*TOP SUMMER 10* (2024)
Lato – można przyjąć – na półmetku. I daje nam nieźle popalić póki co. Jedni narzekają, inni korzystają. Ja staram się to jakoś zdrowo wyważyć. W największy skwar zostaję jednak w domu, zaciągam rolety i oczywiście ustawicznie się nawadniam, ale gdy temperatura spada wieczorkiem do bardziej komfortowych wartości z przyjemnością wyruszam na rower i korzystam z nadal jeszcze grzejących promieni golden hour.
Oczywiście pod ochroną. Bo ciesząc się latem wolę się jednak chronić przed jego zagrożeniami. Czyli przede wszystkim szkodliwym promieniowaniem. Nie unikam słońca, wręcz przeciwnie – jego energia mnie napędza, ale każdego dnia ochraniam skórę twarzy, szyi i rąk preparatami z filtrem. Nie lubię się pocić, stosuję więc naturalne produkty dezodorujące i to nie tylko tam gdzie myślicie! Nawilżam się od środka, ale i od zewnątrz stosując ulubione mgiełki i hydrolaty. Dają genialne chwilowe odświeżenie. Wychodząc na pełne słońce wybieram bezpieczne zapachy. Bezpieczne, czyli jakie? Bezalkoholowe! A gdy ciemność nocy da już upragnione wytchnienie, skórze ofiarowuję najlepszą pielęgnację posłoneczną. Tak by rano wstać i z przyjemnością spojrzeć w lustrze na swoją letnią twarz.
A oto moje TOP 10 lata AD2024!
Moim absolutnym odkryciem tego roku jest dwustronny sztyft ochronny do twarzy marki Lancaster (1). Ten mały, poręczny gadżet ma aż trzy funkcje: chroni (SPF50), pielęgnuje (zapobiega zmarszczkom i przebarwieniom) i upiększa (z jednej strony ma formułę koloryzującą). Wersja bezbarwna daje suche, welurowe, matowe wykończenie, końcówką z tintem natomiast możemy osiągnąć efekt blur. Ja zwykle nakładam formułę bezbarwną na całą twarz, natomiast kremu koloryzującego używam na miejsca, w których mam tendencję do zaczerwienień (nos, kontur oka, policzki). Sztyft genialnie sunie po skórze, a kolor bardzo ładnie stapia się z naturalnym odcieniem cery. Aplikacja jest dziecinnie prosta, a efekt końcowy bardzo zadowalający – lekki mat, z dyskretnym rozświetleniem i ujednoliceniem kolorytu. Do tego czuję, że skóra pod nim oddycha! No i jest mega wygodny w przypadku konieczności reaplikacji w ciągu dnia.
Na ciało lubię za to aplikować olejek. Poznałem go w zeszłym roku, a w tym do niego wróciłem. Pochodzi z linii słonecznej, ale ja traktuję go także jako regularną pielęgnację skóry całego ciała. Mowa o olejku do ciała Sisley Paris - Summer Body Oil (2). Produkt ma dość niski wskaźnik SPF15, ale doskonale pielęgnuje skórę zostawiając na niej dyskretny zdrowy połysk i piękny ziołowy zapach tak bardzo kojarzący mi się z perfumeryjnym klasykiem tej marki – Eau de Campagne. Ten suchy olejek w spreju oferuje skórze działanie przeciwstarzeniowe, ochronę komórkową i wzmocnienie bariery skórnej dzięki nawilżeniu i odżywieniu. W składzie oktan witaminy E i wyciągi z łubinu białego słodkiego. Wiadomo, Sisley kocha rośliny!
Bardzo polubiłem też nowy SPF do rąk lansowany niedawno przez BasicLab (3). Dłonie, podobnie jak twarz, są w zasadzie non-stop eksponowane na promieniowanie słoneczne. I o ile twarze nauczyliśmy się już chronić kremami z filtrem, o tyle o dłoniach raczej zapominamy. Oczywiście można posmarować je kremem do całego ciała, ale marka BasicLab pomyślała o tym, że rękami ciągle coś robimy i często je myjemy. Aplikacja kremu musi być więc wielokrotna, a sam produkt lekki i nieklejący. Ochronny krem do rąk SPF 30 od BasicLab taki właśnie jest, a do tego ma poręczny 75ml format, który zawsze można mieć przy sobie. Ma też w składzie witaminę C, która stopniowo rozjaśnia istniejące już na dłoniach przebarwienia.
