ja5.jpg

Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of March

*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of March

Marzec przyniósł upragniony koniec zimy, pierwsze zielone pączki na drzewach, nadzieję i oczywiście sporo nowych zapachów. To szczególny miesiąc dla fanów zapachów, bo 21 marca – wraz z pierwszym dniem wiosny właśnie – obchodzimy przecież Światowy Dzień Perfum. Ja w tym roku celebrowałem go bardzo zacnie odwiedzając aż sześć pachnących miejsc w Krakowie i wracając do domu z kilkoma wymarzonymi prezentami, które zawsze sobie z tej okazji robię.

A skoro wiosna to odpaliłem rower i jak się tylko dało na nim szusowałem. Wąchałem też kwiaty na moim drzewku cytrynowym, które znowu obrodziły i upajały mnie swoim słodkim aromatem. A sama pani cytryna (w ilości sztuk 1, ale za to pokaźnej wielkości) zaczęła w końcu zmieniać kolor z zielonego na żółty. Może na Wielkanoc ją rozkroję. Pousuwałem z mojego otoczenia wszelkie ślady zimy i wymieniałem perfumową wystawkę z tej ciężko-słodkiej na zielono-wiosenną. Podziwiałem fiołki, które wyrosły przed domem, intensywnie testowałem produkty konkursowe, przepytywałem w Kwestionariuszu Charliego Agatę Herbut czyli słynną Manosę oraz znosiłem drewno do domu. A po co? Na CharlieWykłada oczywiście! Tematem marcowego spotkania były zapachy drzewne właśnie, a że mam ich sporo i naprawdę je kocham przedłużyłem sobie tę przyjemność o tydzień fundując sobie i Wam Woody Week, z którego sprawozdanie oczywiście wisi na blogu.

Miałem przyjemność być w Krakowie na premierze nowego zapachu Amouage, ale poznałem też dużo więcej nowych kompozycji mainstreamowych i niszowych: Latte Pistachio od New Notes, Narciso Rodriguez For Her Intense, Nostos Etat Libre d’Orange, Cedrus Intense od Chloé, Gentleman Society Eau de Parfum Ambrée Givenchy i Habit Rouge Spirit Guerlaina. Odkryłem też w końcu dzięki wspaniałemu zestawowi próbek markę Rosendo Mateu i dwukrotnie wybrałem się przenoszony zapachem do Abu Dhabi. Tak się składa, że dwie niszowe marki – Memo Paris i Gallivant – zdecydowały się wybrać właśnie to arabskie miasto jako inspirację dla swoich nowych perfum. I co ciekawe oddały jego charakter w zupełnie odmienny sposób. Poznałem też bardzo przystępną cenowo linię ‘arabizujących’ zapachów polskiej marki (a przynajmniej tak mi się wydaje) – Oriental Essence. Bardzo przypadł mi do gustu tu Ambre Gold. Szukajcie ich w salonach Rossmanna. Wraz z pierwszymi powiewami wiosny przyleciał też do mnie zestaw sampli zupełnie nowej kolekcji Wolf BrothersSlavic Myths. Moko, Mora i Veles to zapachy zainspirowane Jarymi Godami czyli rytualnym przejściem od zimy do wiosny obchodzonym przez dawnych Słowian. Bardzo ciekawe kompozycje, prawdziwie niszowe! Mam już swojego faworyta w postaci flakonu i nie zawaham się Wam o nim wkrótce opowiedzieć.

Na niwie kosmetycznej odkrywałem serum antyoksydacyjne i suplement o podobnym działaniu Agaty Zejfer, a także wczytywałem się w jej Elementarz Pielęgnacji. Poznałem też cztery nowe, kolorowe maski BasicLab: kojącą, nawilżającą, rozświetlającą i normalizującą. Poniżej przeczytacie, która z nich jest moim numerem jeden. Otrzymałem też premierowy duet marki Sensum Mare – piankę do mycia twarzy i maseczkę oczyszczającą, którym towarzyszył delikatny muślinowy bambusowo-algowy ręczniczek do twarzy. W końcu poznałem też markę KLOO w świetnie zaprojektowanych opakowaniach, które można uzupełniać refilami. Te kosmetyki dają skórze niebywale piękny glow! Spróbujcie jeśli tego właśnie szukacie. Były też testy nowej męskiej linii polskiej marki Duetus, która wypuściła dla nas facetów żele pod prysznic, szampon do brody oraz olejki i balsamy do pielęgnowania zarostu. W te propozycje dopiero się wgryzam, ale od jednego produktu zdążyłem się już uzależnić.

