*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of May
Maj naturalnie zaczął się od majówki, podczas której udaliśmy się w dwie mikropodróże. 1 maja odwiedziliśmy ukochaną Łódź, tym razem – dla odmiany – z przewodnikiem. Dla mnie super frajda, tym bardziej, że dziarska przewodniczka okazała się być moją koleżanką po fachu czyli anglistką. Pachniałem wtedy starą wersją Terre d’Hermès, którą, jak na podróż przystało, zabrałem we flakonie travel spray. Pyszną kawę, jak zawsze, spiłem w Owoce i Warzywa. 3 maja wybraliśmy się do Otwocka w poszukiwaniu świdermajerów. Zbyt wielu nie znaleźliśmy, ale nad rzeką było bardzo malowniczo.
Maj to chyba najcudowniejszy miesiąc pod każdym względem. Zawsze na niego czekam. Na majowe bzy i konwalie, botwinkę i szparagi, pierwsze piwonie i pierwsze truskawki. Miałem przyjemność spędzić trochę czasu w ogrodzie więc obserwacjom i fotografowaniu majowych uroków nie było końca.
Pewnej majowej soboty nasze mieszkanie zamieniło się w make up studio. Zaprzyjaźniona makijażystka – Kasia Hoły z Pracowni Pozoru – przetestowała na Be najnowszy wiosenno-letni makijaż Chanel na którym postawiła złotą kropkę – a nawet kilka – dzięki super produktowi Ministerstwa Dobrego Mydła. Szczegóły sesji spisałem tu. Efekt końcowy był piorunująco piękny, do tego stopnia, iż po zakończeniu malowania w naszym salonie… spadł karnisz z zasłonami.
Tradycyjnie nie ustawałem w testowaniu nowych zapachów i kosmetyków. Poznałem nowy zapach Penhaligon’s – Solaris, premiery Paco Rabanne (1 Million Royal), Zadig&Voltaire (Undressed), Acqua di Parma (Arancia La Spugnatura), Serge Lutens (Ėcrin de fumée), Miller Harris (Scherzo), L’Erbolario (Verbena) i ELDO (Sous Le Pont Mirabeau). Z przyjemnością odkryłem w perfumerii nowa limitowaną linię Jo Malone The Highlands Collection inspirowaną szkockim krajobrazem. Moim faworytem okazał się wrzosowy Highland Heather. Przybyły do mnie próbki francuskiej marki ONSKAD (testy przede mną), a w perfumerii House of Merlo z przyjemnością odnotowałem pojawienie się bardzo lubianej przeze mnie włoskiej marki Parco 1923.
Testowałem nowozelandzkie kosmetyki Antipodes, które szalenie mi i mojej skórze przypadły do gustu. Odkrywałem nową męską linię BasicLab – Masculis oraz premierowe kosmetyki marek Phytomer, Guinot i Rhea Cosmetics. Wpadła też kosmetyczka z miniaturami Shiseido, z których jedna z pewnością zamieni się w pełnowymiarowy produkt. Szczegóły poniżej.
Wziąłem udział w kilku ciekawych i pięknie zorganizowanych spotkaniach. W Wilanowie odbył się Parfumeur Masteclass z Chanel, W GaliLu porozmawiałem z Sebastianem Alvarezem Mureną – założycielem marek Eau d’Italie i ALTAIA, a w warszawskim Maison Sisley odkrywałem nowość w ich rewelacyjnej linii do włosów – Hair Rituel by Sisley.
A co poza tym się działo jeszcze w maju? Była na przykład Noc Muzeów, którą spędziliśmy po studencku. Najpierw zwiedzając wystawy na warszawskim ASP, potem wędrując po campusie Uniwersytetu Warszawskiego. Innym razem odwiedziliśmy jedno z naszych ulubionych zielonych miejsc w Warszawie – dach BUW-u. Tu zawsze jest niezwykle, ale wiosną w szczególności! Wspominałem o bzie i konwaliach, ale raz do domu przyniosłem też bukiet rumianku, co zmotywowało mnie do powspominania pewnego zapachu z tą nutą, który był chyba zbyt niszowy i nie przetrwał próby czasu. Mowa o Fleur du Male, którego opisałem w kolejnym odcinku Pamiętnika Charliego.
