*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of November
Był grobbing, był pierwszy śnieg, były rogale świętomarcińskie i było ciemno jak w dupie. Listopadowe standardy spełnione! Nie miałem do testowania nawału nowych zapachów. Pod tym względem zatem spokojnie (a może nudno). Nowych kosmetyków też nie za dużo, ale to akurat dobrze, biorąc po uwagę to co się niedługo zacznie (tak, tak, mam na myśli nową edycję Love Cosmetics Awards). Spokojnie zużywałem sobie więc zapasy skitrane w niezliczonych pudełkach, szaflkach i szufladach.
Highlightami miesiąca były dwa weekendowe wypady: do Poznania i do Krakowa. Z każdym z tych miast coś tam mnie łączy, łączyło… a może jeszcze połączy. W Poznaniu pogoda nie była zbyt przyjazna, za to odwiedziłem mnóstwo fajnych knajpek (prawdziwe gastro zagłębie jest na Jeżycach), zrobiłem sobie sentymentalny spacer miejscami z lat kiedy tu mieszkałem, miło spędziłem czas ze znajomymi. Udało się też odwiedzić firmę BiM Professional – dystrybutora marek Guinot, Phytomer i Rhea Cosmetics. Posłuchałem o ich nowościach i planach na przyszłość. Zawsze miło tu wracać. Znamy się już 4 lata. Fantastyczne śniadanie zjadłem w Sanszajn, kawę spijałem w Strag Cafe i Kahawa, a najlepszą chyba w życiu zieloną herbatę w Happe to Mame, gdzie zafascynowała mnie opcja wkładania nóg pod stół… Była też pizza krojona nożyczkami w Roberto, wąchanie perfum w Mood Scent Bar, meksykański lunch w Taco Jesus i obowiązkowa wizyta w Starym Browarze. To miejsce nigdy nie przestanie mnie przyciągać. Z Poznania wróciłem z nowa świecą, paroma kosmetykami do ciała, nową, czarną hoodie, kawowymi ziarnami i… odciskiem na stopie. No cóż, trochę się łaziło. Horrendalnie drogiego rogala zjadłem w Młyńska Café. Nie żałuję. Tańsze przywiozłem do domu.
Kraków za to przyszykował mi przepiękną pogodę. Tak piękną, że kawę można było spokojnie wypić w kawiarnianym ogródku. Poza tym rozkochał mnie w kardamonkach (MAK przy PURO Hotel i Szklarnia), przywitał głosem Makłowicza w tramwaju i zaoferował naprawdę zacną liczbę niszowych perfumerii do odwiedzenia. Spokojnie pod tym względem może konkurować ze stolicą. Wybrałem się tam na 5 urodziny marki JMP Artisan Perfumes. Obchody były długie i obfite, ale póki co nie chcę zdradzać zbyt wiele szczegółów. Na nie jeszcze przyjdzie czas.
W najbrzydszy chyba z możliwych listopadowych poranków postanowiłem wybrać się na mocno kaloryczne śniadanie do kawiarnio-restauracji Dobry Rok. A wszystko przez najnowszy zapach ELDO Story of Your Life. To przez niego zacząłem szukać kawiarnianego ciepłego klimatu i chałki w menu. No i znalazłem. Czytaliście już recenzję?
Listopadowe #CharlieWykłada poświęciłem przyprawom i okazało się, że był to temat bardzo nośny. Kochacie przyprawy! I dobrze, ja też. Wąchaliśmy imbir, kardamon, cynamon, pieprz, gałkę, goździki, liść laurowy, anyż i… kozieradkę. Pod różnymi postaciami. Przyprawowe zapachy (które tym razem nie zmieściły się na kominku) podlewałem korzenną kawą, a sam pachniałem wtedy wodą toaletową Voyage d’Hermès z pięknym przestrzennym kardamonem.