A teraz rzućcie okiem na to co cieszyło mój nos, skórę i zmysły w marcu. Zaczynamy!







ZAPACH

 Zapachowo spełniłem w marcu swoje dwa perfumowe marzenia i to dokładnie w dniu Światowego Dnia Perfum czyli 21 marca. Dodam, że trochę mi to zajęło. W przypadku jednego zapachu jakieś 10 lat. No cóż, nie należę do ludzi szybko podejmujących decyzje. Gdy wchodzę do perfumerii na Kurnikach w Krakowie zawsze dostaje lekkiego oczopląsu połączonego z drobną palpitacją serca. Uspokoiwszy te doznania jednak udało mi się dostrzec w oceanie znajdujących się tam flakonów męskiego klasyka – Eau Sauvage marki Dior, a w zasadzie jeszcze wtedy Christian Dior. Zawsze fascynowała mnie ta kompozycja gdzie pierwszy raz dla uzyskania wilgotnej kwiatowości przedawkowano molekułę hedionu. Powąchałem więc, przypomniałem sobie ten vibe, ale akurat tego dnia wydał mi się zbyt retro. Na szczęście obok stała wersja Cologne z 2015, zachowująca klasyczne brzmienie, ale nowocześniejsza, z przyciętą krócej brodą. Cytrusy, hedione, galbanum i wetyweria – tak będzie pachniała moja wiosna i lato 2025. Krystalicznie i oldschoolowo, ale nie zanadto. W zapachu Autoportait Olfactive Studio zakochałem się jakieś 10 lat temu podczas spotkania z założycielką marki w warszawskiej perfumerii Quality. Zauroczyła mnie ta komfortowa i elegancka kompozycja pieprzu, drewna, słodyczy i kadzidła i w zasadzie do dziś kocham się niezmiennie w tego rodzaju zestawieniach nut. I pewnie dlatego tyle zajęło mi zdecydowanie się w końcu na zakup. Mam bowiem w kolekcji i Graphite Montany i Carbone Balmaina i Greyland Montale. Wszystkie je porównuje się do Autoportrait autorstwa Natalie Lorson. A jednak chciałem go mieć. Nadarzyła się super okazja, bo w perfumerii Lamasco wywęszyłem mały podróżny flakonik o pojemności 15 ml. Tym razem decyzję podjąłem w sekundzie. Zapach siedzi mi na skórze jak kiedyś. Stara miłość nie rdzewieje. Trzeci ulubieniec marca to już nowość, ale za to jaka dobra! Ambrowa edycja Gentleman Society od Givenchy naprawdę mnie ujęła. No bo czy można się nie zakochać w połączeniu tytoniowo-skórzanej ambrowości przełamanej sztandarowym dla tej linii narcyzem i podrasowanej czterema rodzajami wetywerii? Mnie się nie udało oprzeć. W tym zapachu jest aksamit, gatunkowy trunek i elegancki kapelusz. Jednym słowem – it’s so dandy!


