*RECENZJA* - M.Micallef, EdenFalls
Nie przystoi by zapach, który uznałem za najlepszą kompozycję 2021 roku nie doczekał się swojej własnej, osobnej recenzji. Czynię więc – z przyjemnością zresztą – tę powinność. Trochę czasu zajęło by trafił do mojej kolekcji, ale już w trakcie pierwszego kontaktu wiedziałem, że wcześniej czy później znajdzie on tam swoje miejsce.
EdenFalls marki M. Micallef zadebiutował wiosną 2021 jako nowy dodatek do kolekcji Jewel. Premiera miała miejsce w kwietniu i połączono ją z wirtualnymi warsztatami zdrowego, głębokiego oddechu. Ja po raz pierwszy powąchałem go w maju z podarowanej mi przez Perfumerię Quality próbki. Szczerze powiedziawszy nie miałem zbyt wygórowanych oczekiwań. Nazwa zapachu i kolor flakonu sprawiały, że spodziewałem się czegoś wodnego, ultra-letniego i może odrobinę egzotycznego. Jak się okazało nic z tych rzeczy! Kompozycja szalenie mnie zaskoczyła rozmijając się z kalkulowanymi na chłodno oczekiwaniami i to był już jej pierwszy duży plus. Latem zaglądałem do perfumerii, by ponownie ją testować i za każdym razem wprowadzała mnie w doskonały nastrój, pozwalając odkrywać coraz to nowe aspekty tego złożonego i doskonale zblendowanego zapachu.
W wielu markach praca nad nowym zapachem zaczyna się od koncepcji w głowie dyrektora artystycznego. Taką rolę w marce M. Micallef pełni jej współwłaścicielka Martine. To ona przygotowała dla swojego kreatywnego teamu moodboard składający się z kolaży, słów-kluczy, wizualizacji, obrazów, kolorów, roślin i minerałów. Inspiracją dla EdenFalls był nie tylko tytułowy wodospad, ale ogólnie zbawienny wpływ przyrody na nasze samopoczucie. W zapachu tym chodziło o ucieczkę od miejskiego zgiełku i pozimowej szarości. O wzięcie głębszego oddechu i zapomnienie się w rajskim otoczeniu wody, bujnej roślinności i kamieni. Tak powstał zapach do dzielenia się – dla niej i dla niego. Czy inspiracje marki przełożyły się na moje doświadczenia z tym zapachem? I tak i nie. Już wyjaśniam dlaczego.
Uwielbiam zapachy na lato! Kocham ich prostotę, świeżość i fakt, że dają mi natychmiastową przyjemność. Często po tym otwarciu nic już ciekawego się nie dzieje, ale jeśli uwiodą mnie swoją naturalną nutą, potrafię im to wybaczyć. Lubuję się w kwaśnych, wytrawnych cytrusach, przepadam za soczystą zielenią, za dobry morski klimat jestem w stanie oddać wszystkie kadzidła. Mam więc temat letnich pachnideł przepracowany wzdłuż i wszerz. Czy EdenFalls się w niego wpisuje? No właśnie moim zdaniem nie do końca. Owszem, jest tu świeżość neroli i zieleń wilgotnych liści, ale jest tu też tak wiele więcej! Moja pierwsza myśl po powąchaniu? „Jaki piękny letni szypr do noszenia nie tylko na lato!” I rzeczywiście, wspaniale grał na mojej skórze nie tylko w upalne dni, ale i podczas złotej jesieni, a nawet totalnie białych i mroźnych świąt jakimi dane nam było się cieszyć w ubiegłym roku.