Jeśli chodzi o perfumeryjne testy, to te poczyniłem głównie w Poznaniu i Krakowie. Miałem okazję zapoznać się z pełną ofertą zapachową JMP Artisan Perfumes, w MSB odkryłem comeback marki Aether, ekstrakty Obvious i słynne już kurczakowe La Foncedalle, a w Tiger & Bear gourmandowe trio Nicolai, z którego najbardziej spodobało mi się Saint Honoré. W Dragonfly odnotowałem pojawienie się nowej kolekcji w marce Perfume.Sucks o nazwie Conspiracy Line. Powąchałem tam również zapachy Equality (zachwycił mnie szczególnie jeden…) i przepięknie drzewną nowość marki Astrophil&Stella In Extremis. Na krakowskim Kazimierzu odwiedziłem dwie perfumerie. W Lamasco w końcu wwąchałem się w markę Akro (tu moją miłością jest Malt!), w Lulua natomiast rozkoszowałem się gourmandowym brzmieniem zapachu Poka szwajcarskiej marki Pernoire i zieloną King Kobrą od Zoologista. Wszedłem też oczywiście do GaliLu przy Starym Rynku. Tu czekały na mnie niezbadane dotąd ekstraktowe lądy w markach D’Orsay (Tonka Hyseria!), Une Nuit Nomade (Estrella de la Manana) i Essential Perfumes (Bois Imperial Extrait w końcu ma dla mnie w sobie bois!). W listopadzie miałem też przyjemność poznać nową wodę toaletową marki Jan Barba - Tabadin. Jest to klasycznie i dość męsko podany temat aromatyczno-drzewno-przyprawowy, a inspiracją do powstania kompozycji była autobiografia Antoine de Saint-Exupéry’ego.
A co na froncie kosmetycznym? Poznałem dwie nowości BasicLab – krem koloryzujący z filtrem SPF50 i hydrofilowy olejek do demakijażu, dwie premierowe Esencje Sensum Mare i nową markę dla mężczyzn – HUMANIST – którą stworzyła firma Delia. Zacząłem regularnie dbać o jędrność skóry na ciele by przez zimę zachować efekty letnich aktywności. Wprowadziłem do użycia oliwkę SeaTonic Phytomer, krem Guinot Firm Logic, który działa także na rozstępy i specjalne serum remodelujące Rhea Cosmetics Morpho Shapes 4.
Cóż jeszcze się działo w tym chyba najmniej ekscytującym miesiącu roku? Zamówiłem sobie pachnące urodzinowe prezenty, które przyszły tak szybko, że musiałem ponad tydzień czekać z ich otwarciem. No ale ja zawsze tak mam, zawsze przed czasem. Byłem na fajnym masażu całego ciała, który wykorzystywał tradycyjne techniki manualne i relaksacyjną metodę masażu gorącymi kamieniami. Masażysta położył mnie też na „madejowym łożu” gdzie specjalna, bezlitosna głowica wymasowała mi kręgosłup od szyi aż po pośladki. W Black Friday zrezygnowałem z zakupów perfumeryjno-kosmetycznych. Kupiłem sobie za to hantle. Jak na tę okazję przystało elegancko czarne. Już są w codziennym użyciu. A w ostatnim dniu listopada spałaszowałem pyszną pizzę neapolitańską na częstochowskim Starym Rynku w pizzerii Po Brzegi.
A teraz szybki przegląd tego co sprawiło mi dużo przyjemności w listopadzie w kilku kategoriach. Spokojnie było, ciemno, ale jednak miło.
ZAPACH
Wszystkich trzech ulubieńców listopada powąchałem w Krakowie. Żadnego z nich nie mam w formie flakonu, ale to przecież nie przeszkadza w ich docenieniu. Kupa Pietrynka pokazywał nam podczas urodzin swojej marki swoje limitowane kreacje z linii Small Batch. Strasznie spodobał mi się zapach Fir of the Dark inspirowany klimatem górskiego, nocnego ogniska. Otrzymałem próbkę i jak to ja rozkoszuję się tą uroczą spalenizną. Nakład tego zapachu z tego co widzę już się wyczerpał, ale jest nadzieja, że Kuba kiedyś go jeszcze powoła do życia. W perfumerii Dragonfly w końcu miałem czas i sposobność na spokojne zapoznanie się z ofertą marki Equality. Te zapachy brzmią bardzo naturalnie. Jak dla mnie są stworzone do noszenia dla samego siebie. Każdy z nich ma coś pięknego w sobie, ale chyba najbardziej uwiodła mój nos kompozycja A child’s mind o charakterze drzewno-przyprawowo-kadzidlanym. Jest tu mój ukochany liść laurowy, jest czyste, krystliczne olibanum i kropla dosładzającej wanilii. Kto wie, może kiedyś się na niego skuszę. Trzecim zapachem, którego we wspomnieniach (ale również w postaci próbki) przywiozłem z Krakowa był jeden z trzech nowych ekstraktów marki Une Nuit Nomade – Estrella de la Manana. To mocne pachnidło jest grą dwóch tematów: rasowej skóry i ciemnej, mięsistej wanilii oprószona gorzkim kakao. Coś pięknego na zimowy czas.
