*SZYBKA TRÓJKA* - Męskie premiery: Lacoste, Burberry, Bulgari
Po propozycjach premier dla pań, nie mogło zabraknąć nowych zapachów męskich. Oto trzy wrześniowe premiery 2021 o różnych klimatach, natężeniach i skojarzeniach. Neo-fougèrowa zieleń z goryczką w tle, cedrowe trio z lekką dozą pieprzu i słodyczy oraz asertywne drzewno-skórzano-ziemiste wibracje!. Pozostaje tylko wybierać!
Lacoste, Match Point Eau de Parfum
Moim pierwszym luksusowym zapachem w życiu był zielony fougèrowiec. Mowa o Paco Rabanne pour Homme. Mając zaledwie 20 lat zakochałem się w tej dość klasycznej i dojrzałej woni i przez dłuższy czas wybierałem podobne zapachy. Potem na jakiś czas – dość długi prawdę powiedziawszy – porzuciłem zapachy fougère. Sprawiały, że czułem się w nich zbyt poważnie. Teraz od czasu do czasu lubię wrócić do tamtego klimatu w kompozycjach zielonych, aromatycznych i nowocześnie traktujących paprociowy temat. Jednym z takich zapachów jest męska kompozycja Lacoste Match Point.
Wchodzący w tej chwili do sprzedaży Match Point Eau de Pafum jest flankerem zeszłorocznego debiutu w postaci wody toaletowej. Jej charakter w tegorocznej premierze zostaje zachowany. Głównie za sprawą sztandarowego składnika tej linii (czy dwa zapachy to już linia?) jakim jest goryczka alpejska.
Nowa woda perfumowana, podana w ciemniejszym, cieniowanym flakonie, rozpoczyna się energetycznym połączeniem cytryny, grejpfruta i różowego pieprzu. Od razu jednak wiemy, że to nie będzie kolejna wody kolońska, a pójdziemy raczej w klimaty zielone, ziołowe i fougèrowe właśnie. Cytrusowość otwarcia jest lekko przytłumiona i zdradza drugą ważną cechę tego zapachu – mydlaną czystość. Czujemy więc akordy świeże, zielone i czyste, a w sercu dołączają do nich nuty ziołowe, lekko pikantne (ale nadal zielone – mowa o kardamonie) i wytrawnie gorzkawe. To właśnie goryczka zwana również gentianą, której urokowi tak bardzo uległem przed laty za sprawą wody kolońskiej Hermès Eau de Gentiane Blanche. Ziołowość wzmacnia tu lawenda dodając jednocześnie lekkiej, niedopowiedzianej słodyczy.
Baza Match Point EDP jest wybitnie drzewna. Tworzą ją paczula, wetyweria, cypriol oraz wilgotny, ziemisty kaszmeran. I taka jest ta kompozycja – świeża, zielona, aromatyczna, drzewna i nowocześnie paprociowa. Soczystość cytrusów i słodycz zostają tu wyraźnie utemperowane powyższymi klimatami. Nad wszystkim rozpościera się chłodząco-stabilizująca zielona mgiełka.
Match Point EDP jest mocniejszy i gęstszy od wersji EDT, ale to nadal bardzo bezpieczny i dyskretny zapach na dzień. I w zasadzie na cały rok. Poleciłbym go młodym mężczyznom, którzy chcą zrobić krok poza znany i lubiany „sportowo-świeżakowy” krąg lub dojrzalszym facetom ceniącym sobie klasyczne, żeby nie powiedzieć konserwatywne, brzmienia. Spokojnie o klimacie retro nie ma tu mowy. Owszem, to zapach o fougèrowym wydźwięku, ale podany w bardzo nowoczesny sposób.
Twarzą zapachu został francuski aktor Arnaud Valois.
Burberry, Hero
Czy macie swoje zapachowe samograje? Takie nuty, które zestawione razem zawsze dobrze wypadają i do których zawsze lubicie wracać? U mnie takim zestawem są słodkie drewna połączone z czarnym pieprzem. Nic więc dziwnego, że najnowszy męski zapach Burberry – kolokwialnie mówiąc – od razu mi siadł.
Jednocześnie odkrywając go doznałem pewnego dysonansu poznawczego. Po pierwsze ze względu na nazwę. Hero? Tu nie ma nic heroicznego. Zapach należy do kategorii przyjemnych i przytulnych. Po drugie reklama z pseudo-minotaurem w roli głównej? Nie, tu nie ma nic dziwnego, nic ponadnaturalnego, nic zaskakującego. Hero od Burberry to prosta kompozycja opierająca się na nutach drzewnych, przyprawowych i słodkich.
