*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of May
Maj, maj i po maju? Jaki był? „Wyjątkowo zimny maj”? Nie wiem czy wyjątkowo, ale chłodny na pewno, szczególnie po wyjątkowo ciepłym kwietniu. Słońca jednak nie brakowało, a i majowy deszcz ma swój urok, a już zapach jaki pozostawia po sobie tym bardziej. Był bardzo kwiatowy – pod blokiem wybuchły strzeliste irysy, po drodze do sklepu satynowe maki. Wwąchiwałem się w bukieciki konwalii i upajałem widokiem piwoniowych pomponów. Przez nasz dom przewinęły się też lewkonie, gerbery i ostróżki, które to odkryłem dzięki studiu florystycznemu GŁADKI.
Nadal objadaliśmy się szparagami, a w formie deseru trzykrotnie wylądował na stole rabarbar. Jako tradycyjny kompot, tarta i lemoniada. W maju pierwszy raz wybraliśmy się na spacer po lesie gdzie odkryliśmy całe pola dzikich konwalii.
Maj był również miesiącem bardzo obfitym. Poznałem i przetestowałem mnóstwo nowych zapachów i kosmetyków. Do mojej kolekcji dołączyło aż dziesięć mniejszych lub większych flakonów perfum, niezliczone próbki i dwie świece zapachowe. Poznałem bardzo fajne nowe linie kosmetyczne dla mężczyzn – Graham Hill, Insight, Cade od L’Occitane, Emryolisse Men, Qiriness Men oraz Lumin Skincare. Było więc co testować!
W końcu zacząłem wypuszczać się z domu dalej niż do pobliskiej piekarni. 20 maja pierwszy raz po ponad dwóch miesiącach wybrałem się do centrum miasta na otwarcie nowego miejsca: Elektrownia Powiśle. Skusił mnie znajdujący się tam nowy, piękny salon perfumerii GaliLu. Tydzień później odbyłem spacer Mokotowską na osi Koszykowa – Mysia, podczas którego odwiedziłem nową niszową perfumerię House of Merlo i pop-up store perfumerii Impressium prezentujący przekrojowa ofertę zapachowych produktów Nicolaï Parfumeur Createur. Wąchanie spod maseczki nie było łatwe, ale przyznam, że parę razy sama mi się jakoś obsunęła.
No i last but not least, 22 maja w końcu wybrałem się do fryzjera!!! Wydarzenie niby zwykłe, a jednak doświadczenie w obecnej dobie całkiem niezwykłe i bezcenne.
To był bardzo fajny miesiąc! Zresztą trudno żeby maj takim nie był…
A oto rzeczy, które sprawiły, że nawet w masce na twarzy bardzo dobrze się bawiłem.
W jednym z poprzednich podsumowań pisałem, że bardzo ważną dla mnie kategorią perfumeryjną jest zapach poranka. Jego zadaniem jest zwykle dodanie świeżości, energii i dobrego nastroju na cały dzień. I proszę, marka Nuxe wprowadziła do swojej oferty właśnie to o czym piszę. Le Matin de Possibles to zapach idealny na przywitanie dnia! Jest niczym prysznic optymizmu i słonecznych promieni. Prosty, energetyczny i nie zaprzątający swoją obecnością zbytnio głowy. W jego skład – zbudowany jak dodaje producent w 85,8% ze składników pochodzenia naturalnego – wchodzą niesłodki kwiat pomarańczy, zielone petitgrain i kaszmirowe białe piżmo. Skierowany oficjalnie do kobiet sprawdzi się jako doskonały „rozbudzacz” dla każdego. Drugi z zapachowych ulubieńców pojawił się w mojej kolekcji na zasadzie uderzenia piorunem. Przetestowałem go nadgarstkowo w środę, założyłem globalnie w czwartek, a w piątek już pobiegłem do perfumerii GaliLu by nabyć swój własny flakonik. Mowa o najnowszej – piątej już – molekule pana Gezy Schönn – Molecule 05, której składnikiem-gwiazdą jest kaszmeran. Ten zapach momentalnie przenosi mnie w klimat nadmorski. Z pominięciem banalnych nut aquatycznych wyczarowuje mieszankę świeżego drewna, soli unoszącej się w powietrzu, wilgotnej ziemi, żywicznych igieł i przestrzeni. Bardzo ciekawy, nieoczywisty i naturalistyczny, choć do jego stworzenia użyto jednej molekuły w 100% syntetycznej. Gdy słońce chowało się już za horyzont, kiedy padał deszcz, a całe niebo było zasnute chmurami wyciągałem trzeciego z moich ulubieńców – kompozycję Mentha Religiosa od Roos&Roos. Tak podanej mięty wcześniej nie znałem! Tajemnicza, ziołowa i kadzidlana nie przestawała i nadal nie przestaje mnie fascynować. Z pewnością wcześniej czy później przeczytacie osobną recenzję tego zapachu tu na blogu, bo ta kompozycja zdecydowanie na to zasługuje!