EdenFalls to zapach nie tylko świeży, ale i elegancki, optymistyczny i upojny! I totalnie ‘perfumowy’! Szczerze powiedziawszy wąchając go nie mam skojarzeń z wodospadem i rozpryskująca się, lodowatą wodą. Może ten wodospad i gdzieś w pobliżu jest, ale tu w sercu tej kompozycji jest raczej elegancki ogród. Jeśli chcecie możecie nazwać go Edenem. Nie jestem wielkim fanem różowego pieprzu, ale ten w otwarciu EdenFalls jest najprawdziwszy i pomimo nazwy do kompozycji nie wnosi pieprzności, a musująca różaność. Edenfalls od samego początku ma w sobie swego rodzaju komfortową gęstość, która sprawia, że nie postawiłbym go nigdy na jednej półce z prostymi, kolońskimi letniakami. W tej gęstości mieszają się słodycz i świeżość. Ta ostatnia jednak nie jest dla mojego nosa świeżością wodną. Dzieje się tu naprawdę dużo więcej. W sercu toczy się ciekawa wymiana zdań między czystym jaśminem i kremowym neroli a ziarenkami kolendry, które temperują kwiatowość i dodają jej nieco korzennego, ziemistego sznytu. Całość staje się jeszcze bardziej bujna i bujność ta rzeczywiście usprawiedliwia rajskie nazewnictwo. Na tym etapie uśmiech sam pojawia się na twarzy, ale nie jest to radość spowodowana orzeźwiającym splashem prostej mięty czy cytryny, a przyjemność bycia wyperfumowanym zarazem lekko i szalenie wyrafinowanie. Za elegancję, perfumeryjne przymioty i letni szyk tych perfum odpowiada moim zdaniem baza. Ona mruczy wręcz współczesną kremową szyprowością. Umieszczono tu paczulę (którą w zasadzie czuję już od samego początku obcowania z tymi perfumami na skórze) i wspaniałej jakości mech emanujący ciepłem i organicznością ziemi. Całości dopełniają dosładzająca wanilia i piżmo.
EdenFalls działa na mnie jak eliksir dobrostanu. Jest świeży, ale nie chłodny, wilgotny, ale nie mokry, kwiecisty, ale nie duszący, słodki, ale nie mdlący. To właśnie rozumiem przez doskonałe zblendowanie i zachowanie genialnych proporcji. Zapach mieni się na mojej skórze i to niekoniecznie kolorami użytymi przez Martine Micallef na flakonie. W tym zapachu jest więcej złotego ciepła. Może to słońce? W końcu w raju chyba powinno być zagwarantowane.
Uważam, że jest to zapach absolutnie uniwersalny. Jak już wspomniałem jego noszenie sprawia mi przyjemność o każdej porze roku, choć rzeczywiście najlepiej uwalnia swoje piękno przy słonecznej aurze. Jest doskonałym unisexem. Nie odczuwam tu przysłowiowego ‘przechyłu’ w żadną ze stron. Kwiatowość i słodycz są idealnie ostudzone z jednej strony świeżością, z drugiej akordami drzewno-ziemistymi. I w końcu jest to zapach, który mógłbym założyć praktycznie na każdą okazję. Od porannego spaceru, przez leniwy relaks w domu po najbardziej elegancka okazję. Może jedynie regulowałbym ilość uwolnionych na skórę molekuł.
Na koniec parę słów o flakonie, który niejako wyprowadził mnie trochę na manowce (jak dobrze, że trafiła w moje ręce wtedy ta próbka!) Nawiązuje on kształtem i charakterem do innych zapachów w Jewel Collection. Podobnie wyglądają Osaïto, DesirToxic i od niedawna Royal Vintage. Flakony są ręcznie zdobione przy pomocy gąbki dla uzyskania kolorystycznego gradientu. W przypadku EdenFalls pokrywane są najpierw jednolicie niebieską farbą, a następnie przy pomocy wspomnianej techniki wymyślonej przez Martine (sponge patina) nanosi się na nie gąbką różne odcienie turkusu, szmaragdu i zieleni. Nazwa perfum umieszczona jest na bocznej, węższej ściance. W pojemności 100ml flakon opasany jest „ścieżką ułożoną z pokruszonych kamyków”. Całość wieńczy czarny korek o chropowatej i gładkiej fakturze. Istnieją też mniejsze pojemności – 30ml i od niedawna 10ml travel spray. U mnie zimą zagościła zgrabna mała trzydziestka. Mała, ale dająca ogromnie dużo radości!
Zapach: M. Micallef, EdenFalls
Premiera: 2021
Nos: Jean-Claude Astier i Geoffrey Nejman
Rodzina: świeżo-kwiatowo-szyprowa
Nuty: różowy pieprz, bergamotka, mandarynka, kolendra, neroli, jaśmin, mech, paczula, wanilia, piżmo
Podobne zapachy: Gris Dior
Trwałość i projekcja: trwałość bardzo dobra, projekcja umiarkowana
Dostępność: woda perfumowana o pojemności 10ml, 30ml i 100ml w Perfumeria Quality