TWARZ
W listopadzie moim ulubionym myjakiem, którego używałem wieczorem był nowy hydrofilowy olejek do demakijażu od BasicLab. Ten pomarańczowy lekki olejek nałożony na suchą lub lekko wilgotną skórę pięknie wiąże zanieczyszczenia, sebum, filtry i makeup. Zmywa się bardzo łatwo przy pomocy wody i nie zastawia żadnego tłustego filmu. Ja po nim stosuję jeszcze piankę w ramach oczyszczania dwuetapowego. Olejek BasicLab nadaje się dla cer ultrawrażliwych. Oprócz swojego głównego działania łagodzi też zaczerwienienia i koi podrażnienia. Na umytą twarz ląduje u mnie tonik, a zaraz po nim esencja. To etap pielęgnacji, który bardzo lubię. Nakładamy ją właśnie po (lub zamiast) toniku i przed serum. Sensum Mare stworzyło tej jesieni dwie esencje odpowiadające na potrzeby dwóch różnych typów skóry. Mnie bardzo przypadła do gustu mikrozłuszczająca esencja zalecana dla cery normalnej w kierunku tłustej. Jej główne zadania to rozświetlenie i wygładzenie. W składzie 2,9% kompleksu kwasów AHA / BHA najlepiej więc stosować ją wieczorem. Zauważyłem ładne wygładzenie struktury skóry i ujednolicenie kolorytu. Trzeci ulubieniec to prawdziwa przedimprezowa gwiazda. Rozświetlająca maska w płachcie, która to obiecane rozświetlenie rzeczywiście zapewnia. A mowa o Oligoforce Lumination marki Phytomer, która redukuje zmarszczki, koryguje przebarwienia i przede wszystkim nadaje cerze ten wspomniany cudowny glow. Sprawdzi się genialnie jako maska bankietowa, a bankietów chyba w najbliższym czasie nie zabraknie. W opakowaniu znajdują się 4 maski. Ja już dwie zużyłem, pozostałe zostawiam na okres świąteczno-noworoczny.
BODY
Wspominałem o akcji „ujędrnianie ciała”, prawda? No więc w tej kategorii genialnie mi się sprawdziła (i na szczęście nadal sprawdza) oliwka marki Phytomer SeaTonic. W ogóle zauważam, że z wiekiem coraz bardziej lubię się z formułami olejowymi. Ale muszą to być lekkie olejki, o doskonałej wchłanialności. Produkt Phytomer taki właśnie jest. Zawiera aktywne składniki morskie i roślinne nakierowane na walkę z rozstępami, utratą jędrności i elastyczności. Bardzo przyjemna i łatwa aplikacja, której towarzyszy genialny zapach kwiatów pomarańczy. Zauważyłem zdecydowane ujędrnienie skóry w okolicach brzucha, ‘boczków’ i pośladków. Oliwkę stosuję po kąpieli dwa razy w tygodniu, do codziennego nawilżania ciała stosuję natomiast dodający energii balsam do ciała, rąk i stóp ze wspomnianej wcześniej nowej linii dla mężczyzn Humanist. Po pierwsze gratulacje za włączenie tego typu produktu do kolekcji. Faceci z reguły w ogóle nie pamiętają o pielęgnacji ciała. Jeśli już to wklepują krem do rąk gdy te zaczną się już łuszczyć czy boleśnie czerwienić. A to takie proste. Balsam Humanist wchłania się momentalnie, pięknie nawilża (w składzie masło shea, masło z mango i witamina E) i ma fajny męski zapach. Mam osobny krem do rąk z tej serii, więc balsamu używam do nawilżania nóg, ramion i klaty. Dodam jeszcze, że bardzo podoba mi się design tej nowej linii no i mega budżetowa cena. Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do etapu sprzed nakładania balsamu. Co uprzyjemniało mi kąpiel w listopadzie? Różane tabletki z nowej limitowanej linii L’Occitane Rose Citron Meyer. To jedna z 4 linii jakie ta marka przygotowała na okres świąteczny. Wszystkie opiewają cytrusy. Mnie najbardziej podoba się wspomniana Rose Citron Meyer czyli prosta, ale bardzo wdzięczna cytrusowa róża. W linii oprócz tabletek do kąpieli, inne pachnące produkty w tym woda toaletowa.
