ja5.jpg

Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

*KWESTIONARIUSZ CHARLIEGO* - Marysia Kowalczyk

*KWESTIONARIUSZ CHARLIEGO* - Marysia Kowalczyk

Marysia Kowalczyk

Dziennikarka, influenserka, blogerka działa w przestrzeni internetowej pod szyldem NOSTRESSBEAUTY. W świecie opanowanym przez minimalizm od lat hołduje maksymalizmowi. Jej niepowtarzalny styl warto śledzić na Instagramie. Perfumowo wielka fanka niszy i zapachów niekoniecznie ‘kobiecych’ w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Kocha wetywerię i Ellenę. Prowadzi świetne podcasty na Vogue.pl pt.: Dobry Skład.

Moja zapachowa siostra! Mamy tak wiele wspólnych zapachowych miłości!

***

Twoimi pierwszymi poważnymi perfumami były…?

L’Eau Par Kenzo (wcześniej podkradałam ojczymowi męski i L’Eau D’Issey Issey Miyake i CK One). Wodne, świeże, ale niezwykłe. Z lilią wodną i lotosem. Dostałam je od cioci Marioli, która prowadziła perfumerię w Toruniu. A następnie za pierwsze zarobione większe pieniądze (jako niespełna 18-latka pracowałam w kawiarni w USA przez całe lato), kupiłam Escada Sport Country Weekend drzewno-aromatyczne z cedrem, liściem laurowym i gałką muszkatołową oraz Cheap and Chic Moschino – kwiatowe z drzewem sandałowym, wetiwerem i wanilią (w  pięknym flakonie w kapeluszu). Jako dziewczynka zbierałam kolekcję miniaturowych perfum (chyba De Agostini wydało taką kolekcję zeszytów z historią zapachów). 


Co kochasz w perfumach?

Możliwość zmiany. Każdego dnia, a nawet w każdym dowolnym momencie mogę pachnieć inaczej, co przekłada się na zmianę postrzegania mnie przez otoczenie, jak i mojego nastroju. Mogę dodawać sobie siły w gorsze dni, nosić zbroję, kiedy jestem delikatniejsza. Mogę wykreować siebie taką, na jaką w danym momencie mam tylko ochotę. Perfumy to niewidzialna garderoba. Power dress. Zdarza się, że kojarzą mi się z podróżami (w każdą zabieram inny flakon) i wtedy w ponure deszczowe, jesienne dni poprawiam sobie humor nakładając nuty znane mi np. z przepięknej, słonecznej Tajlandii. 


Co Cię w perfumach denerwuje?

Powtarzalność. Pewien rodzaj mody na zapach. Fakt, że “cała Warszawa” pachnie Portrait of a Lady Frederic Malle albo Gipsy Water Byredo czy (moim dawniej ukochanym) Ganymede Marc Antoine-Barrois. Automatycznie takie zapachy stają się oklepane. Ja nie chcę pachnieć tym, co nosi 15 czy 150 znajomych mi osób z branży. Przez wiele lat Polki sięgały głównie po Coco Mademoiselle Chanel, a Polacy po Farenheit Dior. Kompozycje dobre, ale stały się przez to nudne. Słowem: w perfumach denerwują mnie ludzie, którzy zamiast szukać zapachu, który pasuje do nich, wybierają coś, co już znają. Kopiują. Drażni mnie też słodycz. Rzadko lubię słodkie zapachy (chociaż Amouage Love Delight jest słodkim ulepkiem i za nim szaleję!). 


Pierwsze miejsce, na które aplikujesz perfumy to…?

Nadgarstki, żeby przyłożyć je do nosa i poczuć zapach. Następnie aplikuję zapach na skórze za uszami, dekolcie (zagłębienie między piersiami), w zgięciach kolan i rozpylam chmurę nad włosami (hahaha, nie jestem minimalistką). 


Twoje autorskie perfumy na pewno zawierałyby nutę…?

Wetiweru. Kocham zapachy z tym składnikiem. I drzew. Nie umiem się zdecydować, które drzewa w perfumach lubię najbardziej. Kręci mnie też skóra, ale momentami bywa nieznośna. 


Ostatnia perfumeryjna miłość?

Blue Talisman Ex Nihilo. Sama jestem w szoku, że tak delikatna kompozycja mnie urzekła. Gruszka, imbir, molekuły drzewne. Woal trochę otulający, trochę rześki. 


Gdy zapomnisz się poperfumować…

Czuję się jakbym zapomniała się ubrać. Wyszła bez butów czy torebki. Chociaż szampon, odżywka i balsam – też nadają zapach, bez perfum na skórze, czuję się nieswojo. 


Możesz otrzymać dożywotni zapas wszystkich perfum jednej marki. Którą wybierzesz?

To trudne… Mam dwie największe miłości w świecie zapachów: Serge Lutens i Jean Claude Ellena. Ich kompozycje są zawsze dobre. Celowałabym więc w Lutensa, ewentualnie  markę Hermes, dla której Ellena stworzył wybitne dzieła. Chociaż takie marki jak wspomniana wcześniej Frederic Malle dają więcej możliwości, bo zatrudniają różnych nosów zapachowych. Tu mnie masz – nie wiem, którą markę wybrać. Ale to właśnie Lutensowi zawdzięczam miłość do orientu. Był pierwszy. Przez niego polecieliśmy do Maroko (koszmarna podróż z przygodami, ale niezwykle piękna pod kątem obrazów, smaków i zapachów).


Za jakim zapachem tęsknisz?

Za zapachem mojego taty, który zatraciłam. Zginął, kiedy miałam 11 lat. Czasami wydaje mi się, że wiem, jak pachniał, ale to chyba tylko wyobrażenie. Był sterylnie czystym człowiekiem: dwa razy dziennie mył włosy, bo tak jak ja nie znosił zapachu sebum (haha, śmieję się, że wiem co ile dni ludzie myją włosy, tak dobry mam niestety węch, co bywa przekleństwem). Zawsze pachniał świeżością mięty pasty do zębów, Neoanginem (anyżkiem) i perfumami – jakimi, tego już nikt nie wie. Ja kojarzę nuty sosnowe, trochę jak z sauny fińskiej. 

A jeśli pytasz o perfumy, chyba tęsknię za Hypnose Lancome (pierwszymi perfumami dla kobiet z nutą wetiweru!), których zużyłam kilka flakonów. I tęsknię za Celine Oriental Summer. Byłam pewna, że są niedostępne, a właśnie je znalazłam w internecie!!! Ambrowe, z drzewem sandałowym, migdałem i mandarynką. Jedne z niewielu letnich perfum, które nie pachniały sztampowo:)


Creed: Amber Universe

Creed: Amber Universe

*CO NOWEGO?* - Wrzesień

*CO NOWEGO?* - Wrzesień