniej liliowa linię Baiser Volé, różaną wersję męskiego zapachu Declaration d’un Soir i wiele pachnideł w butikowej linii marki Les Heures de Cartier. Jak poradziła sobie z tym wyzwaniem perfumiarka? W sposób dosłowny i niebywale skuteczny! W wodzie perfumowanej z 2014 wyczarowała akord koci (feline) łącząc kwiatowość białej gardenii z nutą animalnego piżma i odpowiadającym za szyprowy charakter mchem dębowym, a nowa kompozycja okazała się globalnym sprzedażowym hitem marki. I do dziś nim pozostaje, przy czym kocia rodzina skryta w eleganckich rzeźbionych flakonach z grubego szkła nieco się rozrosła.
Po klasycznej wodzie perfumowanej otrzymaliśmy jej lżejszą wersję Légere, a w między czasie marka wypuściła ekstrakt, który niestety nie pojawił się w Polsce. W 2016 roku premierę miała wersja Edition Soir z uwydatnioną nutą mchu dębowego. W tym samym roku Pantera ukazała też swoją ciemną stronę w postaci oudowej edycji Noir Absolu. Na uwagę zasługuje też wersja La Panthère Etincelante lansowana w okresie świątecznym ubiegłego roku – tu klasyczną wodę perfumowaną umieszczono w pięknej urody czarnym flakonie, a sam płyn wzbogacono złotym pyłem (stąd nazwa – etincelante czyli migocząca).
Najnowszym wcieleniem cartierowskiej Pantery jest tegoroczna woda toaletowa skomponowana przez tę samą perfumiarkę – Mathilde Laurent. Flakon nowej wersji zachowuje wyrzeźbione w szkle rysy głowy pantery, ale płyn pachnidła ma kolor pudrowego różu, a wysmuklony flakon zdobi u góry jasnokremowa obręcz. La Panthère Eau de Toilette jest według mnie flankerem idealnym! Oferuje nowe spojrzenie na klasyczną kompozycję zachowując jednocześnie jej oryginalne DNA. Woda toaletowa jest przede wszystkim o wiele świeższa i lżejsza, więc czas jej lansowania (wiosna/lato) wydaje się być doskonale utrafiony. Otwiera się w sposób rześki, optymistyczny i bardzo asertywny owocowym koktajlem, ale w przeciwieństwie do wersji perfumowanej, gdzie dominuje rabarbar i truskawka, tu mamy do czynienia z owocami o wiele świeższymi– bergamotką i grejpfrutem. To orzeźwiające otwarcie trwa stosunkowo długo co predysponuje nową wodę do bycia świetnym zapachem na dzień. Wyobrażam sobie, że wspaniale wchodzić z nią w dzień od samego rana. Po czasie, otwiera swoje serce, w którym odnajdujemy Panterę znaną z wody perfumowanej, ale również w złagodzonej, bardziej beztroskiej i krystalicznej wersji. Jest więc sztandarowa dla linii gardenia, ale lekkości dodają jej nuty zielone i konwalia. Perfumiarka osiągnęła tu świetny balans między klasycznym akordem kwiatowo-animalnym, a lekkością wody toaletowej. Baza nowej kompozycji jest piżmowa, ale to piżmo miękkie i kremowe, złagodzone sandałowcem i jasną skórą.
Świetlista, bardziej eteryczna woda toaletowa jest idealnym punktem startowym dla osób chcących rozpocząć przygodę z ‘pełnokrwistą’ Panterą. Dla tych już z nią zaprzyjaźnionych będzie natomiast ciekawą letnią odmianą, która zachowując kocią zmysłowość i pełnię kwiatowości da chwilę orzeźwienia i oddechu w gorący dzień. Nie wątpię też, że zagości na półkach panterowych kolekcjonerek, bo zarówno trwałością i jakością kompozycji jak i urokiem flakonu jak najbardziej przynależy do tej wykwintnej kociej rodziny.