ja5.jpg

Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

*TYDZIEŃ Z JEDNYM SKŁADNIKIEM* - Pieprz

*TYDZIEŃ Z JEDNYM SKŁADNIKIEM* - Pieprz

Przez lata znany byłem z tego, że w restauracjach zawsze molestowałem obsługę o dostarczenie mi na stolik młynka z pieprzem, o ile wcześniej go tam nie było. Aromat świeżo mielonego pieprzu był dla mnie niezmiennie kropką nad ‘i’ prawie każdego dania. Smakową, zapachową i wizualną. W domu mogło zabraknąć soli, ale w młynku zawsze musiały być czarne kuleczki pieprzu. I w zasadzie nadal są przy czym ja musiałem trochę ograniczyć ich konsumpcję. Dieta dietą, ale w perfumach nie zamierzam sobie odpuszczać pieprzenia. Nigdy! I dlatego urządziłem sobie Tydzień z Jednym Składnikiem, którym był pieprz właśnie.

Jak pachnie pieprz nie trudno samemu sprawdzić. Troszkę inaczej wypada w formie czystego olejku, który pozyskuje się metodą destylacji parowej z owoców (ich pestki są właściwą przyprawą) azjatyckiego krzewu o nazwie Piper nigrum. A skąd aż tyle kolorów pieprzu? Wszystko zależy od momentu zebrania i obróbki. Pieprz zielony jest zrywany ‘za młodu’ i jako taki nadaje się tylko do bardzo szybkiej konsumpcji. W przeciwnym razie się po prostu psuje. Ale jest na to rada. Zielone ziarenka pierzu często się marynuje w solnej zaprawie. Pieprz czarny – który najbardziej lubię i w kuchni i w perfumach - wytwarzany jest z dojrzałych zielonych owoców. Po zbiorze są one gotowane w gorącej wodzie i suszone na słońcu. Enzymy w czasie suszenia powodują, że skórka staje się czarna. Ten rodzaj pieprzu jest najmocniejszy i ma najbardziej intensywny smak. Biała odmiana to po prostu pieprz czarny pozbawiony czarnej, suchej otoczki. Jest delikatniejszy, mniej pikantny. Jest też tzw. pieprz różowy. Celowo napisałem ‘tak zwany’, bo te różowo-czerwone kuleczki tak naprawdę z pieprzem nie mają nic wspólnego. Są to owoce zupełnie innej rośliny występującej w Ameryce Południowej gatunku Schinus (drzewo pieprzowe brazylijskie lub peruwiańskie). W perfumach wnoszą zgoła odmienny klimat od pozostałych wymienionych rodzajów pieprzu właściwego, a określane są mianem pink peppercorns po angielsku i baies roses po francusku. Używa się go często do oprószania kompozycji damskich podczas gdy pieprz czarny – na którym skupiłem się podczas mojego tematycznego tygodnia – dominuje w zapach męskich.

I co on tam takiego robi? No bardzo często kręci w nosie! Jak to pieprz! Na samym starcie, bo to typowa nuta otwarcia, rzadziej serca. Ostra nuta pieprzu to tylko jeden z niuansów jakie ta przyprawa może wnieść do perfum. Inne to świeżość, chłód, kamforowość, drzewność, suchość, aromatyczność. Ale pieprz pachnie też czasem cytrusowo i ziołowo, a innymi razy słodkawo i rozgrzewająco. Prawdziwa zapachowa orkiestra w jednym malutkim ziarenku. Bardzo dobrze łączy się z innymi składnikami, ale potrafi też stworzyć świetne perfumy będąc ich głównym bohaterem. Osobiście jestem fanem takich monotematycznych pieprzowców. Z połączeń bardzo naturalnie wybrzmiewa dla mnie tandem pieprzu i drewna. Są jakby dla siebie stworzone. Pieprz i cytrusy? Oczywiście! Podwójne wyostrzenie zmysłów. Cudownie pachną pieprzne róże. Dla mojego nosa genialnym połączeniem jest pieprzność ze słodyczą – czy to wnoszoną przez wanilię czy bób tonka lub benzoinę na przykład. Ba, pieprz super pachnie nawet gdy wpadnie do mleka (patrz Poivre Piquant L’Artisana) albo wody (koniecznie powąchajcie L’Eau Froide Lutensa). I w końcu bardzo dobrze wypada z innymi kuzynami z przyprawowej rodziny – goździkami, kminem, kolendrą czy liściem laurowym. Osobiście moją ulubioną odmianą pieprzu w perfumach jest ta drzewna z odrobiną słodyczy. Dawno temu zakochałem się w tego rodzaju mieszance dzięki kompozycji Carbon marki Balmain.

