*PAMIĘTNIK CHARLIEGO* - Trussardi, Inside for Women
Każda epoka ma swój złoty wiek. Również perfumeryjna. Pamiętacie Gila Pendera z filmu Allena „O północy w Paryżu”? Tego słabo rokującego amerykańskiego pisarza i zupełnie niespełnionego narzeczonego, który nagle znajduje się nie tylko w Paryżu, ale i w Paryżu swoich marzeń czyli w latach dwudziestych ubiegłego wieku. Trafia do swojej Arkadii, a tam obok Hemingwaya, Fitzgeraldów i Dalego spotyka muzę artystów – Adrianę – która też tęskni do swojego złotego wieku, którym była Belle Époque. Zawsze jest jakieś „kiedyś”, które jest lepsze od teraz. Zwykle jest lepsze, bo je idealizujemy.
„Kiedyś to były perfumy!” Ile razy słyszeliście lub czytaliście taką eksklamację? Ba, ile razy sami ją wypowiadaliście? Wśród fanów perfum, prawdziwych perfumoholików tęsknota za Arkadią jest wszechogarniająca. Ogarnia i mnie. Wzdycham do wycofanych zapachów, pieszczę ostatnie krople na dnach flakonów z ubiegłego wieku, poszukuję obsesyjnie „złotych strzałów” w bezkresach internetu. Efektem tych westchnień, rozczuleń, zgryzot i rozterek ma być poniższy cykl, który zatytułowałem Pamiętnik Charliego. Chce w nim ocalić od zapomnienia, ożywić – dla Was i dla siebie – zapachy, które nie są już produkowane i które są trudne lub prawie niemożliwe do zdobycia. Za niektóre z nich trzeba bardzo słono zapłacić, inne kosztują grosze, ale popadły dziwnym trafem z otchłań zapomnienia.
Do poznania opisywanych dziś perfum skusiło mnie nagłe oczarowanie ich męskim odpowiednikiem. Powąchałem go raz w czyjejś łazience (niech pierwszy rzuci kamieniem ten, który nigdy tego nie robił) i przepadłem. To był jakiś 2010 rok. Niestety zbyt długo zwlekałem z zakupem. Zapach wycofano, a potem zaczął osiągać niebotyczne ceny w serwisach internetowych. Tak więc nigdy nie wszedłem w posiadanie Trussardi Inside for Men, ale ładnych parę lat temu udało mi się upolować mały flakonik wersji damskiej. I wcale nie żałuję, bo zapach bardzo ładny i on ma już obecnie status unikatu.
Włoska marka Trussardi wprowadziła na rynek parę zapachów dla niej i dla niego o nazwie Inside w 2006 roku. Zapachy łączyły podobne flakony z motywem skóry (Trussardi słynie ze swojej ekskluzywnej galanterii skórzanej) oraz dwa akordy, które znalazły się w obu kompozycjach – kawa i drewno tekowe. Nowa linia marki – która jak widzimy nie przetrwała niestety próby czasu – miała oddawać hołd tradycyjnym, wartościom Trussardi – elegancji, włoskości i zmysłowości ludzkiej skóry.
Flakony obu zapachów łączył kształt – spłaszczony, szklany z przodu; zaokrąglony i otoczony srebrną, metalową obudową z pionowymi perforacjami z tyłu. Różnice tkwiły w detalach. Męski był smuklejszy, a jego wewnętrzną ściankę wyłożono wzorem imitującym krokodylą skórę w kolorze ciemno palonej kawy. Zwieńczał go kwadratowy korek. Damski flakon od środka emanował z kolei jasnym ciepłem skórzanego wzoru w odcieniu beżowo-brzoskwiniowym. Jego korek miał kształt owalu. Za projekt obu odpowiadał Thierry de Baschmakoff. Zawsze byłem pod ich urokiem. Pomijając może plastikowy korek, były oryginalnie – choć klasycznie – zaprojektowane i jakościowo wykonane. Nikogo chyba też nie zdziwi, że na obu widniał wizerunek symbolu marki – głowy charta.
Damską odsłonę Inside skomponowała Daphné Bugey (Firmenich) tworząc harmonię nut kwiatowych, kawowych i drzewnych, która pomimo, że jest (jak na moje standardy) bardzo słodka, od samego początku nie przestaje mnie uwodzić. Pozwólcie, że zatrzymam się na sekundę przy kawie. Prawdziwie satysfakcjonującego oddania mojego ukochanego trunku (tzn. w formie gorzkiego espresso) w perfumach jeszcze nie odnalazłem. Szukałem wzdłuż i wszerz – niestety – nic dla mojego nosa nie pobije aromatu gorącej, świeżo zaparzonej czarnej kawy. Jednak w trakcie tych poszukiwań odkryłem, że nuta kawowa bardzo mi się podoba w roli bohaterki drugiego planu, a w szczególności w kompozycjach o charakterze kwiatowym. Dodana do nich nutka kawy tworzy dla mojego nosa piękną impresję. Od lat jestem pod ogromnym urokiem Café Tuberosa od Atelier Cologne, gdzie ziarna kawy połączono z białym kwieciem. Uwielbiam też kawę podaną z różami. Najbardziej tę w Little Song włoskiej niszowej marki Meo Fusciuni. Podobnie jest w Inside for Women Trussardi. Kawę – choć lepiej byłoby powiedzieć cappuccino – wyczuwam tu tylko w tle, ale jej obecność bardzo dobrze robi głównemu wątkowi kompozycji, który zdefiniowałbym jako kwiatowo-gourmandowo-orientalny.
