*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of November
Nie wiem kiedy przeleciał listopad. Chyba dlatego, że jak co roku wyczekiwałem… grudnia. A w tym szczególnie…
Tak czy inaczej dużo się działo, dużo się jadło i dużo – jak na pandemiczny czas – bywało. Pogodą sobie nie zawracałem głowy. W ubiegłym sezonie kupiłem na wyprzedaży kurtkę, w której żadna zima mi nie straszna.
Od czego by tu więc zacząć? Zapachów? Przyjemności dotykowych czy może smakowych? No dobrze, niech na początek idą smaki. Pyszne vege curry jedliśmy w Wegeguru. To miejsce nas jeszcze nigdy nie zawiodło. Z okazji odwiedzin rodziców odkryłem restaurację Kuźnia Smaku gdzie w bardzo klimatycznej atmosferze zjadłem pierogi z gęsiną. Z kolei podczas mojej wizyty w Elektrowni Powiśle zawitałem do restauracji Pełną Parą gdzie degustowałem pierożki już bardziej azjatyckie, przygotowywane naturalnie na parze. 11 listopada nie mogło się obejść bez rogala Marcińskiego. Spałaszowałem całego i to jest mój absolutny szczyt możliwości w tej kwestii. A gdzie piłem dobrą kawę? W tym samym dniu w Żelazowej Woli w parku przy muzeum Chopina. Cudowne miejsce na spacery o każdej porze roku. Tamtejsza kafejka nazywa się Chopin’s Room Café.
Dzień wcześniej byliśmy z Be na imprezie z okazji Black Friday organizowanej przez E-Obuwie. Zachwyciło nas samo miejsce – Kotłownia M25 w warszawskim Soho. Jeśli chodzi o resztę to zdecydowanie odstawaliśmy wiekiem. W listopadzie miałem też przyjemność przeprowadzić wywiad z założycielem marki Maison Crivelli – Thibaud Crivellim. Perfumy tej marki zawitały tej jesieni do perfumerii GaliLu. Wziąłem udział w pięknej prezentacji Le Couvent, podczas której mieliśmy okazję połączyć się z niezwykłym gościem. Szczegóły poniżej. Marka SVR z kolei zaprosiła mnie do zjawiskowego miejsca w mało zjawiskowym rejonie stołecznego centrum. Mowa o KUO’S SPA gdzie zaprezentowano odnowioną linię dla cer dojrzałych Densitium, do której dołączył nowy specyfik na noc – Baume Nuit. Po prezentacji oddałem się w ręce tamtejszej specjalistki, która zafundowała mi tak cudowny masaż twarzy, szyi, dekoltu i karku, że w zasadzie mało co pamiętam. Z przyjemnością tam kiedyś wrócę. Pod koniec miesiąca, w ramach przygotowań do moich okrągłych urodzin zrobiłem sobie ‘beauty afternoon’ w Izbie Lordów w Elektrowni Powiśle. Więcej szczegółów z tej wizyty poniżej. Dodam tylko, że moje serce skradł barber Kostas i tonik, którego użył. Już mam go w domu. Ten tonik znaczy się!
Sporo testowałem. Świeżutkie nowości do rąk od Bon Parfumeur, specyfiki do rzęs od Phlov i Embryolisse, męską linię kosmetyków POLAAR MEN, suchą, ale nawilżającą maseczkę Awokado od polskiej marki Senkara i świąteczne, jak zwykle szałowo pachnące kosmetyki Yves Rocher (jeden z nich wylądował w Ulubieńcach!). Sprawdziliśmy też premierowe produkty Sensum Mare – ja ich nowe serum pod oczy Algoeye, Be upiększająco-pielęgnujący krem BB Algotone. W całym domu roznosił się piękny zapach oudu i paczuli gdy używałem w kąpieli żelu z Oud Luxury Collection, która pojawiła się w warszawskiej perfumerii Yasmeen specjalizującej się w arabskich pachnidłach.
