Les Parfums de Rosine, Les Extravagants
Nie zawsze trzeba robić rzeczy od A do Z. Czasem fajnie zacząć od końca.
Tak właśnie sprawa się miała w przypadku mojej znajomości z francuską marką Les Parfums de Rosine. Byłem oczywiście świadom jej istnienia, miałem w głowie obraz romantycznych flakoników z chwościkami lub kryzami à la spódniczki tutu i stylizowaną w duchu rokoko literą R, ale nigdy nie zapoznałem się przekrojowo z ofertą jej zapachów. Kiedy niedawno pojawiła się taka okazja, moją uwagę najbardziej przyciągnęła jedna z najnowszych linii marki – ubiegłoroczna kolekcja Les Extravagants. Ale może tym razem, dla porządku, zacznijmy od początku. Tym bardziej, że jest bardzo ciekawy.
Marka Les Parfums de Rosine została ustanowiona w 1911 roku przez Paula Poiret, nowatorskiego projektanta mody, który już parę lat przed Gabrielle Chanel (która zwykle zbiera za to brawa) pragnął uwolnić kobiety od gorsetów. Jego projekty były rewolucyjne jak na ówczesne czasy: luźno spowijały kobiece kształty miękkimi tkaninami, epatowały odważnymi kolorami i pełnymi garściami czerpały inspiracje z Orientu. To co jednak dla nas ważne to fakt, że Paul Poiret, u szczytu rozkwitu swojego imperium modowego, postanowił też sprzedawać perfumy, tym samym stając się pierwszym w historii twórcą designer’s perfume. Swój zapachowy dom nazwał od imienia jednej z córek Rosine. Temat potraktował bardzo poważnie, bo jak czytamy w „Mężczyźni, którzy wstrząsnęli światem mody”:
„W niedługim czasie urządza laboratorium, do którego dołącza najpierw hutę szkła, a następnie zakład produkujący tekturowe opakowania projektowane przez wybitnie utalentowanych grafików i ilustratorów. Powstają Parfums de Rosine (…). Ta rewolucja, która nam wydaje się oczywista, odmieniła francuski przemysł perfumeryjny, upodabniając perfumy do luksusowej biżuterii, którą się pragnie i którą się obdarowuje, i sprawiając, że stały się one naturalnym uzupełnieniem projektowanej odzieży, Poiret zapewnia sobie hegemonię.”
Nie na długo jak się okazało. Po szalonych latach 20 nadchodzi wielka Depresja, której ani dom mody Paul Poiret ani jego marka perfum nie przetrwają. Od czego jednak są kolejne pokolenia? W 1991 Les Parfums de Rosine zostają ponownie przywrócone do życia przez Marie-Hélène Rogeon, której pra, pra dziadek pracował z Paulem Poiret. Wskrzeszając pierwszy zapach wykreowany przez swojego przodka – La Rose de Rosine - Marie-Hélène stworzyła dla odnowionej marki kształt flakonu i zadeklarowała swoją absolutną miłość do róż. I rzeczywiście, w portfolio marki trudno szukać zapachu, który by nimi nie pachniał.
Nie inaczej jest w wylansowanej w ubiegłym roku kolekcji Les Extravagants, która swoim designem, nazwami i samymi kompozycjami zapachowymi wnosi świeży oddech i stanowi ukłon, po pierwsze, w kierunku młodszej klienteli, po drugie zaś, w kierunku obu płci. Tę odważną, przepełnioną kolorem i ultra-nowoczesną linię zaprojektował Louis Rogeon, aktualny dyrektor artystyczny marki. A wszystko zaczęło się właśnie od kolorów. Czterem nasyconym do maksimum barwom postanowiono przypisać cztery róże i wrzucić je w cztery różne tematy zapachowe: waniliowy, morski, zielony i owocowy. Do współpracy zaproszono trzech perfumiarzy: Delphine Lebea, Micheala Almairaca i Serge’a de Oliveira. Wszystko opakowano w genialny współczesny design (lakierowane na wysoki połysk flakony, żłobione czarne korki), który pogodzono z tradycyjnymi elementami marki (kształt flakonu, logo w formie litery R) i doprawiono stylistyką Art Déco (geometryczne motywy rombów na pudełkach i w wizualach). Nie będę ukrywał, że do sięgnięcia właśnie po te cztery zapachy, skusił mnie ich przykuwający wzrok i zapadający w pamięć wygląd.
Po dokładnym ich przetestowaniu natomiast, mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że ich wnętrze dorównuje atrakcyjnej aparycji. Każdy z tych zapachów jest bardzo żywotny i dynamiczny, każdy zaskakuje swoją zmiennością i ciekawymi niuansami, każdy jest przy tym całkowicie przyjazny – zarówno dla kobiety jak i mężczyzny. Róże w nich ukryte nie brzmią klasycznie – są mniej lub bardziej wyraźne, ale każda z nich ma do odegrania swoją rolę. Czuć tu jakość składników, nieco nonszalancką, ale pewna rękę perfumiarza, czuć świeże podejście, które nie idzie jednak na kompromis z trwałością kompozycji.
Vanille Paradoxe
Nos: Delphine Lebeau
Rodzina: aromatyczno-przyprawowa
Zapach emanuje nutami róży Burbońskiej, wykorzystywanej do grodzenia pól wanilii na wyspie Reunion na Oceanie Indyjskim. Jej aromatowi towarzyszą pikantno-drzewne nuty jałowca i rozmarynu, a świeżość otwarcia zapewnia grejpfrut. W sercu aromatyczny charakter pogłębiają zielony dzięgiel i pieprzny kardamon. Nad wszystkim góruje smakowity aromat lasek wanilii – deserowy, ale nie spożywczy. W podstawie piżmowo-drzewny aspekt wnosi ambroxan.