Tydzień z Pieprzem rozpocząłem od lekkiej pikanterii wpadającej w czerwoną owocowość w Poivre Noir Serga Lutensa. Warto sprawdzić ten w miarę nowy zapach jeśli chcecie coś zdecydowanie pieprznego, ale bez bardzo mocnego kręcenia w nosie. We wtorek nosiłem piękny, melancholijny i niestety wycofany już zapach Montale – Greyland. Swego czasu nazywano go następcą Gucci pour Homme. Dziś sam potrzebuje godnego zamiennika. Środa upłynęła mi w zupełnie innym klimacie – ze świeżym różanym pieprzem w kompozycji Penhaligon’s Opus 1870. W czwartek zachciało mi się czegoś klasycznego z drzewnym zacięciem. Sięgnąłem po Poivre Samarcande z butikowej linii Hermès – Hermessence. Mistrzostwo świata w temacie pieprzu (oraz dopieprzania innych zapachów). Piątek był dniem na pieprz słodki. Joop! Homme Absolute zafundował mi go w towarzystwie ylang ylang i bobu tonka. W sobotę wróciłem do pieprzu na owocową nutę. Ale jaką! Śliwkowo-figową! Cudownie zmiksowane w Eleventh Hour Byredo. Tydzień zakończyłem moim pieprznym świętym gralem – Blackpepper od Comme des Garçons. Nieskończenie piękny i prosty…

Co jeszcze mam z pieprzem w kolekcji, a nie zmieściło się w Tygodniu z Jednym Składnikiem? Cytrusowy pieprz w Lalique White i słynne Perły tej samej marki z chłodną różą i iso e super. Z bardziej słodkich klimatów wspomniany Carbon Balmain i This Is Him! Zadig&Voltaire (tu jest tez wspaniałe kadzidło!). Pieprz jest też chyba we wszystkich wersjach Terre d’Hermès, a szczególnie chciałem tu wyróżnić gatunek Timur użyty w niedawnej letniej premierze Eau Givrée. Jeśli chodzi o róże to pieprzno-drzewna jest ta od Le Couvent – Smyrna. Mam tez Black Comme des Garçons w którym pieprz połączono z kadzidłem i lukrecją. Coś pięknego i zawiesistego, przynajmniej w dawnej wersji, którą posiadam. Słyszałem, że zapach przeszedł bolesną reformulację… Pieprz fajnie połączony z lawendą mam w klasycznym męskim zapachu L’Occitan. Bardzo lubię! Jedną z moich ostatnich pieprzno-drzewnych nowości jest numerek 602 od Bon Parfumeur. Póki co mam tylko mały flakonik, ale to się na pewno w krótce zmieni… na większy. Ah no i wspomniany wyżej Poivre Piquant L’Artisana z 2002 roku autorstwa Bertanda Duchaufoura. Niesamowite połączenie białego pieprzu, mleka, miodu i lukrecji. Pachnę nim pisząc to podsumowanie w ramach dogrywki.

Moje nieodżałowane pieprze to Bang Marca Jacobsa i Poivre Electrique Atelier Cologne. Szkoda, że nie mam też żadnej pieprznej róży Marni. Piękne były. No właśnie – były. Tęsknie też za kremowym pieprzem w Nu YSL. Z pachnideł bardziej osiągalnych na pewno kiedyś sprawię sobie Black Pepper Vanilla od Bohoboco. Jest tak cudownie przytulaśny! Mam całą linię pielegnacyjną sztandarowego zapachu Molton Brown z pieprzem Re-charge Black Pepper, a jakimś trafem nie mam samej wody toaletowej/perfumowanej. Myślę, że kiedyś dołączy do zbiorów. To bardzo sympatyczny odświeżający pieprz.

Jest też zapach, w którym pieprzu oficjalnie nie ma, ale ja i Be uparcie twierdzimy, że totalnie go tam czuć. Mowa o Moncler pour Homme, którego namiętnie razem używamy. Raz, w czasie kolacji ze znajomymi perfumoholiczkami, powąchałem próbkę Poivre 23 London Le Labo. I po co mi to było??? Jest tak piękny… i tak cholernie drogi. No ale z drugiej strony Londyn to moje ukochane miasto. Sam nie wiem… Może kiedyś…

Jak widzicie pomimo ograniczenia pieprzu w diecie nie-dopieprzenie mi raczej nie grozi. Ten aromat ma dla mnie cudowną właściwość łączenia elegancji z naturalnością. Tak, to w nim własnie uwielbiam. I wcale w perfumach nie kojarzy mi się z jedzeniem.

A Wy za co lubicie pieprz albo go nie lubicie? Jakie zapachy z tą nutą kochacie?

*RECENZJA* - Hermès, Tutti Twilly

*RECENZJA* - Hermès, Tutti Twilly

*CO NOWEGO?* - Listopad

*CO NOWEGO?* - Listopad