W pielęgnacji zapachowi poranka bardzo często towarzyszy u mnie zastosowanie tzw. boostera. Jego zadaniem jest rozbudzenie twarzy, nawilżenie i dodanie zdrowego, ‘wyspanego’ looku. W maju tę role spełniał Soin Booster Défatigant francuskiej marki Embryolisse. Jego składniki aktywne pochodzenia naturalnego dobrano w sposób niwelujący widoczne efekty współczesnego, intensywnego trybu życia – stresu, zanieczyszczeń, krótkich nocy i aktywnych dni. Tak działają kwas hialuronowy i polisacharydy owsiane oraz ekstrakty z lucerny i łubinu. Genialnie lekka kremowo-żelowa konsystencja sprawia, że kosmetyk natychmiast znika pod palcami, a skóra jest rozjaśniona, napięta i doładowana energią. Coraz większa ilość słonecznych dni sprawia, że lubię mieć na twarzy delikatną złotą opaleniznę. Nie za bardzo jednak lubię się opalać. Ale od czego są kosmetyczne wynalazki! Men Soin Bonne Mine Healthy Glow Care szwajcarskiej marki Qiriness to lekki żel nawilżająco-rozświetlający do twarzy, zapewniający efekt naturalnego dotknięcia słońcem. Oferuje ciekawą nowoczesną formułę opartą o zanurzone w przeźroczystym żelu mikrokapsułki z pigmentem, które nadają twarzy promienny wygląd i wyrównują jej koloryt. Dzięki nasionom moringa żel chroni skórę przed zanieczyszczeniami środowiskowymi. Kosmetyk nie zawiera samoopalacza co oznacza, że wieczorem można opaleniznę najzwyczajniej zmyć. Szalenie wydajny i dyskretny, nie polecam jednak do białego kołnierzyka. W jeden majowy weekend zafundowałem sobie dodatkowo dogłębną pielęgnację i relaks w postaci maski płachtowej Skin Perfusion Hyaluronic Youth Mask marki Fillmed (dawniej Filorga). Osiągnięty efekt był spektakularny i dosłownie czuć go było na całej skórze twarzy! Ta bio-celulozowa maska z kwasem hialuronowym, kolagenem i aloesem łagodzi, nawilża i koi oraz wspaniale napina i rozprasowuje zmarszczki. Zalecana jest do stosowania po zabiegach z zakresu medycyny estetycznej dla podrasowania efektów tychże, u mnie zajmie miejsce najlepszego domowego zabiegu bankietowego! Do tanich nie należy, ale warto mieć zestaw czterech srebrnych saszetek na okazje kiedy naprawdę chcemy wyglądać jak milion dolarów!
Wspomniałem we wstępniaku o odkryciu kilku nowych marek ze świetną oferta dla facetów. Jedną z nich jest włoski koncept Insight. Korzystając ze zniżki oferowanej w ich sklepie zafundowałem sobie parę specyfików do brody, włosów i ciała. Co najlepiej się sprawdziło? Pokaźna, brązowa tuba z przeźroczystym żelem, który myje ciało i włosy. Przyjazna formuła Insight MAN Hair&Body Cleanser zawiera organiczny ekstrakt z daktyli, olejek z drzewa herbacianego i organiczny ekstrakt z aloesu. Mnie zauroczyła jego niebanalna świeżość pachnąca drzewem herbacianym. Męsko, ale nie sztampowo męsko, a włosy – nawet przerośnięte na kwarantannie - po myciu się genialnie układały. W maju szczególny nacisk położyłem na pięty, choć może nacisku to im na co dzień i tak wystarcza. W każdym razie zająłem się nimi na poważnie. Po pierwsze odkryłem w końcu tarkę do pięt, która pozwala pozbyć się twardego naskórka w sposób delikatny, ale radykalny. Ta tarka marki L’biotica nie dość, że czyni cuda to i CUDO Silky Feet się nazywa. Stosowana na suche pięty przynosi natychmiastowy efekt miękkich stóp już po pierwszym użyciu. Jest prosta, wygodna i bezpieczna w użyciu. Jej sekretem są precyzyjne minipilniczki ścierające, które delikatnie i skutecznie usuwają zgrubienia i martwy naskórek. Starta skóra wpada do kasetki, która lubi wypadać, dlatego ja zawsze mocno ją przytrzymuję. Zabieg powtarzam co dwa tygodnie. Resztą stóp zajął się innowacyjny brazylijski koncept domowego pedicure bez wody BrazzCare. Foliowe skarpetki wypełnione emulsją z wyciągiem z (ponownie!) drzewa herbacianego, pilniczek i patyczek do odsuwania skórek. Stopy wsadzamy do skarpet i mażemy wypełniającą je emulsją bez umiaru. Następnie wykonujemy tradycyjny pedicure paznokci i skórek, a resztę balsamu wcieramy w całe stopy. Genialnie zmiękczona skóra stóp i skórki przy paznokciach! Doskonała alternatywa dla zabiegu gabinetowego. I na koniec coś rozkosznego nie tylko dla całego ciała ale i oka. Balsam do ciała w spreju z limitowanej edycji Capsule Collection stworzonej przez Acqua di Parma i La Double J ubrano w przepiękne wzory i kolory, uperfumowano wspaniałą letnią kompozycją Arancia di Capri (pomarańcze, mandarynki, petitgrain, kardamon, karmel, piżmo) i wzbogacono olejkami z oliwek, słodkich migdałów i pestek winogron. Na włoskiej plaży raczej w tym roku nie będzie dane mi być, ale z tym balsamem (oraz pianką do mycia i scrubem, które również są w kolekcji) z łatwością ją sobie wyczaruję na własnym balkonie.