Gdy mam pracowity dzień i wiem, że nie spędzę zbyt wiele czasu na powietrzu wybieram krem nawilżający na dzień z filtrem SPF 30. Moim ulubieńcem w tej kategorii jest Moisturizer z męskiej serii PHLOV Mencare oznaczony numerem 4 (4). Ta zastosowana przez markę numeracja fajnie wyjaśnia facetom w jakiej kolejności powinni nakładać kosmetyki na twarz. Krem ma przyjemną, nietłustą formułę i bardzo dobrze nawilża cerę zapobiegając drobnym zmarszczkom wynikającym z przesuszenia. W jego składzie znajdziemy wyciągi z jamu i lukrecji (regulują wydzielanie serum), witaminę C pochodzącą ze śliwki kakadu, cukry i zestaw mikroelementów. Krem oprócz ochrony i nawilżenia oferuje też bardzo fajne naturalne zmatowienie, które dość długo się utrzymuje. Nie szaleje już za totalnym matem, ale w upalne dni wolę jednak mieć na twarzy mniej niż więcej.
Innym preparatem, który genialnie nawilża i świetnie sprawdza się w roli dziennej pielęgnacji latem jest Advanced Gel z kultowej linii marki Biotherm Homme – Aquapower (5). To prawdopodobnie jeden z kosmetyków, który najdłużej mi towarzyszy i do którego lojalnie wracam od lat. Obecna wersja ma genialną, topiącą się na skórze formę żelu, który nawilża, zapewnia elastyczność skórze i, co najważniejsze, nie klei się jak wiele innych żelowych specyfików. Po zastosowaniu żelu Aquapower zawsze mam odczucie wylania na twarz 10 wiader wody. Nie wiem, może naoglądałem się za dużo reklam. Ale coś jest na rzeczy – ten krem-żel zasilany jest 7500 litrami wody termalnej Life Plankton, wzmocnionej silnymi bioceramidami. Po aplikacji odczuwam efekt chłodnego odświeżenia. Dodatkowym atutem jest duże 75 ml opakowanie i przyjemny zapach.
Przed czym jeszcze – oprócz nadmiernego promieniowania i przesuszenia - chronię się latem? Przed nadmiernym poceniem się. To, że stosuję dezodorant jest oczywistością, ale w letnim sezonie sięgam też po produkt, który dba o świeżość innych stref, tzw. stref intymnych. A mówiąc wprost po lotion do jaj! Od Kovalite SKIN. Stworzyli coś naprawdę innowacyjnego i potrzebnego. Ich de-sweat! ball balm (6) działa wielowymiarowo. Świetnie dezodoruje pozostawiając świeży, leśny aromat, zapobiega otarciom i odparzeniom i - co u mnie najlepiej się sprawdziło – łagodzi skórę po goleniu. Świetna i jakże męska rzecz! Stosuję przez cały rok, a zwłaszcza latem.
Tyle o ochronie, czas na przyjemności. Ale też skrojone pod letnią aurę. Po pierwsze zapachy. Nigdy nie ukrywałem, że o tej porze roku perfumuję się mniej, a zapachy, które wybieram są zwykle lżejsze, prostsze i świeższe. Nie chcę całkowicie rezygnować z perfumowania, ale nie lubię w upale pachnieć ciężko, nie chcę też by w kontakcie ze słońcem zapachy podrażniały moją skórę. Dlatego w wakacje bardzo często sięgam po perfumy bezalkoholowe i pachnące mgiełki.
