*NOWA MARKA* - Vilhelm Parfumerie
W lipcu zrobiło się słoneczniej nie tylko w całej Warszawie, ale i na półkach perfumerii GaliLu. A wszystko za sprawą przepełnionej optymistycznymi barwami i nutami nowej na polskim rynku niszowej marki Vilhelm Parfumerie.
Mobilność i otwartość na różne kultury popłaca, a już na pewno stymuluje artystyczną kreatywność. Założyciel marki Jan Vilhelm Ahlgren urodził się w Szwecji, rozwijał artystycznie i zawodowo w Paryżu, a swoją markę otworzył w Nowym Jorku. Ale wszystko zaczęło się od skórzanych toreb, które produkował w swoim atelier. Jan zauważył, że każda z nich ma swój własny zapach i postanowił zabawić się tworząc perfumy dla poszczególnych modeli. Tak wkroczył w świat zapachów gdzie poznał Jérôme Epinette'a, który wyczarował większość kompozycji dla stworzonej w 2015 roku marki z kwiatem szczęścia - lotosem - w logo. Jan to prawdziwy człowiek renesansu, współczesny Gatsby i dandys, osoba o nieprzeciętnym umyśle, ogromnej klasie i fantazji. Człowiek miłujący towarzystwo przyjaciół, proste przyjemności i wyszukane luksusy. Po Paryżu jeździ na rowerze w kolorze mimozy. I wszystko to odzwierciedlają jego perfumy.
Vilhelm Parfumerie to nieposkromiona radość i artystyczna wizja, które wyrażają się w celowym przedawkowaniu składników i emocji. To optymizm patrzenia w przyszłość z poszanowaniem przeszłości. Uwielbienie kina, miasta, jazzu, ale i prostych codziennych czynności takich jak gra w szachy czy wwąchiwanie się w zapachy lata. Twórca ciekawie przełamuje skandynawski stereotyp proponując design, który jest prosty, a zarazem wyszukany i bogaty. Wszystkie - zaprojektowane przez Pierre’a Dinanda - płaskie i okrągłe flakony wykonano z grubego szkła, które zadaje się wirować i pięknie kontrastuje z szafranową żółcią etykiet i korków. Pudełka perfum ozdobiono inspirowaną egipskimi hieroglifami symboliką, w której ukryto nazwy poszczególnych kompozycji. Genialny zabieg!
Oferta zapachów Vilhelm Parfumerie podzielona jest na kilka kolekcji. Kolekcja miast z ukłonami w stronę Berlina i Sztokholmu, kolekcja jazzowa przepełniona nutami ciężkimi, skórzanymi i dymnymi i kolekcja kwiatowa, w której bardzo dobre wrażenie zrobiła na mnie słona mimoza (Modest Mimosa). Jest też wspaniała linia poświęcona Dziesiątej Muzie - kinu i jego gwiazdom! Tu znajdziemy piękną zieloną, bazyliową figę (Basilico Fellini) i smakowity drzewny miód w zapachu poświęconym słynnej parze, aktorce Avie Gardner i torreadorowi Luisowi Miguelowi Dominguin (The Oud Affair). Jest w końcu bardzo osobista kolekcja przywołująca prywatne momenty z życia twórcy - grę w szachy z ojcem w drzewnym Morning Chess, spacer po deszczowym Londynie w gotycko-cytrusowym (!) Black Citrus czy zamknięty, ale nie zapomniany związek w herbacianym Dear Polly. Na szczególną uwagę zasługują owocowe kompozycje marki. Mango Skin jest tak realistycznym oddaniem zapachu owocu, że nosząc go na skórze miałem wrażenie skąpania w wannie pełnej mango lassi. Po czasie kompozycja osiada na skórze w formie komfortowej słodkiej piżmowej pierzynki. Najnowszy, tegoroczny zapach Body Paint, który wyszedł spod rąk i nosa Marca-Antoine’a Corticchiato, to z kolei eksplozja zmrożonej gruszki przeciwstawionej gorącemu chilli. Gdy walka tych dwóch ekstrawertycznych akordów ucichnie na skórze pozostaje piękny drzewno-przyprawowy woal. Kompozycja poświęcona jest Paryżowi z 1988 roku, rytualnemu tańcowi i sztuce body paintingu.
Identyczne flakony, a w środku tak różne opowieści to coś co kocham w perfumach najbardziej. Poznawanie świata przez flakony, ich nazwy i inspiracje. Szperanie, szukanie, czytanie podróżowanie w czasie i wyobraźni. To więcej niż perfumeria. To biblioteka. Każdy zapach stanowi nostalgiczną, wielowątkową opowieść— czasem bliską naszym codziennym przeżyciom, czasem zupełnie nierealną, a przez to jeszcze bardziej kuszącą. Wspólnym mianownikiem ponad dwudziestu kompozycji są nie tylko nietypowe inspiracje, ale i genialnie dobrane składniki. Oud, świeżo ścięta trawa, heban, masło imbirowe, pieprz syczuański, indonezyjska paczula, absolut róży, marchew, cytryna sycylijska, dzikie drzewo cedrowe, agar, dorodna figa. Naprawdę jest z czego wybierać! Zapachy Vilhelm Parfumerie aż buzują od składników, większość z nich ma też bardzo dobrą trwałość na skórze i doniosłą projekcję, jednak nie przekraczają one granicy udziwnienia, która sprawiałaby, że dany zapach łatwiej podziwiać wąchając z flakonu niż nosząc na sobie. To zapachy bardzo dobrej jakości, ciekawie pomyślane i pięknie zmieszane, ale w tym wszystkim bardzo klasyczne i zarazem współczesne.
Po pierwszych testach jestem wypełniony po brzegi optymizmem, mocą i pięknem płynącymi z tych wyjątkowych flakonów. Ujęły mnie też kolorowe, ekspresyjne kolaże tworzone jako visuale do każdego z zapachów. Czekam na pojawienie się zgrabnych traveli – 20ml i zestawów 3 x 10ml. Strasznie się cieszę, że ta żółta fala radości w końcu do nas dotarła. Mam nadzieję, że i na Was zadziała jak słoneczny magnes!
Zapachy Vilhelm Parfumerie dostępne są w Perfumerii GaliLu przy ul. Koszykowej i w Elektrowni Powiśle, a także w sklepie internetowym www.galilu.pl