*PAMIĘTNIK CHARLIEGO* - Chloé, L’Eau de Chloé
Każda epoka ma swój złoty wiek. Również perfumeryjna. Pamiętacie Gila Pendera z filmu Allena „O północy w Paryżu”? Tego słabo rokującego amerykańskiego pisarza i zupełnie niespełnionego narzeczonego, który nagle znajduje się nie tylko w Paryżu, ale i w Paryżu swoich marzeń czyli w latach dwudziestych ubiegłego wieku. Trafia do swojej Arkadii, a tam obok Hemingwaya, Fitzgeraldów i Dalego spotyka muzę artystów – Adrianę – która też tęskni do swojego złotego wieku, którym była Belle Époque. Zawsze jest jakieś „kiedyś”, które jest lepsze od teraz. Zwykle jest lepsze, bo je idealizujemy.
„Kiedyś to były perfumy!” Ile razy słyszeliście lub czytaliście taką eksklamację? Ba, ile razy sami ją wypowiadaliście? Wśród fanów perfum, prawdziwych perfumoholików tęsknota za Arkadią jest wszechogarniająca. Ogarnia i mnie. Wzdycham do wycofanych zapachów, pieszczę ostatnie krople na dnach flakonów z ubiegłego wieku, poszukuję obsesyjnie „złotych strzałów” w bezkresach internetu. Efektem tych westchnień, rozczuleń, zgryzot i rozterek ma być poniższy cykl, który zatytułowałem Pamiętnik Charliego. Chce w nim ocalić od zapomnienia, ożywić – dla Was i dla siebie – zapachy, które nie są już produkowane i które są trudne lub prawie niemożliwe do zdobycia. Za niektóre z nich trzeba bardzo słono zapłacić, inne kosztują grosze, ale popadły dziwnym trafem z otchłań zapomnienia.
W sierpniowych wspominkach powracam do zapachu może nie bardzo wiekowego – jego premiera datuje się na 2012 rok – ale za to nieodżałowanego. Ta woda jest już nie do zdobycia. A jeśli jest to w niebotycznych cenach.
L’Eau de Chloé – zwana potocznie zieloną Chloé – będąca świeższym flankerem sygnaturowego zapachu marki z 2008 roku jest dla mnie jedną z najpiękniejszych reprezentacji świeżej róży w perfumach. Genialnie oddaje też klimat zieleni i jest perfekcyjnym przykładem zapachu wilgotnego, co w języku angielskim określa się ładniej brzmiącym słowem ‘dewy’ (zroszony). Same ochy i achy! Tak, w tym zapachu podoba mi się wszystko! Od piramidy nut, poprzez ich bardzo dobre zbalansowanie, doskonałą trwałość, aż po idealne zgranie kompozycji z odcieniem płynu i pudełka.
Tę świeżo-kwiatowo-szyprową wodę toaletową stworzył Michel Almairac, ten sam, który był autorem klasycznej wody perfumowanej ‘z kokardką’ z 2008 roku. Zbudował w niej delikatną, kruchą, świetlistą i wilgotną różę otoczoną zielenią i czystością, która całymi godzinami trwa na skórze i w niemęczący sposób przez długi czas przypomina o sobie otoczeniu. To wiosenny klasyk, który stworzony jest do noszenia w ciepłe, słoneczne dni. Jest radosny jak pogodny poranek, czysty jak świeżo wyprany t-shirt, pobudzający jak bosy spacer po zroszonej trawie i odprężający jak beztroskie leżenie na niej i wpatrywanie się w obłoki na niebie. Istna sielanka! Tak, ale bez nuty infantylizmu. L’Eau de Chloé zna swoją wartość, nie słodzi i dumnie wybrzmiewa swoim szyprowym drydownem.
