*NOWY ZAPACH* - Gucci, Mémoire d'Une Odeur
Każda subkultura, z perfumeryjną włącznie, kreuje swój własny żargon. Wiele z określeń opisujących zapachy to bezpośrednie zapożyczenia z języka angielskiego:
crowd-pleaser
panty-dropper
pussy (dick?) magnet
Tych dwóch ostatnich wybitnie nie lubię. A jeśli nie chcecie pachnieć w żaden z trzech powyższych sposobów musicie poznać zapach, który biorę dziś na tapet. I nie spodziewajcie się miłości od pierwszego powąchania. W końcu to nie crowd-pleaser.
Alessandro Michele, od kiedy w 2015 roku został mianowany dyrektorem kreatywnym kultowego domu mody Gucci, nieźle namieszał w tej nieco skostniałej włoskiej marce. I o ile nie wszyscy fani klasycznego stylu Gucci są zachwyceni nowymi projektami modowymi domu, o tyle wielbiciele dobrych perfum nie mają zdecydowanie powodów do narzekań. To pod rządami tego pochodzącego z Rzymu projektanta i wizjonera, światło dzienne ujrzały tak wybitne zapachy jak skórzany Gucci Guilty Absolute i jego damska jeżynowa odsłona, przedziwna sterylnie fiołkowa woda kolońska Gucci Guilty Cologne i świetna linia celebrująca aromat tuberozy – Gucci Bloom. Ta ostatnia zasłynęła też wspaniałą kampanią reklamową wykreowaną w głowie Michele i oddającą charakterystyczny boho-chic styl jego projektów modowych. Niedługo musieliśmy czekać na kolejne zapachowe dziecko tego niewątpliwie płodnego i doskonale wyczuwającego ducha czasów projektanta. W tym roku Alessandro Michele wymyślił sobie zapach inkluzywny bez granic płci, bez granic wieku, poza czasem i miejscem i nazwał go Mémoire d'Une Odeur (Wspomnienie Zapachu), a do jego skomponowania zaprosił po raz kolejny sprawdzonego perfumiarza hiszpańskiego pochodzenia Alberto Morillas (Firmenich).
Gdybym miał opisać ten zapach jednym słowem, użyłbym na pewno przymiotnika: inny! Na szczęście po ponad dwóch tygodniach noszenia i wąchania go na innych osobach, mam do powiedzenia dużo więcej. Zacznę więc od początku. Nie pokochaliśmy się od razu. Mój pierwszy kontakt z Mémoire d'Une Odeur wywołał coś co było mieszanką zadziwienia i rozczarowania. Na szczęście przeważyło to pierwsze. Bo w tej kompozycji jest coś frapującego, coś co każe ci wwąchiwać się w nią głębiej i głębiej, oswajać ją i definiować. Warto dodać, że drogę od rozczarowania do sympatii, a potem wręcz zachwytu pomogła mi pokonać sowita aplikacja. Zapach sam w sobie nie należy do killerów trwałości i projekcji. Stosowany w większych ilościach i/lub z większą częstotliwością tworzy jednak niesamowitą trwałą (ale nigdy nie męczącą) aurę, która nie chce wyjść z głowy. I dobrze, bo na pewnym etapie nawet sami tego byśmy nie chcieli.
Michele i Morillas stworzyli w Mémoire d'Une Odeur coś zupełnie odmiennego od wszystkiego co możemy powąchać na perfumeryjnych półkach, coś nostalgicznie flirtującego z przeszłością, ale we współczesnym wydaniu, coś niełatwego do natychmiastowego zdefiniowania i powiedziałbym nawet coś nieperfumowego. Nie ma tu popularnych w obecnej perfumerii nut, a te które tu podano tworzą razem zaskakujące ensemble. Nowy zapach Gucci to kompozycja aromatyczno-mineralna, którego głównym bohaterem jest rumianek uprawiany w tarasowych ogrodach w okolicach Rzymu od XVI wieku. Temu znanemu, ale nieczęsto stosowanego w perfumach składnikowi towarzyszą gorzkawe migdały, koralowe płatki jaśminu z Indii (Indian Coral Jasmine Nature Print® - akord na wyłączność Gucci), duet drewien (kremowy sandałowiec i zwiewny cedr), szczypta wanilii i mineralny akord piżmowy, który jest fundamentem kompozycji.
„Musiałem bardzo dokładnie przemyśleć, dlaczego Alessandro wybrał rumianek. Kiedy zacząłem pracować nad tym składnikiem, zrozumiałem go” – powiedział Morillas. „Nikt tego wcześniej nie zrobił. Rumianek jest znany na całym świecie. Każdy go kiedyś wąchał. Pozostał marzeniem, wspomnieniem z dzieciństwa, niekiedy ponadczasowym, lecz nigdy nie pojawił się w perfumach. Ten kwiat jest bardzo niedoceniany, a jest rośliną o wyjątkowym profilu olfaktorycznym.”*
Mémoire d'Une Odeur jest lekki, ale nie świeży. Na próżno tu szukać cytrusowej czy morskiej świeżości, nie bucha też ozonem czy soczystą zielenią. Od początku jest stonowany i rozmyty, jak lekko poruszone zdjęcie sprzed lat. Dla mnie jest krainą łagodności i spokoju, która nie trąci jednak nudą. To ciepła woda kolońska do używania przez okrągły rok. Latem da ukojenie, zimą ogrzeje. Jest poza porami roku. Aromatyczna faseta jest bardzo wyczuwalna od samego początku. Jest tu suchość późnego lata, aromat siana, delikatna apteczna gorycz i pudrowość kwiatowych pyłków. Następny etap to klimat jaśminowego naparu, który łagodzi ziołowość i wysładza kompozycję w piękny, nie-gourmandowy sposób. Lekkie drewna wprowadzają nas w ostatnią fazę komfortowego i puchatego, ale nie namolnego piżma. Wszystko jest idealnie wyważone, składniki pięknie przenikają się i ewoluują na skórze, ukazując, jakby od niechcenia, różne twarze metafizycznego wręcz relaksu. Po drodze mój nos napotkał też wplecione na chwilę akcenty miodowe, pomarańczowe i solarne. Dojrzałem do tego zapachu dając mu czas i uwagę. Dziś noszę go z największą przyjemnością.
