PODSUMOWANIE ROKU 2018
Po co są podsumowania?
Pomagają systematyzować ogrom, ogarniać chaos, przypominać i zapamiętywać to co ważne w dzisiejszym pędzącym i przepełnionym błahością świecie. Również perfumeryjnym. Jaki więc był rok 2018 dla miłośników zapachów i dla mnie osobiście oraz dla mojego bloga? Zaczynamy!
CharlieNose w końcu wystartował – to była dla mnie największa radość już na samym początku roku. A stało się to dzięki nieocenionej pomocy dobrej osoby, która sprawiła, że właściwy blog w końcu zaistniał w cyberprzestrzeni. Ciągle się wszystkiego tu uczę i jestem Wam wdzięczny za cierpliwość i tolerancję, bo zdaję sobie sprawę, że zawsze jest coś do poprawienia, ulepszenia, usprawnienia. Ale hula i to jest najważniejsze.
Jako Charlie przewąchałem w tym roku dziesiątki nowych, ale nie tylko nowych, zapachów, uczestniczyłem w licznych premierach, prezentacjach marek, warsztatach, targach i spotkaniach. To wszystko niezmiennie dodaje mi pary do działania! Przeczytałem dziesiątki recenzji i sam parę napisałem. Przebrnąłem przez wiele artykułów, online i na papierze (moje odkrycie to magazyn NEZ!), przestudiowałem też kilka pozycji książkowych w temacie. Regularnie odwiedzałem perfumerie – te sieciowe i niszowe – by zdawać Wam w moich mediach społecznościowych relacje z tego, co w pachnącej trawie piszczy. Na spotkaniach perfumeryjnych freaków poznawałem nie tylko imponujące kolekcje, ale przede wszystkim ich właścicieli - fantastycznych ludzi, z którymi dzielę pasję. Przeprowadziłem parę wywiadów. Co więcej ukręciłem nawet własne perfumy!
Z przyjemnością wspominam zimową, ale skąpaną w zieleniach premierę Aury Muglera. Wspaniałe warsztaty, na których aż kipiało od przypraw w wyjątkowym miejscu,a jakim jest concept store Sen Nocy Letniej. Na przełomie zimy i wiosny odwiedziłem Londyn, a w nim słynny Salon de Parfum w Harrodsie. Nie ma nic z przesady w stwierdzeniu, że to miejsce zapiera dech w piersiach (i nosie). Świętowałem wraz z perfumerią Galilu 50-lecie mojej ukochanej marki Diptyque, delektując się stworzonymi na tę okazję dwoma nowymi kompozycjami w kultowych, owalnych flakonach. W czerwcu wąchałem róże w ogrodzie botanicznym w podwarszawskim Powsinie i uczestniczyłem w otwarciu nowej perfumerii Galilu, która jest miejscem, do którego zawsze kocham wracać. Informowałem Was o tym, że perfumeria Quality otwiera swoje kolejne filie – w Gdańsku i w Łodzi – co napawało mnie radością, bo od tego roku nie tylko mieszkańcy stolicy mogą cieszyć się ich wyjątkową ofertą. Choć jeszcze nie pojawiłem się na łamach debiutującego w tym roku Vogue’a, wzmiankę z mojego bloga umieściły bardzo cenione przeze mnie Wysokie Obcasy. Zagościłem też na zaprzyjaźnionym blogu u Zuzy (www.trafna.pl). Moje wybrane teksty mogliście też czytać na Enter The ROOM - tam gdzie cała moja perfumeryjna przygoda się zaczęła. Latem dokonałem nie lada znaleziska w postaci zakurzonego pudełka, które mój Dziadek w latach 70 przywiózł z Indii. Zawierało ono puder z drewna sandałowego i olejek sandałowy ze słynnego Mysore. We wrześniu uczestniczyłem w targach Beauty w Katowicach, gdzie w panelu dyskusyjnym prowadzonym przez Ewę Drzyzgę opowiadałem o męskiej świadomości urodowej. Przy okazji tej podróży, odwiedziłem w końcu szalenie klimatyczne miejsce z bardzo przyjazną obsługą – katowicką perfumerię Lulua. W drugiej połowie roku gościłem dwukrotnie w Domu Perfum Quality – raz, aby komponować zapachy z marką Jovoy, drugi, aby medytować z Olivierem Durbano w oparach jego najnowszego zapachu. Z radością odnotowałem powrót marki Jacques Zolty w perfumerii Mon Credo, który uświetnił sam założyciel. W październiku otarłem się o hiperwentylację, gdy dotarła do mnie wiadomość, że w Warszawie powstaje pierwszy butik beauty Chanel z pełną linią zapachów Les Exclusifs de Chanel. Oczywiście nie mogło mnie zabraknąć na otwarciu! W przedświątecznym już klimacie, gościłem na zaproszenie marki Eisenberg na usianej diamentami prezentacji luksusowej linii pielęgnacyjnej. Nigdy tego nie zapomnę, bo pomimo pluchy i szarzyzny na zewnątrz, gospodarze wyczarowali dla nas wtedy za oknem iście alpejski pejzaż.