Perfumowo odkrywałem nową markę w House of Merlo – In Astra. Super koncept, piękna inspiracja i rewelacyjne zapachy. Do gustu przypadł mi szczególnie jeden z nich. Który? Sprawdźcie poniżej. Wspominałem zapach Kokorico, który wylądował w 11 odcinku Pamiętnika Charliego oraz słodziłem sobie i Wam w Tygodniu z Miodem. Na testowy tapet wziąłem też trzy olejki marki Mokoto, które znajdziecie w perfumerii Mood Scent Bar. Najbardziej spodobał mi się zielony, kwiatowy, fiołkowy Natural Medicine.
W Mood Scent Bar kupiłem też nową świecę od Papier d’Armènie. W ogóle w listopadzie paliłem bardzo dużo świec zapachowych. No ale kiedy jak nie teraz? Efektem tego palenia była świecowa Szybka Trójka na blogu. W świetnej prezentowej tubie dostałem od Kosciuschko balsam do twarzy i zarostu oraz… parę ich firmowych skarpet (fajny patent na prezent!). A skoro już o prezentach, to koniecznie zajrzyjcie do Prezentownika Charliego, jeśli jeszcze Was tam nie było. Ja sam dostałem niezwykły prezent od perfumowej znajomej – woreczek do transportowania flakonów z moimi własnymi inicjałami! How cool is that!? Prezentów zresztą sam sobie kilka zrobiłem pod nadchodzące okazje. Jeśli obserwujecie mnie na Insta, zobaczycie (lub już zobaczyliście) czym się rozpieszczałem.
W listopadzie przyjąłem też szczepionkowego boostera na Stadionie Narodowym, lałem wosk w Andrzejki i zaliczyłem jedną manifestację. Z wosku wyszedł mi definitywnie diabeł, choć uwielbiam interpretację jednej z Was, że to bożek Pan – symbol Florencji. Wywróżyłem więc sobie jak nic wizytę na przyszłorocznych targach Pitti Fragranze. Na manifestacje z kolei użyłem mgiełki do włosów Nicolaï – Patchouli Intense, która siedziała w moich ubraniach mocno wyczuwalna przez kolejne dwa tygodnie. Ta mgiełka do absolutny tytan mocy! Bez kitu! Sprawdźcie, bo chyba trzyma się lepiej niż woda.
A teraz już zapraszam do poznania naszych Ulubieńców Miesiąca, które jak zwykle prezentuję w kilku kategoriach.
ZAPACH:
Wszystkie trzy poniższe zapachy poznałem w tym miesiącu i z miejsca pokochałem. Pierwszym był Iris Malikhân, który najbardziej zauroczył mnie w ofercie Maison Crivelli. Bardzo zielony, ostry wręcz w otwarciu za sprawą galbanum przechodzi mocną transformację wysładzając się w drydownie i popadając w zamszowo-waniliowe klimaty. Wolę początek niż koniec, ale i tak całościowo to bardzo dobre pachnidło. Zainspirowane irysami napotkanymi na pustyni – jak opowiadał mi założyciel marki, Thibaud Crivelli. Potem przyszła kolej na nową sygnaturową kolekcję Le Couvent, a w niej trzy zapachy skomponowane przez Jean Claude’a Ellenę – Mimosa, Tuberosa i Ambra. Moje serce zdobyła zdecydowanie ta ostatnia. W tej ciepłej i otulająco-słodkiej kompozycji „bursztynowy” akord ambry wyczarowano stosując żywicę labdanową. To ona nadaje zapachowi ciężaru i głębi. W jego sercu umieszczono natomiast absolut kocanki w nutach głowy rozjaśniając go kroplą bergamotki. To zapach zbudowany na kontrastach światła i cienia. Światło to ciepło ambrowego akordu, który ma tu wydźwięk waniliowo-migdałowy, cień – to tajemnica i dodająca eleganckiego sznytu chropowatość czystka. Zapach stworzony wręcz do noszenia na specjalne, zimowe okazje. I ostatnie zapachowe zauroczenie – mistrz wyrafinowanego komfortu, kompozycja włoskiej niszowej marki In Astra, Betelgeuse. Pięknie perfumeryjny łączy w sobie świeżość kolendry, pudrowość irysa i najwspanialszy aspekt tego zapachu dla mnie – mech dębowy. Plus kawa. Ideał!
