*RECENZJA* Cartier Déclaration Parfum
Pamiętacie wiersz Paula Elouarda „Je t’aime”, który prezentowałem w jednej z lekcji WOTD? Pora poznać zapach, któremu towarzyszy. Dwadzieścia lat po premierze swojej kultowej kompozycji dla mężczyzn Déclaration marka Cartier odkrywa jej nowy – głębszy i bardziej intensywny – wymiar pod postacią wody Déclaration Parfum. A dlaczego wiersz o miłości? Bo Déclaration zostało stworzone jako zapach emocjonalny, zapach dla mężczyzn, którzy mają coś ważnego do zadeklarowania, dla mężczyzn, którzy kochają i nie boją się tego obwieszczać całemu światu. Wystarczy spojrzeć na flakon. W prostą, szklaną formę ozdobioną męską, metalową końcówką nawiązującą do zegarkowej koronki Maison Cartier wpisano kształt serca.
Gdy w 1998 roku Jean Claude Ellena stworzył Déclaration Eau de Toilette powstała nowa jakość w sferze zapachów dla mężczyzn. Nieomylnie męska mieszanka wibrujących przypraw – z sygnaturowym kardamonem na czele – połączona z wielowymiarową nutą drewna cedrowego, złożone na wetiwerowo-skórzanej bazie brzmiały nowocześnie i ponadczasowo zarazem. Najlepszym na to dowodem jest fakt, że Deklarację nadal, po dwudziestu latach, wybierają mężczyźni (oraz kobiety dla swoich mężczyzn) na całym świecie.
W tym roku Mathilde Laurent – nadworna perfumiarka domu Cartier – tchnęła w niekwestionowanego klasyka nowe życie. Zachowawszy kardamonowo-cedrowe DNA zapachu wzbogaciła go o nuty orientalne i miękki akord eleganckiej skóry. Debiutująca kompozycja jest słodsza, bardziej kremowa, cieplejsza, z ewidentną nutą dojrzałego wyrafinowania. Cynamonowo-waniliowa słodycz, co ważne, nie przesłania drzewno-przyprawowej esencji oryginału. Dodaje jej głębi i ją ogrzewa. Miękka skóra z kolei – niczym materiał wykańczający tweedową marynarkę – wnosi element klasy, szyku i męskiego opanowania. Déclaration Parfum ma świetny balans akordów drzewnych, przyprawowych i skórzanie-żywicznych. Mniej tu zieleni, więcej koniakowego brązu, co zresztą idealnie uchwycono w ciepłych, głębokich tonach perfum skrytych w znanym, ale uwspółcześnionym flakonie.
O ile dwadzieścia lat temu szaleńczo zakochany mężczyzna Cartier wyznawał miłość swojej wybrance (kupując uprzednio obrączki w butiku na Place Vendome) z wiatrem we włosach i nonszalancko rozchełstanej białej koszuli, o tyle ten sam mężczyzna, umocniony w swoim uczuciu (ufam, że do tej samej osoby) nadal je deklaruje, ale w spokojniejszy, bardziej dojrzały sposób. Nosi przy tym tweedową marynarkę ze skórzanymi wykończeniami i pięknym cackiem w czerwonym pudełku w kieszeni. Bo przecież nigdy dość miłosnych deklaracji.