Otwarcie eksploduje świeżością utkaną z cytrusów (jest tu m.in. cytron) i aldehydów. Jest chłodne, wilgotne i wytrawne. Jak domowej roboty lemoniada, do której celowo nie dosypujemy cukru. Od samego początku czujemy w tej kompozycji kropelki krystalicznej rosy. Na źdźbłach trawy, na płatkach kwiatów (oprócz flagowej róży użyto tu także frezji, konwalii, piwonii i magnolii). Sama róża ma postać wody różanej – lekkiej, delikatnej, młodzieńczej. Tak, ten zapach zdecydowanie odejmuje lat! Wszystko to zaś co się dzieje w bazie kompozycji sprawia, że nie mamy do czynienia z zapachem o banalnej i lichej konstrukcji. Lekka szorstkość paczuli, świeża drzewność cedru, ziemistość mchu, czyste piżmo, a nawet kropelka labdanum wyposażają L’Eau de Chloé we wspaniały szyprowy kręgosłup. Zapach nie przechodzi wielkiej transformacji. Jest to raczej spokojne, miękkie osiadanie, które wycisza ekspresyjne nuty początku zamieniając je w czyste niczym piana z gatunkowego mydła zakończenie.
To klasyczny zapach na dzień. Ale nie tylko do leżenia na trawie czy puszczania mydlanych baniek na łące. L’Eau de Chloé sprawdza się według mnie przy wielu okazjach. Jest dobra i na randkę, dzięki swojej filuternej zadziorności i do pracy gdzie ożywi ciało i umysł. Jej kwiatowość jest na tyle świeża i prostolinijna, że doskonale wypadnie też na męskich skórach jako szyprowa kolońska woda na lato. Sam uwielbiam ją nosić, choć żałuję, że mam jedynie najmniejszy 20ml flakonik, bo nie jest to zdecydowanie ilość, w której można by się kąpać. Bardzo jednak się cieszę, że w przysłowiowej ‘ostatniej chwili’ (czyt. jeszcze za normalne pieniądze) udało mi się go upolować. Teraz okazjonalnie cieszy mój nos swoją autentycznością, jakością i absolutnie niewymuszonym pięknem. I wcale nie muszę ściągać zielonej kokardki by uczynić zapach bardziej męskim.
Kolor L’Eau de Chloé został idealnie dobrany. Nie wyobrażam sobie żeby mógł być inny. Ta z jednej strony ostra i radosna, z drugiej zaś stonowana zieleń płynu, legendarnej rypsowej wstążki i pudełka oddaje wszystko to co czujemy zdejmując z plisowanego flakonu przeźroczysty korek. Twarzą zapachu została francuska modelka Camille Rowe-Pourcheresse – równie szczera i bezpretensjonalna jak on sam. Sfotografowała ją dla Chloé Camilla Akrans, a film reklamowy w sielskiej scenerii nagrał Mario Sorrenti. L'Eau de Chloé była dostępna jako woda toaletowa w pojemnościach 30, 50 i 100 ml oraz jako tzw. edycja My Little Chloés w pojemności 20ml (tę wersję właśnie mam). Pamiętam, że wodzie towarzyszył też balsam do ciała, którego - nie wiedzieć czemu - nigdy nie nabyłem. Wyobrażam sobie, że byłby letnią rozkoszą na skórze. No trudno nie będzie…
W 2019 roku opisywana dziś kompozycja została niejako zastąpiona przez Chloé L’Eau. To zapach również świeży, z przeznaczeniem na lato, ale jednak o zdecydowanie bardziej cytrusowej – a nie zielonej – konstrukcji. Co ciekawe na ten rok jeszcze marka zapowiada premierę kolejnej ‘zielonej’ Chloé - Chloé Eau de Parfum Naturelle – reklamowanej jako ‘organiczna róża’. Spis nut jednak trochę odbiega od charakteru wody z 2012 roku, głównie za sprawą neroli i mimozy. Nawet jeśli nie będzie to następczyni pierwszej zielonej Chloé, z pewnością chętnie się z nią zaprzyjaźnię, bo róże od tej marki wyjątkowo dobrze mi robią. Można by rzec, że jadłbym je garściami. Zwłaszcza te zielone!
Zapach: Chloé, L’Eau de Chloé
Premiera: 2012
Nos: Michel Almairac
Rodzina: świeżo-kwiatowo-szyprowa
Nuty: cytron, grejpfrut, bergamotka, aldehydy, brzoskwinia, róża, woda różana, fiołek, piwonia, konwalia, frezja, magnolia, jaśmin, paczula, cedr, mech, białe piżmo, ambra, labdanum
Trwałość i projekcja: bardzo dobre
Dostępność: zapach wycofany. Występował jako woda toaletowa w pojemnościach 20ml, 30ml, 50ml i 100ml