TWARZ:
W pielęgnacji twarzy postawiłem w listopadzie na intensywne nawilżanie. Codziennie wieczorem używałem nawilżającego serum z nasionami zielonej herbaty, sztandarowego produktu nowej koreańskiej marki Innisfree. To bardzo lekkie, orzeźwiające i świeżo pachnące serum intensywnie nawilża i przywraca blask cerze. Jego formuła składa się z wody nasączonej zieloną herbatą z wyspy Jeju Fresh Green Water 2.0™ i olejku z zielonej herbaty, zawierającego 16 minerałów i aminokwasów. Mam też miniaturkę kremu nawilżającego z tej samej linii. Chyba sprawie sobie jego pełnowymiarowy słoiczek. Razem z serum robi mojej skórze bardzo dobrze. Pod oczy używałem mocnego zawodnika, ale w nowej komfortowej formule. Contour des Yeux z linii Densitium SVR jest kremem regenerującym dedykowanym pielęgnacji okolic oka dla cer dojrzałych. Czyli jak najbardziej dla mnie! I bardzo dobrze mi robi! Nie tylko wygładza zmarszczki, walczy z opuchnięciami i cieniami, ale również – jak cała linia Densitium – przywraca właściwą gęstość skóry. Jest tu ultra-fragmentowany kwas hialuronowy i Bio-calcium, probiotyki, L-PCA, arginina, tetrapeptydy oraz wyciąg z jagód goi. Doskonale napina skórę pod oczami dodatkowo zdrowo ją rozświetlając. Ładne spojrzenie to nie tylko gładka skóra wokół oczu, ale i atrakcyjna oprawa z rzęs. Mam na tym punkcie obsesję, bo natura mnie w tym względzie potraktowała po macoszemu. Stosowałem już odżywkę do rzęs amerykańskiej marki Revitalash. Efekt – owszem – był spektakularny, ale i krótkotrwały. Po odstawieniu preparatu, rzęsy wróciły do swojej jasnej, cienkiej i krótkiej postaci. Teraz stosuję nowe serum do rzęs marki Phlov – All You Need Is Lash. Jego zadaniem jest stymulowanie cebulek włosów by były silniejsze, grubsze i odporne na wypadanie. W składzie serum znajdziemy kwas hialuronowy, allantoinę i naturalne peptydy. Marka obiecuje pierwsze efekty po 14 dniach stosowania. U mnie rzeczywiście się pojawiły! Moje rzęsy są znowu widoczne! Zamierzam doprowadzić kurację do końca i sprawdzić czy efekt utrzyma się po jej zakończeniu. Może z rzęsami już tak jest, że muszą być non-stop stymulowane.
BODY:
Zacząłem się szczotkować… długo po tym jak to było modne. Prawda jest taka, że jakiś czas temu Be zamówiła dwie szczotki od Stasio Szczotki – jedną do twarzy, jedną do ciała. Od kilku miesięcy leżą, że tak powiem, odłogiem. Postanowiłem więc ja z nich skorzystać. Szczotkuję skórę na sucho po kąpieli co jest świetnym, pobudzającym masażem. Skóra jest bardzo gładka (peelingi na razie poszły w odstawkę), a szczotkowanie zapobiega też wrastaniu włosków i zapaleniu mieszków włosowych. Z tym ostatnim często niestety się zmagam na udach. Może szczotka Stasio temu zaradzi. Jeśli oczywiście będę sumienniej się przykładał do szczotkowania niż Be. Do kąpieli zabierałem olejek pod prysznic ze świątecznej linii Yves Rocher – Orange Fondante. To prawdziwa gratka dla łasuchów! Połączenie pomarańczy i czekolady sprawia, że myjąc się tym olejkiem funduję sobie kąpiel w wannie pełnej… delicji szampańskich!. Trzeci produkt do ciała, który pragnę wyróżnić nie jest już może aż tak spektakularny, doskonale spełnia jednak swoje zadanie. Mowa o dezodorancie w sztyfcie z nowej męskiej linii POLAAR MEN. Jest łagodny i skuteczny. Nie zostawia żadnych śladów. Nie ma zapachu. Czego można chcieć więcej od dezodorantu? Trapper’s Deo nie zawiera też soli glinu. Gwarantuje świeżość i dyskretny zapach. W składzie ma porost arktyczny - niewielki, rozłożysty organizm odporny na silne susze i duże wahania temperatury (nawet do 70°). Dzięki właściwościom antybakteryjnym i immunostymulującym pomaga w detoksykacji i oczyszczaniu komórek naskórka.