Nasz kot dostał w maju nowy drapak, a Be na urodziny od mnie piwonie w dwóch wydaniach – botanicznym i biżuteryjnym. Odpaliliśmy sezon grillowy, choć jak się okazało maj to jednak jeszcze nie lato. Po 22 w grillu rozpaliliśmy ognisko żeby się ogrzać.
Na marginesie wspomnę, że nasze życie diametralnie zmieniło się pod względem… diety. Be wprowadziła już duże zmiany dwa miesiące temu, ja w maju do niej dołączyłem. Wiek zobowiązuje! Spokojnie, kawki nadal będę spijał, ale na fotach obok espresso nie zobaczycie już raczej ciasteczka (choć i tak najbardziej mi brakuje makaronów!). Mam też silne postanowienie odbywania codziennych dynamicznych godzinnych spacerów wieczorami. Długie dni temu sprzyjają, a ja w ich trakcie mam na przykład czas na poukładanie sobie w głowie recenzji, które potem lądują na blogu.
I to chyba tyle majowych nowości. Pora przyjrzeć się teraz zapachom, kosmetykom i momentom, które w ubiegłym miesiącu najbardziej zapadły nam w pamięć. No i znowu trzeba czekać na maj cały rok…
ZAPACH:
Skóra u mnie zawsze na topie! To już chyba wiecie. Dlatego w maju absolutnie zakochałem się w jednym z zapachów z tą właśnie nutą, którą połączono z… jaśminem. Taką kombinację znam i lubię, ale dobrych skórzaków nigdy nie za wiele. O Jasmine Leather opowiadał mi Sebastian Alvarez Murena, który przyjechał do Warszawy przybliżyć nam kreacje swoich marek Eau d’Italie i ALTAIA. I właśnie ten zapach dołączył do mojej kolekcji. Jest niebywale trwały, jak sam Sebastian powiedział „it’s a tattoo perfume!”. Crystal Saffron marki Matiere Premiere podobał mi się od momentu jego ubiegłorocznej premiery. Aurelien Guichard genialnie połączył tu szafranową nutę pochodzącą z greckich krokusów ze słodkim piżmem, ambroksanem i kadzidłem. Uzależniająca mieszanka! Trzecim zapachem, który mnie oczarował w maju była jubileuszowa kompozycja Narciso Rogriguez For Her Forever. Ten piękny kwiatowo-drzewno-piżmowy aromat wylansowano na 20 lecie zapachu For Her. Niezmiennie mnie w sobie rozkochuje swoją zmiennością – od świeżości, przez wyrafinowanie po pełną zmysłowość, I tak, sam go noszę! Jakieś pytania?
TWARZ:
Z naturalnymi kosmetykami z Nowej Zelandii Antipodes po raz pierwszy zetknąłem się w ramach konkursu Love Cosmetics Awards. Zapragnąłem więcej! Obecnie można mówić o uzależnieniu. Naprawdę trudno mi było wybrać ten jeden. Jest tu świetny rozświetlający krem pod oczy, boska maska nawilżająca, świetne serum Hosanna. Najprzyjemniej jednak używa mi się chyba kremu na noc z probiotykami Culture. Ten lekki specyfik dostarcza skórze cennych bakterii i stabilizuje barierę ochronną skóry. Paproć mamaku regeneruje powierzchnię skóry, a roślinny kwas hialuronowy zwiększa nawilżenie skóry. Jasnofioletowy kolor skrywa relaksujący aromat różano-lawendowy. Limitowana maska Pure Pore Heating Mask marki Phytomer robi dokładnie to co ma wypisane w nazwie – rozgrzewa skórę i wyciąga z porów wszystkie zanieczyszczenia. Efekt rozgrzania jest naprawdę odczuwalny na początku. Świetny ekspresowy detox, który zajmuje od 3 do 5 minut. Stosuję raz na dwa tygodnie, na strefę T czasem częściej. Od trzeciego ulubieńca powinienem w zasadzie zacząć bo to produkt przygotowujący skórę do dalszych kroków rutyny pielęgnacyjnej. Mowa o odnowionej wersji klasyka Shiseido – Eudermine Activating Essence. Ta ultralekka wodna emulsja przywraca skórze jej idealny stan równowagi i wzmocnia korzyści z produktów zastosowanych w kolejnych etapach. Zastosowano tu technologię ActiveRED w połączeniu z ekstraktem ze sfermentowanego kefiru, 4MSK i ekstraktem japońskiego Yuzu. Wspaniale wygładza! Zużyłem miniaturę i mam ochotę na pełnowymiarowy produkt.