Czy Mémoire d'Une Odeur jest rzeczywiście zapachem ponad płcią? Według mnie tak – myślę, że nie spodoba się podobnej ilości kobiet jak i mężczyzn. Faceci będą narzekać na zbytnią jaśminowość, panie na dużą ziołowość. Wszyscy przyzwyczajeni do zapachów mających z miejsca zachwycić każdego na jego dziwaczność. Jestem jednak pewien, że ci którzy będą nim olśnieni znajdą się po obu stronach.
Ogromnym atutem nowej kompozycji Gucci jest sposób jego podania i komunikowania. Oba totalnie zbieżne z samym zapachem. Niedzisiejsza ciemna zieleń pudełka jest jak ze świętych obrazów, jasna zieleń flakonu jak z lotionu do włosów babci lub wody kolońskiej dziadka. Taki flakon mógł rzeczywiście stać na półce w łazience któregoś z nich. Do kompletu dorzucono magiczne złote gwiazdki, które spadły z fresków Giotta w Kaplicy Scrovegni w Padwie. Sam flakon – wzorowany na klasycznym kształcie Eau de Gucci z 1993 roku - jest nie tylko nostalgicznie uroczy, ale i bardzo dobrze wykonany. Smukłość i barwa dodają mu lekkości, grubość szkła stabilności. Obramowana złotem etykieta przylega jak należy, a powtarzający motyw złota z gwiazdek korek przypomina pokrętło z radia w stylu retro. No i reklama zapachu. Prawdziwy majstersztyk.
„Elementem przewodnim całej kampanii reklamowej jest idea wolności nie-społecznej, idea nie-ery i nie-miejsca. Wyobraziłem sobie świat, który jest freskiem „mitologicznego” życia, w którym rodzina jest prywatną społecznością z własnymi ramami społecznymi. Dominuje tu całkowita wolność ekspresji, a role które pełnią ludzie nie są jasno określone. Wyobraziłem sobie autentyczną pamięć” – powiedział Alessandro Michele.
Tę iście cygańską komunę zwaną tu rodziną podglądamy w reklamowym filmie różnych momentach wspólnego afirmowania życia. Żyją swobodnie i wspólnie tworzą wspomnienia. W różnych miejscach, w tańcu, podczas pikniku wśród rozświetlonych słońcem ruin Canale Monterano lub w rodzinnym domu Montecalvello – średniowiecznym zamku z fontanną na dziedzińcu i tajemniczymi freskami na elewacjach. Reżyser kampanii reklamowej Glen Luchford nasycił filmy i zdjęcia żywą nostalgią, pracując pod artystycznym kierownictwem Christophera Simmondsa. Zdjęcia reklamowe tworzono na wzór prywatnego albumu fotograficznego, który pokazuje charakter każdego członka rodziny oraz intymną więź, jaka wszystkich łączy. W reklamie wstąpili nie tylko modele, ale również artyści, piosenkarze, muzycy i aktorzy na czele z Harry Styles’em, który stał się wizytówką nowego ducha Gucci.
O ile film reklamowy i towarzyszące mu zdjęcia bardzo mi się podobają, o tyle ja zapach ten odbieram jako bardziej prywatny. Owszem mógłbym nim pachnieć będąc w towarzystwie najbliższych mi osób, ale raczej popijając jakiś herbaciany napar w retro fotelach i kwiecistych szlafrokach niż pląsając po ruinach średniowiecznego zamczyska. Ale to mój osobisty, introwertyczny odbiór. Sam zapach jest zdecydowanie warty poznania, wnosi coś nowego, zaskakuje, nie przymila się od razu. Każdy, kto da mu szansę musi uzbroić się w cierpliwość i otworzyć się na niego. Dla hipsterów a must-have, dla pasjonatów perfum pozycja obowiązkowa. A reszta niech pachnie crowd-pleaserami.
*Pan Morillas nieco przesadził. Rumianek w perfumach może i nie pojawia się często, ale wszedł wcześniej w skład takich kompozycji jak Fleur du Male Jean Paul Gaultiera, Fahrenheit Diora czy Cerruti 1881
Zapach: Memoire d’une Odeur
Nos: Alberto Morillas
Premiera: 2019
Nuty: rumianek, migdały, piżmo, indyjski jaśmin, sandałowiec, cedr, wanilia
Trwałość i projekcja (przy sowitej aplikacji): 6-7h/2h