FLAKON:
Ten flakon przywołuje bardzo dobre wspomnienia… La Collection Grasse marki L’Occitane en Prevence ujrzała światło dzienne w 2013 roku. Napisałem o niej jeden z moich pierwszych artykułów. Pojawiło się wtedy aż osiem zapachów, których nazwy łączyły dwa składniki połączone symbolem &. Wszystkie w prostych 75ml flakonach z metalową nakrętką. Miałem tam swoich ulubieńców, z których do dziś posiadam flakon Thé Vert & Bigarade. Be bardzo lubiła Néroli & Orchidée z 2014, a że ona zawsze szybciej zużywa perfumy niż ja, nie ma już po nich ani śladu. Na szczęście w tym roku, na Święta marka wypuściła limitowaną wersję tamtej wody z dopiskiem Eau Intense. W kwestii składu największą różnicę stanowi tu dorzucona piękna wanilia, w samym flakonie zaś pojawiło się złote liternictwo i złoty symbol &. Jest prosto, ale bardzo urokliwie, szczególnie, że wspomniane złote akcenty doskonale współgrają z ociepleniem składnikowym wody. Koniakowy kolor płynu tez wybrano w punkt. Doskonale wszystko to wygląda w świetle świec.
EVENT:
W listopadzie miałem przyjemność uczestniczyć w premierze czwartej, najbardziej luksusowej linii francuskiego domu perfumeryjnego Le Couvent – Parfums Signatures. A wszystko zaczęło się od pięknego zaproszenia, które przybyło wraz z bukiecikiem kwiatów.
Na miejscu – czyli w przestrzeniach domu handlowego Mysia 3 – wyczarowano prowansalski ogród, z roślinami, obrazami i dźwiękami tego regionu. W tym entourage’u zaprezentowano trzy nowe zapachy o wysokiej koncentracji perfum, które podano w prostych, eleganckich czarnych flakonach. Są one dziełem dyrektora kreatywnego marki – jednego z najznamienitszych współczesnych perfumiarzy, Jean-Claude’a Elleny, który również uczestniczył w tamtejszym spotkaniu dzięki internetowym łączom.
Trzy nowe sygnaturowe kreacje powstały w Grasse i czerpią pełnymi garściami z prowansalskich klimatów. Dwa z nich są na wskroś kwiatowe. Mimosa ze swoją żółtą pudrowością łączy absolut marokańskiej mimozy z bergamotką i cedrem amerykańskim. Tuberosa zaś to połączenie białokwiatowej świeżości i kremowości z sensualnością drewna sandałowego. Trzeci zapach – Ambra – zrobił na mnie największe wrażenie. W tej ciepłej i otulająco-słodkiej kompozycji „bursztynowy” akord ambry wyczarowano stosując żywicę labdanową. To ona nadaje zapachowi ciężaru i głębi. W jego sercu umieszczono natomiast absolut kocanki w nutach głowy rozjaśniając go kroplą bergamotki.