Otwarcie średnio mi pasuje – jest zbyt mainstreamowo ‘sportowe’. Potem jest już lepiej. Umieszczona w nutach głowy bergamotka nie jest ani cytrusowa, ani kwaśna – wyczuwam tu raczej bliżej nieokreślony akord owocowy, który zapowiada już dyskretną słodycz całości. Jest czarny pieprz i są jagody jałowca. Obie nuty bardzo lubię i obecność obu bardzo mi się tu podoba, choć nie są one w żaden sposób dominujące. Najfajniejszym etapem rozwoju zapachu na skórze jest dla mnie drydown, kiedy owocowo-pikantny i dość kremowy początek zaczyna osiadać i wysychać, a pierwsze skrzypce zaczyna grać drewno cedrowe. A dokładnie trzy jego gatunki – cedr atlaski, cedr himalajski i cedr z Virginii. Ten drewniany – na wpół jeszcze kremowy, na wpół już suchy – etap ma na mnie szalenie relaksujący wpływ i całkiem długo się utrzymuje. Poza tym w Hero niewiele więcej się dzieje.
Hero nie jest dla mojego nosa herosem, a raczej everyman’em. Każdy może znaleźć tu coś miłego, każdy może ten zapach nosić na każdą okazję, nikomu nie powinno w nim nic przeszkadzać. To zapach politycznie poprawny, w którym z niczym nie przesadzono – ani z pieprzem (nie wierci w nosie), ani ze słodyczą (nie przyprawia o mdłości), ani z drzewną nutą (nie ma tu aspektów szorstko-kwaśnych). Czy to dobrze czy źle? Odpowiedzi musicie udzielić sobie sami. Ja go zostawiam do czytania książki pod kocem, ewentualnie na spacer, ale bynajmniej nie w dzikiem lesie, a w ucywilizowanym parku. No i flakon absolutnie skradł moje serce.
Nowy zapach Burberry reklamuje amerykański aktor Adam Driver.
Bvlgari Man, Terrae Essence
Mnożenie flankerów nie zawsze musi być powodem do utyskiwania. Dla mnie stanowi możliwość wyboru. Zwłaszcza jeśli flankery owe znacząco się od siebie różnią. I tak jest w przypadku bestsellerowej męskiej linii Bvlgari Man – niektóre z tych zapachów bardzo chwyciły mnie za serce, inne mniej. Nie wszystkie muszę lubić, nie wszystkie musze mieć.
Najnowszy zapach we wspomnianej kolekcji z pewnością jednak zostanie ze mną na dłużej. Oczarował mnie od pierwszej chwili, a nadchodząca jesienna pora, jak mniemam, dodatkowo jeszcze podkreśli jego atuty. Terrae Essence to zapach poświęcony żywiołowi ziemi. I nic nie jest tu przypadkowe.
Jeśli ziemia to oczywiście wetyweria. Ta egzotyczna trawa – a właściwie jej korzenie – od zawsze z pasją były stosowane w męskich pachnidłach dla oddania tego właśnie żywiołu. Wetyweria – jak sama ziemia - jest wielofasetowa. Czasem chłodna czasem ciepła, czasem wilgotna czasem sucha, często zielona, nierzadko dymna. W Terrae Essence wykorzystano wetyweriowy duet, który łączy gatunek jawajski i haitański. Zanim dotrzemy jednak do wetyweriowo-irysowego serca, przez chwilę rozkoszujemy się zapachem cytrusowych gajów Toskanii, której ziemi zapach składa hołd. Użyto tu nieznanej mi wcześniej nuty kalamondyny, która jest krzyżówką kwaśnej mandarynki i kumkwatu. O słodyczy w otwarciu nie ma więc mowy. Nie uświadczymy jej zresztą na żadnym etapie rozwoju kompozycji.
Jeszcze więcej ciekawych i nowatorskich nut czeka na nas w głębi Terrae Essence. Umieszczono tu stworzony specjalnie dla Bvlgari akord ziemny Terrae zbudowany z Woodatheru® (surowy, animalistyczny ton), Geonolu (mieszanka akordów mchu i paczuli) oraz esencję marchwii. Całość dopełnia dodająca sucho-skórzanego sznytu żywica styraksowa.
Odbieram Terrae Essence jako zapach pięknie odzwierciedlający naturę, a z drugiej strony elegancko perfumeryjny. Drzewny, wytrawny, ziemisty, skórzany i dymny. Asertywny, głęboki i z charakterem. Jego doskonałym dopełnieniem jest oprawa graficzna utrzymana w odcieniach ambrowo-koniakowych z elementami złota i trawertynowego marmuru.
Twarzą zapachu jest po raz kolejny kanadyjski model i aktor Nick Bateman.