*PODSUMOWANIE ROKU* - Best of 2020
Cokolwiek bym nie napisał o minionym 2020 roku, na pewno było to już napisane. Powiem więc tylko, że chyba każdego z nas zaskoczył. Moje życie odmienił o 180 stopni, również to perfumowe. No bo czy kiedykolwiek wcześniej testowaliście perfumy w maseczkach? Czy byliście odcięci od perfumerii przez ponad dwa miesiące? Traktuję 2020 jako lekcję, jako nowe doświadczenie, jako test umiejętności adaptacyjnych. I jestem wdzięczny, że nie odebrał mi węchu! Skupiam się na tym co było dobre. Na ponownym odkrywaniu przyjemności bycia w domu (i na balkonie). Na tym, że zaliczyliśmy z Be jedne z najlepszych wakacji ostatnich lat. Na zaoszczędzonych godzinach, które normalnie spędził bym w autobusie i metrze. Na ogarnięciu nauczania online, które było i owszem wcześniej opcją, ale teraz stało się koniecznością i w sumie bardzo mi się spodobało. Na tym, że miałem ogromnie dużo czasu dla swojego bloga, co zaowocowało:
· 2 wywiadami
· 24 recenzjami zapachów
· 2 lekcjami perfumeryjnego angielskiego Word of the Day
· 5 Tygodniami Tematycznymi: wanilia, gender bender, męskie kremy, gruszka i kardamon
· 5 Szybkimi Trójkami traktującymi o zapachach i kosmetykach
· 11 prezentacjami nowych kolekcji i marek
· 1 wakacyjnym postem
W sumie na CharlieNose pojawiło się 75 wpisów, którym towarzyszyły regularne posty na Facebookowym fanpage’u i codzienne relacje na Instagramie.
Niestety zabrakło spotkań perfumeryjnych freaków, premier na żywo, spotkań z nowymi ludźmi. W zamian śledziłem bacznie tematyczne live’y, a w trzech nawet wziąłem udział. Uczestniczyłem w konferencjach online, które zastąpiły prezentacje na żywo. Miałem mnóstwo czasu na poznawanie nowych marek, zapachów i kosmetyków w internecie. Z tych poszukiwań rodziły się często zakupy online dzięki którym przetestowałem zapachy polskiej marki perfum naturalnych Honorine, kosmetyki polskiej marki Bosqie, męskie kosmetyki zza oceanu Lumin i Wolf Projects, kosmetyki do włosów i brody Insight i Graham Hill, greckie kosmetyki naturalne Aptiva, koreańską markę Pyunkang Yul, rolery Crystallove, świece Greyhound Candle, perfumy włoskiej marki Hemp Care, męskie mgiełki do ciała Bespoke, preparaty nowych w Polsce marek Qiriness, Absolution, Antipodes, Ole Henriksen, szampony w kostkach Mas du Roseau i gabinetowe kosmetyki Rhea, Phytomer oraz Guinot. Inspiracji i zachwytów nie brakowało.
Miałem więcej czasu na dbanie o urodę. Poświęcałem wiele uwagi pielęgnacji ciała i włosów, kompulsywnie nakładałem maski i rolowałem twarz zimnym kamiennym rolerem. W związku z nową rzeczywistością zmieniłem znacząco swoje preferencje zapachowe i sposoby perfumowania się. Bardzo ważnym rytuałem (zwłaszcza wiosną i latem) stał się wybór zapachu poranka, który miał mnie z optymizmem wprowadzać w dzień. Wybierałem zapachy prostsze i – co naturalne – używałem mniej zapachów wieczorowych, wyjściowych. Dobrze mi robiły perfumy podnoszące na duchu, rozweselające, z drugiej zaś strony takie, które tworzyły aurę stabilności i spokoju. Spędzając tak dużo czasu w domu, uwielbiałem go perfumować. Oprócz zapachowych świec, do moich rytuałów dołączyły japońskie kadzidełka w formie zapałek (Hibi) i palenie pachnących karteczek (Papier d’Arménie). W wolnym czasie – na kanapie, na balkonie czy na plaży – z niezmiennym entuzjazmem czytałem magazyn NEZ i towarzyszące mu zeszyty tematyczne poświęcone perfumeryjnym składnikom (w tym roku do kolekcji dołączyły Irys i Jaśmin). A poza tym…
W styczniu, w najbardziej depresyjnym dniu roku (really???) czyli w Blue Monday pachniałem cytrusową watą cukrową czyli Sundazed od Byredo.
W lutym nakładałem na twarz genialne serum Guerlain Abeille Royale Double R i wąchałem nowy zapach Jan Barba z pięknymi migdałami - Sérail.
W marcu, podczas ostatniego wypadu przed pierwszym lockdownem, odkryłem w Poznaniu zalety gabinetowych marek kosmetycznych Rhea, Guinot i Phytomer.
W kwietniu robiłem dla was słuchowisko z balkonu o wodach kolońskich Hermès.
W maju poznałem nową markę perfum Roos&Roos, nowy zapach Pan Drwal i kosmetyki męskie Lumin oraz Graham Hill.
W czerwcu, opuściwszy dom po ponad dwóch miesiącach, odwiedzałem nowe miejsca w Warszawie – perfumerię House of Merlo, nową lokalizację GaliLu w Elektrowni Powiśle i warszawską siedzibę Impressium przy Mysiej 3.
W lipcu inaugurowałem lato z Chanel na evencie Un Été de CHANEL, a potem wąchałem gardenie i plumerie na Rodos, w skórę wklepywałem zaś świetne kosmetyki Korres
W sierpniu piłem piwo jaśminowe, jadłem bergamotkowe lody i bez końca oglądałem reklamę Gucci z Florence Welch
We wrześniu poznałem zapachy amerykańskiej marki Tocca, kupiłem nową półeczkę na perfumy oraz doczekałem się na maski Wolf Project, które szły zza oceanu wyjątkowo długo, ale za to przyszły w podwójnej ilości.
W październiku sprawdzałem co Sephora szykuje na Święta, poznałem markę do włosów Virtue i podziwiałem nową kolekcję biżuterii Orska BODY.
W listopadzie pokochałem nowy zapach Vilhelm Parfumerie Chicago High, testowałem polskie kosmetyki eco LOVISH oraz odkrywałem w Quality nowe w Polsce zapachy Fragrance du Bois.
W grudniu na urodziny kupiłem sobie A City on Fire Imaginary Authors, byłem pod ogromnym wrażeniem nocnej pielęgnacji The Grey i Eisenberg, a pod choinkę dostałem niszowe pachnące gumki Astier de Viallatte.
A teraz już pora przedstawić moje oczarowania (i dosłownie kilka rozczarowań) 2020 roku, które jak zawsze są totalnie osobiste. Z nadzieją patrzę w 2021. Tęsknię za ludźmi (oraz kawiarniami) i mam nadzieję, że ten rok mi to przywróci. Dziękuję Wam za kolejny rok! Fajnie trzymać się razem!
Aaa jeszcze jedno! Prawie bym zapomniał. W tym roku na blogu pojawi się nowy cykl PAMIĘTNIK CHARLIEGO. Raz w miesiącu będę wspominał i recenzował zapach dawny, wycofany lub trudny już do zdobycia. Tak by ocalić go od zapomnienia.