BODY:
Lubicie tzw. zapachy ‘plażowe’? Ja nie zawsze, ale akurat od kosmetyków słonecznych oczekuję własnie takich vibes. Takich, to znaczy jakich? Ciepłych, solarnych, białokwiatowych. Dokładnie taki aromat ma bogate – a jednak lekkie w konsystencji – masło po opalaniu do skóry ciała i twarzy Rhea Cosmetics. Intensywna regeneracja plus komfortowe otulenie rozkochały mnie w tym produkcie bez potrzeby wyjeżdżania na wakacje i leżenia cały dzień na słońcu. Butter Sun Care z koncentratem witaminy E, aloesem, alantoiną i ceramidami stosuję po prostu jako balsam do ciała. Sublimuje wygląd skóry (dodaje minimalnego dyskretnego blasku) i pozostawia na niej piękny aromat gardenii tahitańskiej, jaśminu i miodu. A czym ostatnio lubię myć ciało? Odświeżającym, cytrusowym żelem do mycia ciała marki CLEAN. Produkt pochodzi z niedawno lansowanej linii pielęgnacyjnej do twarzy i ciała tej amerykańskiej marki. Zawiera olej buriti oraz aloes, delikatnie oczyszcza bez przesuszania, bardzo przyjemnie pachnie. Czego chcieć więcej od żelu pod prysznic? Może, aby był przyjazny dla środowiska. I tak w tym przypadku jest! Składniki kosmetyku pozyskiwane są w sposób odpowiedzialny, a marka wspiera lokalnych uprawców. Wyróżniłem już produkt włoski i amerykański, pora na coś rodzimego. I tu wchodzi na scenę szampon – kremowa kąpiel do włosów wymagających nawilżenia Artishoq z linii sygnowanej przez Jagę Hupało. To już drugi nawilżający szampon po produkcie Yope, który doskonale sprawdza mi się na głowie. Artishoq to bogata linia do pielęgnacji włosów opierająca się na zastosowaniu wyciągów z karczocha (artichoke to po angielsku karczoch właśnie). Jest tu aż 9 produktów (kosmetyki i suplementy), ale mi wystarcza wspomniany szampon-kąpiel, po którym włosy są lekkie, błyszczące, wygładzone i podatne na układanie. Wśród dodatkowych składników olej z nasion maku, pentawityna i kreatyna.
FLAKON:
Niby ten sam znany flakon z narożną etykieta, a jednak tak bardzo inny i interesujący. Zwłaszcza dla takich fanów morskości jak ja! Wszystko leży tu w detalu i doborze kolorów. Flakon pierwszego morskiego zapachu Etat Libre d’Orange – Sous Le Pont Mirabeau - postanowiono ozdobić na dwóch tylnich ściankach białymi liniami imitującymi fale lub nurt rzeki. Dało to bardzo fajny efekt. Podobny falujący motyw zastosowano na pudełku zewnętrznym. W sercu etykiety znajduje się tytułowy most – Pont Mirabeau. Dekoracje poręczy, marynistyczne biało-granatowe paski, wodna plątanina, a wszystko to rzucone na kolor w którym się zakochałem. Ani to niebieski, ani zielony, ani szary, a jednak ma coś z wszystkich trzech i odnosi sie do barwy paryskiego mostu. Wyjątkowo pasujący do tematu. Sygnatura nazwy zapachu jest natomiast słoneczna i delikatna, jakby imitująca odbicie światła na wodzie. Wreszcie charakterystyczny podpis marki na brązowym kartuszu w powtórzonym słoneczno-pastelowym kolorze. Biorąc ten flakon do ręki wiem jakiego zapachu się spodziewać. Żadnych zaskoczeń. Brawo za ten design!