Miałem już pudry do mycia twarzy i pudry do włosów, ale pudru do mycia brody jeszcze u mnie nie widziano! Aż poznałem markę Graham Hill, która swą nazwę i inspirację czerpie od angielskiego arystokraty, dżentelmena i legendy Formuły I – Grahama Normana Hilla. Skusiłem się na ich dwa produkty, w tym jeden do brody i jest to właśnie puder Rascasse Beard Wash Cleansing Powder. Ten zawierający enzymy proszek tworzy delikatnie porowatą piankę, która świetnie oczyszcza zarost i znajdującą się pod nim skórę. Zawiera olejek z jojoby, olejek ze słodkich pomarańczy (i to czuć!), olejek cedrowy i miętę. Dokładnie oczyszcza, zmiękcza, odżywia i jest pierwszym etapem codziennego ogarniania zarostu. Ma też kojący wpływ na swędzenie skóry. A co jest drugim etapem? Oczywiście szczotkowanie i olejowanie. W maju z przyjemnością używałem olejku do brody z rozszerzonej niedawno linii CADE od L’Occitane, który zawiera ekstrakt z jałowca porastającego wzgórza Prowansji. Składnik ten jest od wieków znany ze swoich właściwości ochronnych. Jest w nim też mieszanka dobroczynnych olejków – sezamowego, migdałowego, słonecznikowego, jojoba i oliwkowego. Doskonale zmiękcza zarost nie obciążając go nadmiernie. Dodaje mu lekkiego połysku.
Mówi się, że kształt koła jest kształtem idealnym. Owszem, ale może i trochę nudnym. Flakon nowego zapachu Hermès – na który ze względu na kwarantannę przyszło mi bardzo długo czekać – dodaje kolistej figurze fantazji poprzez dwa ścięcia, jest zarazem wypukły i płaski, obsypano go srebrzystymi gwiazdami, a do tego przybiera bajeczny kolor wieczornego, kobaltowego nieba. Mowa oczywiście o L’Ombre des Merveilles, najnowszym dodatku do kolekcji Wód Cudów. Zaprojektowany przez Serge’a Mansau jest jak magiczne szkło powiększające ukazujące poezję świata. Gradacja koloru świetnie oddaje charakter samej kompozycji, która symbolizować ma grę światła i cienia, dnia i wieczoru. Atomizer – tradycyjnie bez dodatkowego korka – zdobi wygrawerowana sygnatura Hermès. Pasjami spoglądam przez niego ostatnio na świat.