TWARZ

 Po zimie moja skóra bardzo łaknie nawilżenia. Dlatego w marcu stawiałem na kosmetyki ze składnikami silnie nawadniającymi i zatrzymującymi wilgoć w skórze. Dzień zaczynałem zawsze od mycia pianką KLOO. To nowość w tej marce. Produkt bardzo dobrze oczyszcza skórę, a dzięki zawartości trehalozy i sorbitolu daje uczucie nawilżenia, przywracając skórze naturalną barierę hydrolipidową. Ekstrakt CICA łagodzi podrażnienia. Skóra jest po umyciu promienna i nie ściągnięta. Bardzo dobrze robi mi też z rana kolor opakowania i ożywczy zapach produktu. Czy też tak macie, że doświadczacie kosmetyków w  sposób globalny? A co po myciu? Oczywiście coś pod oko. W marcu chcę wyróżnić serum na kontur oka marki MonatEye Smooth Serum. Wszystko mi się tu podoba! Ekstra higieniczne i wygodne opakowanie z pompką, która bardzo precyzyjnie dozuje ilość produktu, jego ultralekka i błyskawicznie wchłaniająca się formuła i oczywiście rezultaty. A te są olśniewające! Serum doskonale sobie radzi z cieniami pod oczami w mig je rozjaśniając, skóra jest też bardziej napięta czyli odnotowałem efekt liftingujący i co chyba najważniejsze jest to jeden z niewielu kosmetyków na okolice oka, który działa również na moją górną powiekę unosząc ją i napinając. Wieczorem po Eye Smooth Serum nakładam jeszcze jakiś treściwszy krem, na dzień produkt w zupełności wystarcza mi sam, bo doskonale też nawilża. A skoro o nawilżaniu mowa przejdźmy do maseczek. Te premierowe od BasicLab cieszą oko kolorami, fajnie się dozują wyciskaniem i są bardzo przyjemne dla zmysłów. Najmniej będę potrzebował zielonej maski normalizującej, najbardziej granatowej z opcja turbonawilżania! I to ona właśnie trafia do Ulubieńców Marca. Zawiera 5% trehalozy, 2% ektoiny oraz oczywiście kwas hialuronowy. Momentalnie usuwa powierzchniowe przesuszenia skóry, a z czasem (stosuję ją raz w tygodniu) przywraca prawidłowy poziom nawilżenia skóry co w efekcie przekłada się na jej lepszą sprężystość i ogólny wygląd. Bardzo udana poczwórna premiera maseczkowa, w której każdy znajdzie coś dla siebie. Brawo, BasicLab!


 

BODY

 Nazwać ten produkt żelem do mycia ciała byłoby istną obrazą. Toż to Nutri Bath and Shower Milk! A dnie mnie nawet milkshake! Mowa o kosmetyku z nowej linii kąpielowej Bielenda Private Spa. I rzeczywiście z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że efekt SPA został osiągnięty. To mleczko jest tak gęste i bogate w składniki, że ciężko je wycisnąć z butelki, ale w kontakcie z wodą zamienia się w bosko welwetową i pachnącą błogim sandałowcem pianę. Zawiera odżywczy miód manuka, ceramidy, mleczko migdałowe i olej brzoskwiniowy. W linii Sandalwood w komplecie można dokupić też balsam, peeling i masło do ciała. Czasem po kąpieli mam czas i ochotę na długie balsamowanie skóry (wybieram wtedy bogate masła lub oliwki i łączę je z masażem), czasem jednak chcę to zrobić w trymiga. Wtedy sięgam po balsamy w spreju takie jak limitowana urodzinowa edycja bogatego, ale płynnego serum do ciała marki Yope. Produkt z linii zapachowej Creamy Amber ma działanie nawilżająco-ochronne, a przy tym pięknie rozświetla skórę. Błyskawicznie się aplikuje i wchłania. Bardzo lubię go używać na nogi, ręce, ramiona i klatkę. Dzięki temu produktowi dowiedziałem się, że marka Yope ma już dziesięć lat! Sto lat i wielu udanych i pięknie pachnących (bo z tego słyniecie!) kosmetyków dla Was! Mam też do polecenia kosmetyk do ciała do zadań specjalnych. O jego efektach przekonałem się zużywając niemal całą tubkę od listopada ubiegłego roku. To Firm Logic marki Guinot przeznaczony do ujędrniania ciała i walki z rozstępami. Nie mam rozstępów, ale z wiekiem skóra tu i ówdzie niestety obwisa zwłaszcza jeśli straciło się parę kilo. I tu właśnie przydaje się Firm Logic! Krem neutralizuje cząsteczki odpowiedzialne za rozpad włókiem elastycznych i aktywuje ich syntezę przez co skutecznie przyczynia się do odzyskiwania jędrności. Stosowałem regularnie na brzuch, ‘love handles’ i pośladki. Jestem bardzo zadowolony z efektów. Na pewno powtórzę kurację!