EVENT:
Wiecie co sprawia, że event jest sukcesem? Idealny balans paru czynników. Po pierwsze, że jest nieprzegadany. To już koniec? O kurczę, time flies when you are having fun… Po drugie, jego umiejscowienie. Ono ma być bohaterem eventu, a nie przypadkowym wyborem. Po trzecie atmosfera, przyjazna i dająca przestrzeń. Po czwarte, różnorodność wrażeń. Monotonii dziękujemy. Wszystkie te kryteria spełniono na szóstkę podczas majowego Parfumeur Masterclass marki Chanel, na który miałem przyjemność być zaproszonym. W gratisie dorzucono cudowną pogodę! Podczas genialnej prezentacji przeplatanej filmami i wąchaniem poznaliśmy na nowo całą gamę zapachów Chanel, zaczynając oczywiście od tego pierwszego – No. 5 Parfum. Wąchaliśmy składniki z pól marki w Grasse: pieprzną różę majową, niezwykle cielesny jaśmin i wyjątkową lawendę Carlę. Zapijaliśmy je herbatą jaśminową. Słuchaliśmy opowieści Oliviera Polge’a. Czy wiecie, że chciał zostać muzykiem? Od lat doskonale łączy te dwie pasje jako in-house perfumer marki Chanel. Bo czyż zapachów się nie komponuje? Mieliśmy do swojej dyspozycji cały Les Exclusifs Bar, a jak przystało na Muzeum Plakatu (tam, w Wilanowie, odbywał się event) nie mogło zabraknąć plakatów właśnie. Całą ścianę muzeum zdobiły przepiękne graficzne prace reklamujące każdy z zapachów z butikowej linii Chanel. Na koniec zanurzyliśmy się wręcz w jaśminie podziwiając przez VR gogle (z logiem CC!) zbiory tego składnika na polach w okolicach Grasse. Kwiatowymi plantacjami Chanel od roku 1987 opiekuje się jedna rodzina – rodzina Mul. Wspaniały poranek, który zapewnił mi nie tylko kaskadę doznań olfaktorycznych i estetycznych (wnętrze Muzeum Plakatu jest bosko modernistyczne!), ale również endorfinowego kopa na cały dzień. No tak już mam jeśli chodzi o Chanel… Gratuluję organizatorom – event majstersztyk! Bardzo dziękuję za zaproszenie!
MIEJSCE:
Nie od dziś donoszę, że ulica Mokotowska w Warszawie wyznacza luksusowy modowo-zapachowy szlak stolicy. Przestrzeń od domu towarowego Vitkac po Plac Zbawiciela usiana jest wręcz mniejszymi lub większymi butikami, w tym wieloma perfumeriami niszowymi. W maju na tym właśnie szlaku odnotowałem pojawienie się kolejnego pachnącego punktu. Pod numerem 54 swoje podwoje otworzył pierwszy w Polsce oficjalny butik włoskiej marki zapachowej Tiziana Terenzi. Miejsce jest nieduże, ale bardzo przestrzenne i dość minimalistycznie urządzone. Dominują trzy barwy: czerń, czerwień i biel ozdobione dyskretnymi złotymi detalami. Po środku butiku znajduje się owalny stół przy którym można zasiąść na czerwonych hokerach i oddać się testowaniu aromatów. A tych jest tu bez liku! W butiku znajdziecie wszystkie zapachy w ramach trzech marek stworzonych przez Tizianę i Paolo Terenzich: Tiziana Terenzi, V Canto i Giardino Benessere. Centrum drewnianej podłogi zdobi marmurowy owal – to tu stoi wspomniany szklany stół, przy kasie znajduje się z kolei kanapa w tej samej czerwieni co hokery. Jak się dowiedziałem podczas mojej pierwszej wizyty niedługo w butiku do perfum dołączą kosmetyki do pielęgnacji ciała i świece. Te ostatnie są absolutnie zjawiskowe. Miałem kiedyś złotą świecę Andromeda, więc doskonale wiem o czym mówię. A czy powąchałem coś w nowym butiku? Coś czego jeszcze nie znałem? Oczywiście, że rzuciłem się na nowości! Wśród nich najbardziej zaintrygował mnie mocno drzewny Vittoriale 2022. W nutach istne bogactwo – labdanum, dwa rodzaje oudu, skóra, tytoń, szara ambra, mech… Będę testował próbkę w domu i na pewno nie raz wrócę jeszcze w gościnne progi butiku Tiziana Terenzi. Mam kolejny powód do przychodzenia na Mokotowską!
