*RECENZJA* - Twilly d’Hermès Eau Poivrée
Perfumy często wyświetlają mi obrazy filmowe przed oczami. Szczególnie te ulubione.
Tak jest i teraz. Wącham zapach, który chcę zrecenzować i widzę i czuję (a nawet słyszę) aurę filmu Sofii Coppoli “Maria Antonina”. Gdyby ta grana przez Kirsten Dunst dziewczyna - która w wieku 19 lat została królową Francji - żyła w dzisiejszych czasach, byłaby dziewczyną Hermèsa i nosiła owinięte wokół nadgarstka różowe, jedwabne twilly. To pewne jak przysłowiowe dwa razy dwa i to, że czerwony pieprz wcale nie jest pieprzem, róża często pachnie zielono, a zielone liście paczuli dają drzewny, a nie zielony aromat.
Dwa lata po doskonałej premierze Twilly d’Hermès, paryska marka, poprzez kreację swojej nadwornej perfumiarki Christine Nagel, prezentuje, nową odsłonę zapachu – Eau Poivrée. Flanker, nie-flanker. Nieważne. Nowa woda perfumowana Hermès to taka sama młoda, wyzwolona, trzpiotna dziewczyna jak jej poprzedniczka. Tyle, że inna. Różnią się, ale należą do tego samego dziewczyńskiego gangu. Noszą na rękach kolorowe spaghetti, słuchają ostrej muzyki i zagryzają ją kolorowymi makaronikami. Jak młoda Maria-Antonia. Ten sam gang.
Pierwsze Twilly d’Hermès mnie zachwyciło. Zachwyciło mnie to w jaki sposób, bądź co bądź dość nobliwa, marka zawalczyła o młoda klientelę. Zabawnie, z klasą i na przekór trendom. To właśnie jest Hermès! Radosna, a zarazem nostalgiczna woda perfumowana Twilly d’Hermès wspaniale wyznaczyła olfaktoryczny szlak dla zapachów ze swojej drużyny. Pikantne, wibrujące otwarcie – imbir! Brzmi jak głośny śmiech, nieopanowany i spontaniczny. Kwiatowe serce – tuberoza! Romantycznie? Tak ale bez nudy i nonsensu! Drzewne wykończenie – sandałowiec! Bo każdy czasem potrzebuje wcisnąć się w miękki fotel i zanurzyć w kubku mlecznej kawy.
Nowa Twilly d’Hermès Eau Poivrée idzie tym samym torem. Te dziewczyny po prostu lubią biegać w te same miejsca. Wyglądają nawet podobnie. Eau Poivrée woli po prostu trochę więcej różu, co widać na jej flakonie i nowej wstążeczce. Christine Nagel znowu wrzuciła w otwarcie kompozycji pokaźną garść przypraw, przy czym tu zamiast imbiru jest to czerwony pieprz. Brzmi on bardzo naturalistycznie, kręci w nosie, musuje jak bąbelki prosecco i jak one szybko ulatuje. To mają do siebie nuty głowy. Centralnym tematem zapachu jest róża, która zastąpiła tuberozę. Róża przeciekawie dla mnie ujęta. Z początku świeża i młoda, połyskująca nawet zielenią. Ale to chwila. Znalazłem nawet na niej ze dwie krople rosy. Potem coraz bardziej słodka. Nie kwiatowo słodka, nie owocowo-słodka, a makaronikowa! Tak, serce Eau Poivrée kojarzy mi się z różowym, chrupkim makaronikiem bardzo cienko przełożonym różaną konfiturą. To słodycz sucha i pudrowa. I ma jeszcze coś w sobie – jest duszna i sexy. To nie jest zapach dla niewiniątek. Kompozycja wybrzmiewa podobnie jak klasyk na drzewną nutę, przy czym zamiast kremowo-waniliowego sandałowca mamy tu do czynienia z drzewno-pikantną paczulą. Nie ziemistą, a pikantną i molekularną przywołującą na myśl akigalawood. Cała Eau Poivrée ma zresztą w sobie coś molekularnego, jest bardzo impresjonistyczna, migocze tonami, które gasną, by potem znowu powrócić. To nadaje jej dynamiczności i współczesności. Ani młoda Maria-Antonina ani dziewczyny Hermèsa nie chcą pachnieć statycznie. One są w ciągłym ruchu.
Wielu twierdzi, że te dwie hermesowskie kompozycje tak naprawdę nie mają ze sobą nic wspólnego oprócz flakonu. Nie zgadzam się! Mają to samo DNA, ten sam duszno-sensualno-kosmetyczny vibe i ten sam dziewczyński (a nie dziewczęcy!) urok. To co, że tu pieprz, a tam imbir, tam tuberoza, a tu róża. Dla mnie Eau Poivrée to flanker pełną gębą i właśnie takie budowanie linii mi się podoba. Zachowując charakter i aurę, zaprezentować coś zgoła odmiennego. Bo może dzisiaj ta dziewczyna chce być eteryczną blondynką (tak widzę tuberozowe Twilly), ale za chwilę będzie chciała być chłopczycą z czarnym bobem (Eau Poivrée, choć słodsze, za sprawą paczuli ma w sobie iskierkę męskości). Możliwości jest wiele, a może będzie jeszcze więcej. Obie kompozycje są nowatorskie, zmienne, współczesne, a zarazem kobiece. Tu liczy się zabawa i nieważne z której jesteś drużyny – tuberozowej czy różanej. To jeden gang. Gang w którym makaroniki przedkłada się nad landryny. Młoda Maria-Antonina też je wolała.
Zapach: Hermès, Twilly d’Hermès Eau Poivrée
Premiera: sierpień 2019
Nos: Christine Nagel
Nuty: różowy pieprz, róża, paczula
Trwałość i projekcja: dobre
Pojemności: 30ml, 50ml, 85ml