 

FLAKON

Nie raz twierdziłem, że flakony podróżne (pięknie czasem określane słowem nomade) są ładniejsze od tych pełnowymiarowych w dużych pojemnościach. Są poręczne i zachwycają detalami. A, że kasa się nie zgadza? No cóż, nie zawsze o kasę w perfumach chodzi. Przykładem arcypięknego podróżnego flakonu jaki ostatnio poznałem jest nowość marki Memo ParisAbu Dhabi. Zapach stworzony przez Mylène Alran na głównego bohatera wybiera dojrzałego daktyla. Ten słodki owoc jest centralną częścią kulturowego i botanicznego dziedzictwa Emiratów Arabskich, a najlepszą jego odmianę otrzymujemy z drzew rosnących w Oazie Al Ain. Perfumiarka połączyła go na zasadzie kontrastu światła i cienia z ciepłymi, korzennymi przyprawami i soczystą śliwką. Inspiracją dla wzoru na flakonie jest natomiast lokalna tkanina Al Sadu wytwarzana tradycyjną metodą tkacką stosowaną przez Beduinów. Podróżne pojemności zapachów Memo Paris występują w rozmiarze 10ml, ale całe show kradnie tu tak naprawdę cudowne etui. Utrzymane w kolorach złota, bieli, granatu i niebieskości odzwierciedla wspomniany lokalny wzór, który działa na mój wzrok w sposób hipnotyzujący. Etui wykonane jest ze skóry o fakturze, która w dotyku przywodzić może na myśl elegancją zapalniczkę. Z tyłu skóra zszyta jest niebieską nicią. Dynamizmu całości dodaje zawieszka na rzemyku przytwierdzonym do zamknięcia na której powtórzono niebieski wzór skrywający połyskujące złoto. Cudowne wykonanie i przedmiot, który wygląda szalenie atrakcyjnie zarówno w dłoni, torebce, na szafce czy w kieszeni.


 

HOME

W ramach konkursu Love Cosmetics Awards odkryłem w marcu zupełnie nową polską markę naturalnych świec zapachowych LABO Ø. Ideą przewodnią jest tu połączenie minimalistycznego designu w stylu skandynawskim i prawdziwie zdrowych, naturalnych formuł woskowo-zapachowych. Marka powstała z potrzeby powrotu do korzeni – fascynacji aromaterapią oraz autentycznym, zdrowym podejściem do życia. W dobie nadmiaru i konsumpcjonizmu, gdzie produkty pełne sztucznych dodatków zalewają nasz świat, pojawiło się pragnienie stworzenia czegoś prawdziwego, prostego i ponadczasowego. Poznałem trzy świece, które – jak sądzę – są początkiem trzech linii jakie marka chce stworzyć. Świeca oznaczona numerem 7 w białym pojemniku należy do serii Essence of Self. Jest najświeższa i najchętniej ją palę w ciągu dnia dla dodania sobie pozytywnej energii. Dominują tu akordy kwiatowe i zielone, a w bazie kompozycji drewno sandałowe. Brązowe szkło kryje drzewną świecę z kolekcji After Hours. Tutaj bardzo wyraźnie czuję surowego cedrowca i wetywerię przełamane elemi, geranium i liśćmi herbaty. Świeca ta tworzyła atmosferę podczas marcowego, drzewnego spotkania #CharlieWykłada, często paliłem ją też podczas mojego Woody Week. I w końcu chyba moja ulubiona, z linii Created with Nature in Mind, którą wlano do czarnego szkła i ozdobiono prostą, apteczną etykietą. Tutaj odnajduję piękne połączenie balsamicznych nut kadzidła, ambry i paczuli. Idealna na wieczory! Świece LABO Ø nie pachną mocno, ale taki chyba był zamysł twórców. Ich aromat jest dyskretny i bardzo naturalny, zupełnie niemęczący. Mogą więc stać się świetnym wyborem dla osób, u których zbyt intensywne zapachy wywołują bóle głowy. Świece występują w dwóch rozmiarach i z łatwością wpasują się swoim designem w każdego typu wnętrze. Czekam na kolejne propozycje marki. Liczę, że wspomniane wyżej trzy kolekcje będą się rozwijać.

 