FLAKON
Zawsze podobały mi się flakony francuskiej przyjaznej środowisku marki Obvious. Ich obły kształt jest klasyczny, a zarazem bardzo dobrze leży w dłoni. Ciekawie zaprojektowano też na nich liternictwo. Flakony z linii podstawowej są bardzo minimalistyczne, a ich korkowe zakrętki podkręcają jeszcze ich prostotę i naturalność. Ja jednak lubię odrobinę elegancji i wyrafinowania. I te znajduję w nowej kolekcji ekstraktów marki High Standards. Trzy zapachy skomponowane przez Juliena Rasquineta skierowane są do tzw. gypsetters, osób lubiących łączyć szyk z nieodpartym urokiem bohemy. I które lubią podróżować. Każda z kompozycji zainspirowana bowiem jest inną destynacją: Meksykiem Fridy Kahlo, Butanem w Himalajach i Malfą zlokalizowaną na włoskiej wyspie Salina. Flakony w nowej kolekcji zachowują ten sam kształt, ale ich szkło zostaje przyciemnione, litery na etykietach pokrywają się złotem, a korki emanują elegancją ciemnego drewna. Bardzo pięknie uszlachetniona forma. Nadal prosta, nadal bezpretensjonalna, ale wysublimowana i bardziej rasowa. Brawo! Dodam, że przetestowałem dwa zapachy z linii i absolutnie zakochałem się w Himalayan Spell.
ŚWIECA
ZARA HOME wypuściła w tym sezonie kolekcję do perfumowania domu inspirowaną papierem, książkami i pisaniem. Coś w sam raz dla mnie! W jej skład wchodzą trzy kompozycje zapachowe: Poetry Wood, Old Library i Classic Pencil. Z Poznania przywiozłem świecę o tym ostatnim zapachu. Uwielbiam zapach świeżo struganych ołówków, które zresztą kolekcjonuję. Do tego w zapachu Classic Pencil czuć aromat grafitu. Idealne połączenie! Świeca nie jest bardzo mocna, ale tworzy piękny ołówkowy vibe w pomieszczeniu, który jest po prostu dyskretnym tłem. Kusi mnie jeszcze trochę dyfuzor z patyczkami o tym zapachu i białe ceramiczne ołówki zapachowe do szafy lub szuflady. Czegoś takiego jeszcze nie miałem! Świeca pakowana jest w metalowe pudełko z zamknięciem przypominające puszkę na farbę lub klej. Do czego go użyję po wypaleniu świecy? Zgadliście! Na ołówki!