Samo wychodzenie z domu dalej niż do najbliższego sklepu było w maju wielkim świętem. Odwiedzenie dwóch nowych zapachowych miejsc na warszawskiej mapie stało się wręcz fetą, galą, rytuałem! Najpierw zwiedziłem nową, piękną lokalizację GaliLu, którą wraz ze swoim nowym logo perfumeria zaprezentowała nam na otwarciu Elektrowni Powiśle. W przestrzennym, ale przyjaznym wnętrzu znajdziemy znane i lubiane niszowe perfumy, kosmetyki, świece i kadzidła. Jest tu duży, specjalnie stworzony counter dla australijskiej marki Aesop, jest tradycyjnie piękna wyspa po środku salonu, a przed nami dużo, dużo więcej. Do butiku przybędzie coraz więcej pięknych rzeczy, a wśród nich dwie wspaniałe nowości: amerykańska marka perfum niszowych Vilhelm Parfumerie oraz - i teraz poproszę o werble! - bajeczną Portraits Collection londyńskiej marki Penhaligon's. To wspaniała wiadomość, bo tej linii inspirującej się z przymrużeniem oka brytyjską arystokracją bardzo brakowało. Tydzień później odwiedziłem miejsce nowe, szalenie świeże i gościnne – mieszczącą się przy ul. Mokotowskiej House of Merlo. Niewielkie, ale na swojej pięknie urządzonej przestrzeni mieszczące niesamowitą mnogość doznań: kilka alpejskich szczytów (Acqua Alpes), przygody pewnej ekscentrycznej pary (Philly&Phill), duchy mitologii nordyckiej (Smells Like Spells), niekończacy się las (JMP Artisan Perfumes), wakacyjne rytmy modnych śródziemnomorskich kurortów (Beso Beach) i cały północny Ocean Atlantycki (Acqua de Surf)! Rozpocząłem swoją wizytę od wystrzału z pistoletu 9mm autorstwa Gezy Schönn (Ballistic Therapy), wytarzałem się w cudownej mięcie Undergrowth (Rook Perfumes), przebrnąłem przez genialne eliksiry (Francesca Bianchi) by wyjść z tego arcygościnnego miejsca z czymś co mnie totalnie zauroczyło - i nie, nie były to perfumy. O Greyhound Candle na pewno jeszcze na Charliem usłyszycie, bo to koncept przemyślany i dopięty na ostatni guzik (koloratki). I do tego polski. Koniecznie odwiedźcie te dwa nowe miejsca!
Bardzo lubię urodowe gadgety i kamienie! Co z tego połączenia wyszło w maju? Piękny masażer do twarzy stworzony specjalnie z myślą o mężczyznach od Crystallove. Ja wybrałem ten zrobiony z Czarnego Obsydianu (jest też równie kuszący „szylkretowy” z Tygrysiego Oka). Masażer 3D z kolekcji CRYSTALLOVE® MEN wyposażony jest w dwie końcówki masujące: klasyczną o gładkiej powierzchni oraz końcówkę 3D, która ma za zadanie wzmocnić efekt masażu i drenażu limfatycznego. Jego karbowane wypustki są ręcznie nacinane, a następnie szlifowane, okucia pokryto miedzią w kolorze różowego złota. Wspaniały design i niezastąpiony efekt chłodnego kamienia na skórze twarzy – zwłaszcza pod okiem. Dla równowagi, do czarnego masażera wybrałem też białą – wykonaną z krzystału górskiego – płytkę Gua Sha. Co to takiego? To starożytna technika masażu wywodząca się z medycyny wschodu. Masaż Gua Sha oczyszcza z toksyn, poprawia krążenie, redukuje obrzęki, działa przeciwzmarszczkowo, liftinguje, poprawia owal twarzy, przywraca skórze blask i redukuje cienie pod oczami. Masażer i płytkę Gua Sha trzymam w lodówce dla wzmocnienia efektu chłodu, który uwielbiam. Masażer stosuję zwykle rano na czystą twarz, płytkę Gua Sha wieczorem z olejkiem do twarzy. Ostatnio wyczytałem, że masażer też świetnie działa w połączeniu z sheet masks. Muszę koniecznie wypróbować to połączenie!
Be pachniała w maju skandalicznie smakowicie, nosiła czerwień na ustach, jeździła na swojej nowej czarnej Irenie i obchodziła okrągłe urodziny na dachu! Od pierwszego powąchania przypadł jej do gustu najnowszy flanker Jean Paul Gaultier – So Scandal! Nowa wersja jest idealna na cieplejsze miesiące, nie ocieka już słodyczą, za to nęci aromatem koktajlu poziomkowego! Z czego go ukręcono? Z świeżej tuberozy, mleka i malin! Tak, z tych składników wyszły totalne poziomki na laktonicznej bazie. Na flakonie nadal wierzgają nogi, ale sama szklana bryła ozdobiona jest pionowymi fasetami. Do tego zapachu bardzo pasowała soczysta klasyczna czerwień na ustach. Be wybrała tę od marki Dior! Jej nowa pomadka (kolejna w armii czerwieni!) to matowa Dior Rouge Couture Colour Lipstick w kolorze 999! Nie mogę się napatrzeć tak dobrze jej w tym kolorze!
GDZIE TO ZNALEŹĆ:
Escentric Molecules – www.galilu.pl
Roos&Roos – www douglas.pl / www.beautyboutique.pl
Nuxe – w aptekach
Embryolisse – www.douglas.pl
Qiriness – Tagomago Boutique
Insight – www.insightshop.pl
Graham Hill – www.grahamhill-kosmetyki.pl
Acqua di Parma – www.sephora.pl
CUDO Silky Feet – www.biutiq.pl
BrazzCare – www.bimprofessional.pl
Hermès – Sephora, Douglas, butik Hermès
L’Occitane – www.pl.loccitane.com
Crystallove – www.crystallove.pl
Jean Paul Gaultier – Sephora, Douglas
Dior – Sephora, Douglas, butik Dior