*SZYBKA TRÓJKA* - Niszowe róże
Roże poddawano destylacji w procesie produkcji wody różanej od wczesnych wieków naszej ery. Praktyka ta najprawdopodobniej najpierw rozpowszechniła się w Persji. Wynalezienie olejku różanego przypisuje się Mogołom i datuje na rok 1612. Pod koniec XVII wieku, uprawę róż wprowadzono do Bułgarii znajdującej się wówczas pod wpływami otomańskimi. Tam, w regionie Kazanlak, zaczęto uprawiać różę damasceńską (rosa damascena). Olejek z tej róży jest do dziś chętnie przywożonym souvenirem i charakterystycznym symbolem Bułgarii. Drugim gatunkiem róży, z której olejek wykorzystuje się w perfumiarstwie jest róża stulistna (rosa centifolia). Ten typ róży uprawia się we Francji, w okolicach Grasse, a także w północnej Afryce (Egipt, Tunezja, Maroko).
Czy to w formie olejku, konkretu czy absolutu, róża odgrywała i nadal odgrywa kolosalną rolę w tworzeniu perfum. Nie tylko dla kobiet. Warto przypomnieć, że w arabskiej tradycji perfumeryjnej jest to składnik typowo męski. Róża uwielbia grać pierwsze skrzypce, ale jest też niezrównana w tworzeniu olfaktorycznych duetów, tercetów i całych orkiestr. Połączenia jakie można stworzyć z jej zastosowaniem w perfumach są niezliczone. Adepci sztuki perfumeryjnej nie bez powodu zaczynają naukę fachu od analizowania skomplikowanego profilu zapachowego właśnie tego kwiatu.
Róża jest też składnikiem bardzo demokratycznym. Jej aromatem perfumuje się mydła i lekkie mgiełki do ciała, w perfumeriach selektywnych stoi cała armia różanych zapachów, a w kompozycjach niszowych eksploruje się odważne i nietypowe połączenia tego cennego kwiatowego składnika. I właśnie trzem niszowym ujęciom róży, które poznałem w niedawnym czasie, chciałbym poświęcić dzisiejszą SZYBKĄ TRÓJKĘ.
* * *
ManRose Etro, które powstało w 2017 roku, miałem okazję pierwszy raz powąchać rok później w mediolańskim butiku marki. Jako fan róży nie mogłem tego nie zrobić. Ciekawiło mnie jak twórcy oddadzą męską różę niekoniecznie dla mężczyzn. Flakon od razu mnie w sobie rozkochał, zapach zaciekawił, wziąłem więc próbkę. W tym roku w końcu zdecydowałem się na flakon. I absolutnie nie żałuję! Kompozycja autorstwa Mathieu Nardina to piękne połączenie świeżości, aromatyczności, nut kwiatowych i lekkiej ambry. W ManRose najbardziej lubię taniec bergamotki i róży, który trwa właściwie przez całe życie zapachu na skórze. To nieczęste, bo bergamotka zwykle pełni przecież rolę oddźwiernej - robi początkowy efekt i znika. Co jeszcze poczujemy w różanej wodzie Etro? Seczuański pieprz, który genialnie łączy się z różą o czym świadczyć może inny, potraktowany w podobny sposób, temat różany, a mianowicie Rose&Cuir Malle’a. I tu i w zapachu Etro ważną rolę odgrywa też geranium, często używane w perfumach do odtwarzania klimatu różanego… bez róży. W ManRose czuję je wyraźnie w sposób aromatyczny, zielony, chłodny. Zapach do samego końca nie wysładza się, choć końcówka staje się miększa, cieplejsza i słodsza dzięki ambrze, skórze, paczuli i piżmu umieszczonym w bazie. ManRose to według mnie zapach bardzo uniwersalny. Założyłbym go i do pracy i na elegancką kolację. Jest w nim dużo powietrza i witalności, ale i wykwintny sznyt. Męski, ale niekoniecznie tylko dla mężczyzn.