Mistrz Ellena, który współpracuje w Le Couvent z zespołem młodych perfumiarzy, opowiadał o procesie twórczym i początkach jego współpracy z marką. Odpowiadał też na pytania gości. Zapytany czy to nos jest najważniejszym narzędziem w pracy perfumiarza powiedział, że to tylko narzędzie kontroli. Najważniejszymi narzędziami jego pracy są natomiast pamięć i wyobraźnia. Dowiedzieliśmy się też, że gdyby nie został perfumiarzem, najchętniej spełniałby się w roli pisarza. Co zresztą po części udało mu się osiągnąć – zdradził nam, że w swoim życiu popełnił już dziesięć książek.
ZABIEG:
Zawsze marzyło mi się urodowe popołudnie. Tego typu atrakcje często oferowane są paniom w salonach kosmetycznych i SPA, ale od czego są barbershopy! W niektórych można zafundować sobie dużo więcej dla dobrego wyglądu i samopoczucia niż strzyżenie, przycinanie brody i golenie.
Tak właśnie jest w Izbie Lordów zlokalizowanej w Beauty Hall warszawskiej Elektrowni Powiśle. To tu spędziłem ostatnie w listopadzie piątkowe popołudnie. Celem było przygotowanie się do urodzinowych celebracji. Najpierw miałem wykonany zabieg pielęgnacyjny na twarz połączony z masażem, następnie czekało mnie lordowskie strzyżenie i grooming zarostu z brzytwą i wszelkimi możliwymi ręcznikami włącznie.
Wnętrze Izby Lordów w Elektrowni Powiśle jest bardzo przestronne, a jego wystrój nawiązuje kolorem i stylem do klasycznego wyglądu pierwszej siedziby tego barbershopu przy ul. Wspólnej. Jest tu jednak dużo więcej elementów nowoczesnych oddających dobrze ducha całego, z lekka postindustrialnego, centrum handlowego. Po powitaniu na recepcji po prawej stronie można zaczekać na swoją kolej na wygodnej zielonej kanapie. W tej części wyeksponowane są również kosmetyki i akcesoria barberskie, w tym autorska linia Izby Lordów – Like a Lord. Na środku salonu umiejscowione są stanowiska barberskie z wygodnymi fotelami, stacjami myjącymi i heksagonalnymi lustrami. Za ścianą po prawej stronie salonu wykonuje się zabiegi manicure i pedicure oraz męskie zabiegi pielęgnacyjne na twarz. I to tu rozpocząłem swoje popołudnie.
W Izbie Lordów wykonuje się zabiegi na bazie aromaterapeutycznych kosmetyków brytyjskiej marki Aromatherapy Associates i jej męskiej podlinii Refinery. Zabieg rozpoczął się relaksującym oddechem pudełkowym. Kosmetyczka rozprowadziła olejek lawendowy na dłoniach, które trzymała tuż nad moją twarzą, a ja oddychałem w systemie wdech-wstrzymanie-wydech. Po chwili relaksu i wyciszenia pierwszym etapem zabiegu było delikatne oczyszczenie twarzy i złuszczanie peelingiem. Potem przyszła kolej na najprzyjemniejszy etap – długi, relaksujący masaż twarzy mieszanką olejków dostosowanych do mojej cery. Po masażu nałożono maskę nawilżającą, a w czasie gdy ta działała, kosmetyczka wykonała masaż karku, ramion i głowy. Po zdjęciu maski zaaplikowano krem pod oczy i na twarz i zamknięto całą sesję wzmacniającym oddechem pudełkowym.
Z odświeżonym obliczem mogłem przejść do sali głównej, zasiąść na fotelu barberskim i oddać się w ręce barbera Kostasa. Kostas - z pochodzenia Grek – jest absolutnym mistrzem swojego rzemiosła. Zaczęliśmy od strzyżenia głowy, a następnie po rozłożeniu wygodnego fotela przeszliśmy do trymowania brody maszynką i konturowania brzytwą. Kostas zastosował gorący ręcznik po którym zafundował mojej twarzy i głowie masaż uciskowy, a na koniec złagodził cerę i zamknął pory nakładając ręcznik zimny. Ostatnim etapem była stylizacja, do której użył znakomitego produktu marki Reuzel – Grooming Tonic. Ten prestyler wtarty w wilgotne włosy przed stylizacją dodaje objętości, pogrubia włosy i doskonale utrwala fryzurę. Za jego rekomendacją już nabyłem preparat i cieszę się jego korzyściami w domowej stylizacji.