EVENT
Pięć lat temu listopadowa aura w Krakowie była bardzo łaskawa. Świętowaliśmy wtedy w perfumerii Dragonfly debiut nowej rodzimej marki perfumeryjnej JMP Artisan Perfumes stworzonej przez Jakuba Pietrynkę. W tym roku – również w bardzo przyjaznej aurze - hucznie celebrowaliśmy jej piąte urodziny. Lały się więc nie tylko perfumy… W Lulab przy perfumerii Lulua na Św. Józefa Kuba zafundował nam live perfume blending. Stworzył na naszych oczach kokosową czekoladkę, coś na kształt Bounty. Opowiedział też o rebrandingu swoich perfum. Odtąd wszystkie zapachy JMP Artisan Perfumes kupić można w prostych 30ml flakonach i czarnych tekturowych pudełkach z logo marki. Nie ma na nich folii za co brawo! Były oczywiście toasty, prezenty, odśpiewaliśmy też sto lat. Szampan wkręcił się w zabawę. Strzelał do wiwatu! Następnie przenieśliśmy się do klimatycznego miejsca przy Floriańskiej – Góralskie Praliny. Tam Kuba w fajny, zwięzły sposób opowiedział o minionych pięciu latach i wszystkich swoich dotychczasowych kreacjach. Wąchaliśmy tegoroczne nowości – podkręcony Ozone i Figure Out, w którym perfumiarz połączył figę z… cappuccino. Dowiedzieliśmy się też, że w przyszłym roku nasze nosy ucieszy Green Mandarin. Warto wiedzieć, że Kuba oprócz swojej głównej linii perfum realizuje się też w różnych autorskich i bardziej niszowych projektach, które nazywa Small Batch Project. Te zapachy wychodzą w limitowanych ilościach i kupuje się je przez prywatne zamówienia. Mnie zauroczył Fir of the Dark, o którym trochę wyżej przeczytaliście. Kubę i jego wiedzę oraz doświadczenie możecie teraz wykorzystać we wspomnianym Lulabie przy Św. Józefa. Organizuje tam warsztaty zapachowe dla małych grup oraz miesza skrojone na miarę perfumy na życzenie klienta. Z tamtego piątkowego wieczoru z pewnością zapamiętam smak różanego drinka skomponowanego z torfową whisky Laphroaig. Przywodził na myśl jakościowe różane perfumy ułożone na dymnej, skórzanej bazie.
MIEJSCE
Większość krakowskich perfumerii niszowych zlokalizowana jest albo na Kazimierzu albo w ścisłym historycznym centrum miasta. Swój ósmy z kolei salon perfumeria Mood Scent Bar postanowiła otworzyć w zgoła innej części miasta, ale wciąż w spacerowym zasięgu od Rynku Głównego. I właśnie na taki spacer wybrałem się w listopadową sobotę podczas mojego pobytu w Krakowie. A że pogoda sprzyjała poszedłem okrężną drogą od Barbakanu, przez Rynek Kleparski do dzielnicy Piasek Północ gdzie znajduje się ul. Krowoderska. To właśnie tu rozgościła się krakowska perfumeria Mood Scent Bar. Uważajcie jednak na numer, bo mnie zwiodła błędna informacja umieszczona w googlemaps. Perfumeria mieści się pod numerem 41. Krowoderska 41. Miałem duże oczekiwania co do tego miejsca, bo wszystkie poprzednie lokalizacje zawsze olśniewały. I nie zawiodłem się! Co prawda gdy byłem tam, przestrzeń nie była jeszcze docelowo zagospodarowana, ale może właśnie ta przestrzeń zrobiła na mnie największe wrażenie. Podbija ją duża ilość światła wpadająca przez ogromne łukowe okno. Wnętrze utrzymane jest w odcieniach szarości, która pięknie kontrastuje z klasyczną parkietową klepką. W pierwszej części perfumerii znajduje się kamienna posadzka. Perfumy wyeksponowane są na minimalistycznych, długich półkach o nowoczesnym srebrzystym wykończeniu. Pięknym elementem są zachowane stare drzwi wewnętrzne, które pokryto tym samym kolorem farby co ściany. Uwagę zwraca też jak zwykle bardzo starannie dobrane stylowe oświetlenie. Podczas mojej wizyty dowiedziałem się, że w większym pomieszczeniu docelowo na środku stanie wyspa. Uruchomione zostanie też trzecie wnętrze z bardziej kameralnym oświetleniem gdzie wyeksponowane będą zapachy dla domu. Z pewnością wrócę tu by zobaczyć efekt końcowy. A jeśli będziecie w pobliżu, polecam Wam po testach perfum wybrać się na kawę do pobliskiej kawiarni Szklarnia. Ja tam do espresso dostałem pyszną kardamonkę.
GDZIE TEGO SZUKAĆ:
OBVIOUS: Mood Scent Bar
Une Nuit Nomade: GaliLu
Equality: Dragonfly Olfactive Studio
JMP Artisan perfumes: https://jmpartisanperfumes.com.pl/
Phytomer: gabinety, salony SPA oraz https://phytomer.pl/
Sensum Mare: https://sensummare.pl/
BasicLab: www.basiclab.shop
Zara Home: salony firmowe oraz www.zarahome.com
L’Occitane en Provence: salony firmowe
Mood Scent Bar: Kraków, ul. Krowoderska 41
Lulab: Kraków, ul. Józefa 22
HUMANIST: www.humanist.care