EVENT

Na początku marca byłem gościem premiery nowego zapachu Amouage w krakowskiej perfumerii Tiger&Bear. Spotkanie, obok właścicieli, poprowadził Michał Missala z Perfumerii Quality, która jest oficjalnym dystrubutorem tej omańskiej marki w Polsce. Bohaterem wieczoru był Purpose 50, nowa, wzmocniona edycja klasyka z Odyssey Collection. Purpose 50 dołącza do rodziny Exceptional Extraits, w której wcześniej ogromną furorę zrobiło Guidance 46. O co chodzi z tymi numerkami? Oczywiście chodzi o stężenie olejków zapachowych w kompozycji. W nowej wersji Purpose osiąga ono więc niebywały poziom 50%. Tematem przewodnim jest tu ponownie kadzidło – kluczowy składnik dziedzictwa i tożsamości Omanu. W wersji extrait jednak Quentin Bisch postawił na ukazanie wielowymiarowości olejku kadzidlanego. Jak zwykle w tej marce bardzo dużo się dzieje, a składników towarzyszących jest od groma: różowy pieprz, papirus, piaskowy wetiwer, szafran – to wszystko znamy już z wersji eau de parfum. W ekstrakcie zwiększono natomiast ilość drewna sandałowego co przekłada się na zdecydowanie większą kremowość kompozycji. Nowością jest też dodatek waniliny (tak, tak waniliny, nie wanilii), która wnosi do zapachu słodycz, cielesność i pudrowość. I rzeczywiście Purpose 50 na mojej skórze przeszedł niesamowita transformację, którą miałem okazję obserwować podczas podróży powrotnej z Krakowa. Od pachnidła bardzo męskiego rozwinął się w aromat miękki, ciepły i słodki, któremu zdecydowanie można nadać miano unisexu. Trwałość powalająca! Flakon nowego zapachu utrzymany jest w podobnym odcieniu zieleni co u protoplasty, zdecydowano się jednak nadać mu gradientowy look. Wiele zresztą rzeczy tego wieczoru miało odcień głębokiej zieleni – od witryny perfumerii, przez bujną zieleń roślin w środku, po słodkie smakołyki, którymi nas częstowano. Bardzo dziękuję za możliwość wzięcia udziału w tym wyjątkowym spotkaniu.


 

SUPLEMENTACJA

Choć to bardzo trudne do zmierzenia, wierzę, że zdrowa, zbalansowana dieta i suplementacja mogą wpływać na kondycje naszej skóry (a także włosów i paznokci). Najzwyczajniej w świecie dostarczają jej niezbędnych do wzrostu składników od wewnątrz. Moja przygoda z suplementami wspierającymi cerę to już całkiem długa historia. Przez długi czas piłem kolagen, przyjmowałem kompleksy witaminowe, piję napary ziołowe na dobrą cerę, a teraz odkryłem podchodzącą w sposób holistyczny do pielęgnacji markę Agata Zejfer. Założycielka stworzyła swoją własną linię kosmetyków i uzupełniła je suplementami. Ja – w ramach konkursu -  miałem okazję testować jeden z nich: dermosuplement antyoksydacyjny Healthy Skin. Głównym zadaniem suplementu jest redukcja stresu oksydacyjnego, który przyczynia się do starzenia skóry. Zawarte w preparacie składniki takie jak granat, kurkuma, imbir, cynk, miedź i OPC z winogron zwalczają wolne rodniki spowolniając proces starzenia. Wpływają one też na lepsza regeneracje komórek i poprawę mikrokrążenia skóry. Preparat przyjmowałem przez miesiąc, biorąc 3 kapsułki dziennie. Nie jestem w stanie wykonać żadnych naukowych pomiarów, ale obserwując moją skórę na co dzień, mogę powiedzieć, że jej kondycja jest bardzo zadowalająca. Oczywiście jako juror w konkursie kosmetycznym dopinguję ją na różne inne sposoby, ale wierzę, że ten miks antyoksydantów podawany od wewnątrz również dobrze jej robi. Ale to dopiero początek. Minimalny czas trwania kuracji antyoksydacyjnej z preparatem Healthy Skin powinien obejmować trzy miesiące. Za chwilę zamawiam więc następne opakowanie, które zastąpi to które dwa dni temu opróżniłem. A w międzyczasie nakładam na twarz płynne serum antyoksydacyjne Agata Zejfer, które pięknie rozświetla cerę.

 

GDZIE TEGO SZUKAĆ:

Dior Eau Sauvage Cologne – Perfumeria Kurniki

Olfactive Studio – Lamasco

Givenchy – Sephora i Douglas

KLOO – SuperPharm

Monat - https://monatglobal.com/pl/

BasicLab – www.basiclab.shop

Bielenda – www.bielenda.com

Yope – www.yope.me

Guinot – www.guinot.pl

Memo Paris – Perfumeria Quality

Amouage – Perfumerie Quality i Tiger & Bear

LABO Ø – www.labooart

Agata Zajfer – www.agatazajfer.com

Zielono mi!

Zielono mi!

*CO NOWEGO?* - Kwiecień 2025

*CO NOWEGO?* - Kwiecień 2025