Otwarcie zapachu jest przez chwilkę gorzkie i wytrawne za sprawą umieszczonych w nim nut bergamotki, liścia orzecha laskowego i liścia laurowego. To lekko ziołowe, roślinne granie wprowadza od początku aurę spokoju i harmonii i tak też – spokojnie i harmonijnie – przechodzimy do głównego clue programu czyli kwiatowo-kawowego serca. Oraz coraz bardziej słodkiego. Jednym z głównych bohaterów damskiej kompozycji Inside jest bowiem heliotrop – kwiat, który pachnie jak wykwintny marcepanowy deser. Miałem niedawno okazję wąchać czysty olejek heliotropowy i rzeczywiście, potwierdzam, jest to apetyczna woń miękkich ciasteczek z kawałkami migdałów i wanilii. Dla kontrastu do heliotropu dobrano ostry, lekko pieprzny aromat frezji, oraz wspomniane już, nieoszukane i nieosłodzone cappuccino. Inside w swoim sercu staje się słodki, lekko pudrowy, smakowity, ale w żadnym razie dla mojego nosa nie ciążący czy oblepiający. To raczej chmurka słodyczy, niż gęsty ulep. A co dzieje się w bazie tej kawiarniano-kwiatowej opowieści? Całość się ociepla i zmierza w kierunku orientalnym* za sprawą zawartej tu nuty ambrowej. Jest ona drugą, po heliotropie, główną bohaterką tej kompozycji i najdłużej daje o sobie znać na skórze. Orientalność tych perfum jest oczywiście orientalnością w pojmowaniu klasyfikacyjnym i całkowicie zachodnim. Nie przenosimy się bynajmniej nagle do pałacu z tysiąca i jednej nocy. Nadal raczej siedzimy w paryskiej kawiarence nad filiżanką cappuccino, któremu towarzyszy marcepanowy macaron – może jedynie chłodniejszy poranek zamienił się w pełne słońca południe, podgrzewające wszystko w koło łącznie z naszą skórą skropioną zapachem. Obok ambry w drydownie zapachu umieszczono również wspomniane już drewno tekowe – fantazyjną nutę z rodziny jasnych drewien (bois blondes) o miękkim i lekko kwiatowym aromacie. Całości dopełniają i wzmacniają naprawdę dobrą trwałość piżmo i cedr.
Ten zapach ma w sobie delikatność choć całkiem długo rozwija się i pachnie na skórze. Jest smakowity, ale nie poczujemy się po nim ociężale. Słodycz balansują tu nuty ziołowe, kwiatowe i kawowe i jest to piękny balans. Inside for Women jest też zdecydowanie… for women. Jakkolwiek dużą mam do niego sympatię i lubię go czuć w swoim otoczeniu, raczej nie widzę go na swojej własnej skórze. To elegancka, damska woda na dzień, którą bardziej jednak niż w biurze wyobrażam sobie we wspomnianej już kawiarni lub jako towarzyszkę popołudniowej sjesty. Myślę, że to też piękny zapach na randkę – w subtelny sposób zachęca do dalszego ciągu…
Recenzowanej dziś wody nie należy mylić z flankerem o nazwie Delight, który ujrzał światło dzienne w dwa lata po pojawieniu się premierowej pary. Inside Delight ma identyczny flakon, ale odróżnia go różowawy odcień wnętrza. I taki jest też sam zapach. Rózowawy. W najmniejszym stopniu nie oczarował mnie tak jak klasyczne Inside, choć i on w tej chwili stał się zapachem rzadkim i drogim. A męskie Inside…? Hmmm no cóż, może kiedyś będzie mi dane go jeszcze raz porządnie powąchać, a może i ponosić. Pomarzyć dobra rzecz.
* dosłownie w chwilę po ukończeniu pisania powyższej recenzji przeczytałem, że Michael Edwards, twórca słynnego Koła Zapachów katalogującego rodziny perfumeryjny, zdecydował się zmienić nazwę rodziny “orientalna” na “ambrowa” ze względu na kontrowersje związane ze słowem ‘orientalny’.
Zapach: Trussardi Inside for Women
Premiera: 2006
Nos: Daphné Bugey
Rodzina: ambrowo-kwiatowy
Nuty: bergamotka, liść orzecha laskowego, liść laurowy, heliotrop, frezja, kawa, ambra, piżmo, drewno tekowe, cedr
Trwałość i projekcja: dobre
Dostępność: zapach wycofany. Występował w formule wody perfumowanej w pojemnościach 30ml, 50ml i 100ml