Popołudnie spędzone w Izbie Lordów doskonale mnie zrelaksowało, moja twarz była wypoczęta, skóra ujędrniona i nawilżona, a fryzura i broda idealnie dopełniły całości. Co ważne włosy obcięte przez Kostasa łatwo dają się stylizować również w domu. To świadczy o jego fantastycznych umiejętnościach barberskich. Na pewno wrócę jeszcze pod jego nożyczki, którymi śmigał zresztą jak prawdziwy magik.
ULUBIEŃCY BE:
Be wyróżniała w listopadzie dwa kosmetyki i jedne perfumy. Co do tych ostatnich nie miałem żadnych wątpliwości, że przypadną jej do gustu. Kiedyś bardzo chętnie używała wody perfumowanej L’Occitane Néroli & Orchidée, teraz jeszcze bardziej polubiła jej tegoroczną wersję Eau Intense. Nic dziwnego – Be uwielbia wanilię, a to właśnie ten składnik wzbogacił tę świeżo-kwiatową wodę w limitowanej intensywniejszej wersji. Néroli & Orchidée Eau Intense rozpoczyna się w ten sam świeży sposób co jej poprzedniczka oddając pierwsze skrzypce pięknemu aromatowi kwiatu pomarańczy. Cytrusowe brzmienia ustępuję w sercu nieco bardziej kwiatowym i pudrowym akordom zielonej orchidei. Bazą zapachu rządzi niepodzielnie gatunkowa wanilia, która wnosi do kompozycji elementy gourmandowe. Świetny wybór na dzień w zimniejsze pory roku. Bardzo lubię go czuć we włosach Be. A skoro o włosach już mowa, na tych sprawdził się u Be doskonale produkt, co do którego nie mieliśmy wielkich oczekiwań. Żel 3-w-1 z linii FIT Ziaja służy do mycia twarzy, ciała i włosów. Zwykle tego typu produkty nie oszałamiają. Be jednak stwierdziła, że doskonale robi on właśnie jej włosom. Są pogrubione, nie elektryzują się i bardzo dobrze się układają. A do tego nasycone są optymistycznym zapachem mango, którym charakteryzuje się cała kolekcja FIT. W pielęgnacji twarzy sprawdził się u niej natomiast najlepiej nowy Multicare BB Cream ALGOTONE od Sensum Mare. Jak się dowiedziałem ma doskonałe i dość mocne krycie, co jest fajną rzeczą jesienią i zimą, ale co najważniejsze ma bardzo bogatą, pielęgnującą formułę z SPF 15. Koloryt twarzy jest ładnie wyrównany (Be używa odcienia MEDIUM, który, jak twierdzi, wypada dość jasno), a cera trwale nawilżona i chroniona. Ze względu na dość bogatą konsystencję Be matuje krem BB Sensum Mare transparentnym białym pudrem. Czuję się zachęcony do testów. Tak, tak w domu bardzo często dzielimy się kosmetykami. Be sięga nawet po te barberskie!
GDZIE TEGO SZUKAĆ:
Le Couvent: Douglas
Maison Crivelli: GaliLu
In Astra: House of Merlo
Phlov: Sephora
Innisfree: Sephora
SVR: apteki
Stasio Szczotki: www.produkcjaszczotek.pl
Yves Rocher: salony firmowe
Polaar: Douglas
L’Occitane: salony firmowe
Sensum Mare: www.sensummare.pl
Izba Lordów: www.izbalordow.pl
Ziaja: www.ziaja.com