ULUBIEŃCY BE:
‘Coś mi ten zapach przypomina!’ – prawie zawsze tak właśnie Be zaczyna recenzowanie każdego nowo pojawiającego się w domu zapachu. „Coś tak bardzo dawno temu pachniało i to przywołuje mi super przyjemne wspomnienia!” Nie dopytywałem się o jakie wspomnienia Be dokładnie chodziło, ale zdradzę Wam, że tak właśnie zareagowała po pierwszym psiknięciu nowej wody toaletowej Zadig&Voltaire This is Her! Undressed. Kompozycja najwyraźniej od razu przypadła jej do gustu. Zapach z rodziny kwiatowo-drzewno-piżmowej zbudowany jest z nut kwiatu pomarańczy, ylang ylang i soli. To bardzo modne połączenie solarności i słoności zawsze kojarzy się przyjemnie, bo wakacyjnie. Umieszczono tu też akord ciepłej ludzkiej skóry, a całość bardzo fajnie podkręcono ostrym imbirem. W bazie zmysłowe piżmo dosładza żywica benzoesowa. Lekko, wakacyjnie, a przy tym bardzo kobieco i sensualnie. Tym Be w maju bardzo często pachniała. A czym myła twarz i czym się malowała? Już donoszę! Ziaja to jedna z ulubionych marek Be. Często odwiedza jej butik w pobliskim centrum handlowym. Ostatnio upodobała sobie żel do mycia twarzy z serii witamina C.B3 niacynamid. To produkt wegański, do codziennego użytku, skomponowany w 96% ze składników pochodzenia naturalnego. Delikatnie myje skórę dostarczając dodatkowych korzyści płynących z zawartych witamin. Pieni się lekko, doskonale zmywa makijaż, ma delikatny, nieinwazyjny cytrusowy zapach – tyle informacji udało mi się wydębić od użytkowniczki. A teraz czas na makijaż. Be zmalowana przez Kasię (patrz wstępniak) kosmetykami z nowego wiosenno-letniego makijażu Chanel, sama najbardziej polubiła limitowaną paletę do malowania oczu i policzków w odcieniu Caractère. Ten kwartet różnych faktur i konsystencji zgłębia różne aspekty czerwieni, która jest naczelnym motywem makijażu Chanel w tym sezonie. Znajdziemy w nim ciepły matowy różany brąz, satynowy różanozłoty rozświetlacz, matową czerwień siena i terakotową czerwień „tomette”. Kolory i faktury można ze sobą dowolnie mieszać uzyskując bardziej lub mniej odważny look. Zauważyłem, że Be polubiła połączenie czerwieni i złota. Sama dodała, że uwielbia duży rozmiar tej palety i bardzo komfortowe duże lusterko. Jak widać zupełnie nie ma problemu z łączeniem żelu za 11 zł, zapachu z średniocenowej półki i luksusowej palety za kilkaset złotych. Taka właśnie jest Be!
GDZIE TEGO SZUKAĆ:
Matiere Premiere: GaliLu
Eau d’Italie: GaliLu
Narciso Rodriguez: Sephora, Douglas
CLEAN: www.beautyboutique.pl
Phytomer: www.phytomer.pl
Antipodes: Douglas
Rhea Cosmetics: www.rheacosmetics.pl
Shiseido: Sephora, Douglas
Artishoq: Rossmann
Etat Libre d’Orange: Sephora i www.beautyboutique.pl
Ziaja: www.ziaja.com
Chanel: Sephora, Douglas i butik marki w Galerii Mokotów
Zadig&Voltaire: Douglas