Co jeszcze? Niestety potłukłem jeden flakon – Feminista. Tak się kończą sesje foto przy wietrznej pogodzie na balkonie. Wraz z całą społecznością perfumeryjną pożegnałem też w tym roku znamienitą postać świata stylu i elegancji – Huberta de Givenchy. Wyjątkowe upały pozwalały mi przetrwać świetne letnie premiery marek Hermès i Acqua di Parma, a także moje nowe urodowe akcesorium – butelka na wodę bkr. Zupełnie bym zapomniał! W jedną z takich właśnie upalnych sobót odbyłem wraz z przyjaciółmi z innych miast istny maraton perfumeryjny po Warszawie! Odwiedziliśmy wtedy 7 zapachowych miejsc na mapie stolicy. Wąchaniu i rozmowom nie było końca! Powstał nawet pomysł rozkręcenia biznesu w dziedzinie turystyki perfumeryjnej.
Na blogu czekało na was ponad 60 recenzji i prezentacji zapachów, kosmetyków, marek i innych ładnych rzeczy. Przygotowałem też dla Was 14 lekcji perfumeryjnego angielskiego – Word of the Day. Kudos to all of you diligent students! Śledziliście też moje Tygodnie z Jednym Składnikiem, a było ich aż sześć - z tytoniem, różą, nutami zielonymi, miętą, cytrusami i sandałowcem. Był też i Miesiąc z Jednym Składnikiem – cały październik bombardowałem Was wetywerią, zarażony tą nutą przez wspaniałą Zofię Pinchinat-Witucką z zaprzyjaźnionej marki Creamy. To ona jeszcze całkiem niedawno przesyłała mi filmiki z upalnego Haiti, gdzie ta dzika trawa jest lokalnym złotem. Na blogu znajdziecie z nią wywiad, jak również bardzo ciekawą rozmowę z Jamesem Heeley, którą miałem przyjemność przeprowadzić przy okazji jego niedawnej wizyty w perfumerii Galilu. Mega samo-duma! Pamiętajmy, że Charlie działa trójtorowo. Obok bloga, na którym właśnie się znajdujecie, zaczepiam Was prawie codziennie na FB-owym fan page’u CharlieNose. Jestem też dość aktywny na Instagramie (charlienose.pl), gdzie wyżywam się zdjęciowo. Tam też letnią porą nadawałem dla Was “audycje z altany”.
Na koniec tych przydługawych już chyba podsumowań, muszę wspomnieć o wspaniałych ludziach, którzy towarzyszyli mi w perfumowej przygodzie przez cały długi rok. To z nimi wąchałem, śmiałem się i spierałem, co do wyższości jednej nuty nad drugą. To oni pokazywali mi, co warto poznać i gdzie tego szukać. To z nimi nieustannie dealowałem próbkami i odlewkami. To dzięki nim udało mi się powąchać (ponownie lub po raz pierwszy) „wielkich nieobecnych” – Lui Rochasa, Gucci Rush for Men, Rive Gauche YSL, vintage wersję Gentlemena od Givenchy, Aedes de Venustas L’Artisan Parfumeur, Iris Silver Mist Lutensa, Kapsule Woody Lagerfelda, czy mój ukochany zapach sprzed lat – Jazz Prestige YSL. Z ich pomocą do mojej kolekcji dołączyły takie rarytasy jak Nina Ricci Memoire d’Homme, Volutes EDT od Diptyque, czy pierwsza, premierowa wersja Opium pour Homme YSL w granatowym garniturku! Wielkie dzięki!
Przejdźmy jednak do właściwego podsumowania roku, zanim zaśniecie nad smartfonem albo wyłączycie laptopa. Podszedłem do tematu dość kompleksowo, w wyniku czego powstało aż … 27 kategorii, w których wyłoniłem swoich zwycięzców oraz tzw. runners-up, czyli zdobywców drugiego miejsca. Niektóre kategorie są oczywiste, inne mniej, bo zupełnie osobiste. Wszystkie wybory, o czym chyba nie muszę przypominać, są totalnie subiektywne i nie roszczą sobie prawa racji absolutnej. W tym roku, w związku z przybierającą na sile falą flankeromanii, zrezygnowałem z osobnej kategorii tego typu. Wszystkie zapachy debiutujące w 2018 roku - czy to zapachy zupełnie nowe czy flankery – potraktowałem na równi.
Zapraszam zatem do lektury i ożywionej dyskusji!