Vanille Paradoxe to ciekawa ‘kolczasta’ wanilia, jak sobie na własny użytek ją nazwałem. Ta popularna kremowo-słodka nuta przełamana tu została piękną pikanterią przypraw i drzew. Róża nie jest mocno wyczuwalna. Czując ten zapach na skórze oczami wyobraźni przywołuję kremową gładź ponakrapianą czarnymi, ‘charakternymi’ punkcikami. To wanilia prawdziwie gatunkowa i prawdziwie unisexowa. Bardzo komfortowa w noszenie, ale nie nudna. Pokochacie ją jeśli lubicie takie zapachy jak Eau Duelle Diptyque czy Eau des Beaux L’Occitane en Provence.
Bleu Abysse
Nos: Serge de Oliveira
Rodzina: drzewno-wodna
Inspirowany francuską różą Moschata, Bleu Abysse to zapach niebanalnie świeży. Daje się we znaki falami, wciągając nas coraz bardziej w swoja morską głębię. Orzeźwiające otwarcie to bergamotka, elemi i czarna porzeczka. W sercu dochodzi do przeciekawego mariażu mineralnego jodu i róży. Na koniec zalewa nas fala tajemniczej bazy utkanej z kadzidła, oudu, wetywerii i… morskich alg.
W Bleu Abysse róża wybrzmiewa dość wyraźnie. Akompaniuje jej dźwięk rozgniatanych w palcach liści czarnej porzeczki i zielono-soczysty akord głogowy. Jest tu też coś pieprznego i naprawdę bardzo dużo nadmorskiego jodu. Wodny charakter kompozycji nie przywodzi na myśl typowo aquatycznego błękitu – to raczej granat oceanicznej głębi, podkręcony czymś współcześnie syntetycznym i mineralnym. Szalenie intrygujący i wciągający, bo do jakże wyeksploatowanego tematu podchodzi w niebanalny sposób. Spodoba się każdemu, kto przepada za Rose Atlantic Durgi lub Rose America Une Nuit Nomade.
Eloge du Vert
Nos: Delphine Lebeau
Rodzina: zielono-przyprawowa
Pochwała zieleni, w której zieleń rządzi niepodzielnie! Dla tej witalnej kompozycji wybrano gatunek zamszowej róży Muscosa, która rzeczywiście uwalnia zielony aromat gdy jej kielichy miażdżymy miedzy palcami. Suchy zielony pieprz umieszczony w głowie kompozycji ciekawie kontrastuje z akordem soczystej zielonej papryki i musującym imbirem. Baza jest poważniejsza i delikatnie słodsza, bo prawdziwie drzewna zbudowana z paczuli i cedru. W obu tych składnikach perfumiarce udało się jednak także uwydatnić aspekty zielone.
Eloge du Vert jest jak warzywno-ziołowy ogródek. Czuję w nim wyraźnie zieloną paprykę i pikantność liścia pomidora. Jest bardzo ożywczo, miejscami aż kolońsko. Temat różany nie jest ewidentny. Różę przykrywa tu spora dawka pylistego zielonego pieprzu i soki ziołowo-warzywne. Ten ogrom zieleni sprawia, że kompozycja jest bardzo wiosenna i bezpretensjonalna. Rewitalizuje i relaksuje jednocześnie. Mnie skojarzyła się bardzo z Eau de Campagne Sisleya i Hameau de la Reine Historiae.
Bois Fuchsia
Nos: Michel Almairac
Rodzina: szyprowo-owocowa
Róża Gallica, używana w przetworach, pachnie eksplozją rozgniatanych malin i ten zapach rzeczywiście wybucha elektryzująca owocowością. Z początku zielony za sprawą miętowych wręcz liści czarnej porzeczki zbalansowanych bardziej powściągliwą nutą irysa. W sercu rządzi owocowa róża, którą wymieszano z malinami i liczi. Owoce te nie są przesadnie słodkie, a cała kompozycja utrzymuje dość cierpki, szyprowy charakter. Tytułową drzewność wnosi paczula umieszczona w bazie zapachu wraz z piżmem i sandałowcem, który jest bardziej suchy niż kremowy.
Owoce Bois Fuchsia są jakby naozonowane, czerwono-różowe z przebłyskami zieleni, raczej kwaskowe, miejscami szorstkie i delikatnie pudrowe. Z czasem te kiście owoców zamieniają się w owocowy krzew z wyczuwalnymi gałązkami, szorstkimi liśćmi, kolcami, a nawet odrobiną wilgotnej ziemi. Ten chłodny owocowo-różany szypr powinien przypaść do gustu tym, którzy polubili Eau Capitale Diptyque i Mûre et Musc od L’Artisan Parfumeur.
Uwielbiam patrzeć na te cztery flakony, zwłaszcza gdy są razem. Szczerze powiedziawszy każdego z tych zapachów z powodzeniem mógłbym też używać. Ta wanilia jest bardzo moja, morska róża mnie frapuje, zieleń ogródka odpręża, a owocowy szypr stawia do pionu. Podoba mi się spójność tej kolekcji, wysoka jakość jej składników, ultranowoczesność połączona z wyrafinowaniem i brak nadmiernego słodzenia. Przyparty do muru wybrałbym wanilię i morską głębię. A wy sami sprawdźcie wszystkie kolory Les Extravagants, bo warto!
Kolekcję Les Extravagants, jak i inne zapachy Les Parfums de Rosine, znajdziecie w Perfumerii Ambrozja.