Velvetvelo to bardzo młoda marka perfum, w których nie znajdziecie ani kropli alkoholu. Bazą dla aromatu jest tu woda wsparta nowoczesną technologią Aquafine™. Jest to nieklejąca się, nietłusta mikroemulsja, która szanuje mikrobiotę skóry pozwalając jednocześnie zachować wszystkie niuanse olfaktorycznej palety perfumiarza. Z gamy 4 zapachów marki poznałem dwa. Wiosną pachniałem ich różą w Archimède in Love, latem natomiast genialnie sprawdza mi się kompozycja Un Homme à la Mer (7) z mojej ukochanej morskiej rodziny. Ta lekko kolońska w swoim charakterze woda zawiera domieszkę akordu mohito! Otwiera się ożywczą mieszanką limonki i krystalicznej wody by w swym sercu ukazać bukiet białych kwiatów okiełznanych pieprzem, a w bazie zostawić drzewny ślad dzięki zastosowaniu esencji cedrowej pozyskanej metodą upcyclingu. W upalny dzień strzał w dziesiątkę.
Inną alternatywą dla klasycznych perfum na bazie alkoholu jaką odkryłem w tym sezonie są perfumy w formie balsamu. Nie ciężkie i tłuste solidy, a lekkie jak chmurka, płynne lotiony mocno nasycone zapachowymi substancjami. Takie cuda oferuje włoska marka kosmetyków gabinetowych LVY Cosmetics (8). Te pachnące balsamy można stosować na włosy i skórę nawet w najdelikatniejszych obszarach. Rozwijają swój zapach w sposób stopniowy i trwały. W ofercie występują trzy kompozycje. Naica to cytrusowa nuta z kwiatowym sercem na karmelizowanym drzewnym tle. Bacabal to intensywna kwiatowa, aromatyczna nuta z owocowymi niuansami na ciepłej, drzewnej i pikantnej bazie. Zadar z kolei – mój osobisty ulubieniec – oczarowuje ciepłymi, smakowitymi niuansami tytoniowej wanilii na bursztynowym tle z dodatkiem skórki cytrusów. Perfumy w balsamie marki LVY Cosmetics występują w bardzo poręcznych i lekkich opakowaniach o pojemności 10ml.
Latem uwielbiam odświeżać się mgiełkami. A jeśli jeszcze niosą one ze sobą przyjemny zapach jest to połączenie idealne. Jednym z moich ulubionych aromatów tej pory roku jest Ilio (9) z letniej kolekcji marki Diptyque. Do tej pory używałem go latem w formie tradycyjnej wody toaletowej. W tym sezonie dołączyła do niej bardzo sensualna odświeżająca mgiełka do twarzy i ciała. Wstrząśnięta i hojnie zaaplikowana w środku gorącego dnia przenosi nas na wybrzeże Morza Śródziemnego swoimi nutami opuncji, bergamotki i jaśminu. Opakowanie mgiełki – podobnie jak całą tegoroczną kolekcję – zdobią kolorowe, letnie grafiki francuskiego artysty Alexandra Benjamina Naveta.
A jaką przyjemność odkładam sobie na koniec każdego letniego dnia? Pielęgnacyjną nowość do twarzy innej gabinetowej marki z Włoch – Rhea Cosmetics. Summer Night Care (10) to 50ml tuba zawierająca dość gęstą niebieskawą emulsję z mikrokapsułkami, którą należy stosować w formie nocnej kuracji po dniu spędzonym na słońcu. Działa nawilżająco, kojąco i antyoksydacyjnie, dodatkowo promując równomierną opaleniznę. Zawarte mikrosfery przenoszą kompleks aktywnych składników przeciwstarzeniowych w głąb skóry, aby skutecznie zapobiegać pojawianiu się fotoindukowanych niedoskonałości skóry, takich jak zmarszczki i przebarwienia. Piękny, kojący zapach przy aplikacji i świetlista, wypoczęta skóra o poranku. Prawdziwy summer night dream!
GDZIE TEGO SZUKAĆ:
Lancaster – Douglas
Sisley – Douglas i Sephora
BasicLab – drogerie
Phlov Mencare – Sephora
Biotherm Homme – Sephora, Douglas, Notino
Kovalite BODY – Topestetic
Velvetvelo – Douglas
LVY Cosmetics – www.lovely.net.pl
Diptyque – GaliLu i butik firmowy
Rhea Cosmetics – www.rheasklep.pl