Ciekawy różany zapach dołączył w tym roku do kolekcji Extraits de Parfum marki Heeley. Kreator miał już w swoim portfolio pięknie oddane róże – paczulową w Hippie Rose czy uwielbianą przeze mnie, szyprową w Chypre 21 – tym razem temat jednak potraktował inaczej. Jak? W sposób zielony, ale tylko na początku. Bohaterką Rose Aria jest ogrodowa róża gatunku rosa centifolia. Ma ona to do siebie, że pachnie nieco delikatniej od swojej damasceńskiej kuzynki. Wyczuwalne w niej są aspekty lekko miodowe i zielone. I właśnie tę zieleń uchwycono i podkreślono w otwarciu Rose Aria. Jest bardzo zielono – czuję tu zroszone źdźbła trawy, czuję gniecione liście, czuję w końcu wyjątkową, zieloną, charakterystycznie gorzkawą żywicę galbanową. Łączy się ona w ciekawy sposób z lekko miodowymi aspektami róży tworząc coś na kształt zapachu miodu gryczanego. Nie mocnego i obklejającego, a dobiegającego gdzieś z ogrodu, pomieszanego z jej zielenią. Ta aura wprowadza nas w dalszy rozwój zapachu na skórze, który – nie bez mojego zaskoczenia – przechodzi dość mocną metamorfozę. Rose Aria staje się bowiem z biegiem czasu bardzo… no właśnie i tu się ugryzłem w język, bo chciałem użyć niepopularnego już dziś słowa ‘orientalna’. Czym by więc tu je zastąpić? Powiedzmy, że staje się szafranowa ze wszelkimi konsekwencjami i konotacjami tej cennej, ciepłej, pikantnej przyprawy. Zielona szorstkość galbanum, a potem korzenna szafranu to dwa kontrapunkty, z którymi zestawiono tu różę. W bardzo ciekawy sposób równoważą one jej miodowość, nie pozwalając zmęczyć nas słodyczą. Mniej świeża i kwaśna od ManRose, Rose Aria jest bardziej tajemnicza, bardziej przyprawowa, bardziej ciepła. Jest też zdecydowanie unisexowa. I ma w sobie coś uzależniającego.
Tegoroczna podróż, w którą zapraszają nas w ramach swojej kolekcji Art Land Clara i John Molloy z marki Memo Paris jest roztańczona, zmysłowa i różana. Naszym celem jest Argentyna. W Buenos Aires – Paryżu Ameryki Południowej – wszyscy tańczą tango, a jak wiadomo do niego trzeba dwojga. Perfumiarka Sophie Labbé zaprosiła więc do kompozycji sprawdzony i niezawodny duet – aksamitną, upojną różę turecką i głęboką żywicę agarową. Ale w Argentine znajdziemy też i bohaterów drugiego planu akompaniujących tańczącej - niczym ptaki hornero z pięknej etykiety zapachu - parze. Są nimi miękkie, piżmowe nasiona ambrette, drzewny cypriol, subtelne magnolie i spora dawka jaśminu, żywica benzoesowa oraz dodający całości energii różowy pieprz. Duety różano-oudowe są mi dobrze znane, nic mnie tu więc szczególnie nie zaskoczyło. Oprócz jednej rzeczy – to wszystko jest genialnie zbalansowane! Róża ma w sobie słodycz, ale nie obkleja nas nią, bo doskonale równoważą ją akcenty drzewne. Oud dodaje głębi, ale nie męczy i nie drapie suchością ani ostrością. W otwarciu wyczujemy kwaskową wręcz świeżość, która przez wszystkie odcienie kwiatowej wytrawności doprowadzi nas do miękkiej i smakowitej słodyczy zahaczającej o wanilię w głębokiej bazie kompozycji. Nic nowego, a jednak przepiękne. Nie zawsze trzeba wymyślać na nowo koła. Czasem lepiej zatańczyć dobrze znane tango. Albo dla mniej utalentowanych – jak ja na przykład – przyjrzeć mu się i je powąchać.
Która róża Was najbardziej zaciekawiła? Świeża, ostra i aromatyczna w ManRose, zielona, szafranowa i tajemnicza w Rose Aria czy aksamitna, słodka i drzewna w Argentina? Wszystkie trzy z przyjemnością noszę, wybierając tę, która najlepiej odpowiada mojemu nastrojowi i okazji. Wszystkie trzy też długo utrzymują się na mojej skórze i pachną wysokiej jakości składnikami. W końcu to niszowe róże!