*NOWA MARKA* - Kajal Perfumes Paris
Flakony Kajal Perfumes zdecydowanie przyciągają oko! Moje przyciągnęły zanim było mi dane poznać same zapachy. I choć w mojej kolekcji flakonowo dominuje raczej prostota i minimalizm, coś w tej kwestii się zmieniło właśnie za sprawą tej stosunkowo młodej, a w Polsce zupełnie nowej marki.
Nazwa i stylistyka flakonów bez wątpienia wskazują na inspiracje arabskie, ale Kajal Perfumes to marka prawdziwie międzynarodowa i kosmopolityczna. Ten dom perfumeryjny stworzony z ukochania luksusu i bogatych zapachów za siedzibę obrał sobie Paryż, swoje kreacje powołuje do życia w Toronto, a sprzedaż i logistykę zawiaduje z Dubaju. Inspiracją dla nazwy było słowo pochodzące ze świata urody – kajal to pradawny hinduski sposób na upiększanie spojrzenia, wydobywanie głębi z oczu. Arabskie słowo khajal oznacza też skromność, pokorę i życzliwość wobec innych. Marka powstała w 2014 roku, a w tym roku pojawiła się w Polsce – najpierw w krakowskiej perfumerii Dragonfly, a ostatnio w coraz większej ilości pachnących miejsc, między innymi w warszawskim House of Merlo. Ja ich zapachy miałem przyjemność poznać na początku tego roku, dzięki świetnym discovery kits zawierającym całą aktualną ofertę marki.
Kajal Perfumes to kompozycje, które określiłbym jako luksusowe o lekkim charakterze niszowym i bliskowchodnimi odniesieniami, o których świadczą chociażby ich nie od razu łatwe do zapamiętania nazwy. Ofertę zgrupowano w trzech kolekcjach, zarysowując `tradycyjny podział na pachnidła damskie i męskie. Znalazłem tu jednak smaczki, które z powodzeniem mogą spodobać się zarówno kobietom i mężczyznom. O jednym z nich więcej już za chwilę. Kompozycje Kajal mają bardzo wyraźne brzmienie, asertywnie wypełniają przestrzeń i wspaniale utrzymują się na skórze, nie męcząc zarazem nosa za sprawą użycia najwyższej jakości składników. Ich listy są naprawdę długie, co sprawia, że zapachy są złożone i ciekawie, a czasem nieoczekiwanie, zmieniają się na skórze. Niewątpliwym atutem tych zapachów jest ich prezentacja wizualna. Biżuteryjne, majestatyczne flakony pełne arabesek i motywów kojarzących mi się z arabską architekturą zdecydowanie robią wrażenie. Wyróżnia je motyw misternie rzeźbionej, ośmioramiennej gwiazdy, której kształt przybrały korki wszystkich kompozycji Kajal Perfumes. Przepięknie prezentują się też pudełka ozdobione gustownymi mozaikowymi wzorami.
Rdzeniem marki jest The Classic Collection, zawierająca 5 zapachów: dwa damskie – Kajal i Dahab by Kajal, dwa męskie – Kajal Homme i debiutujący w tym roku Kajal Homme II oraz absolutna gwiazda całej kolekcji – skąpany w złocie Lamar. Damski Kajal to zapach z kategorii kwiatowo-orientalnej. Po owocowej uwerturze, w sercu rządzą tu róża i irys ułożone na waniliowo-ambrowej podstawie. Złocisty Dahab (słowo to po arabsku oznacza właśnie ‘złoto’) to dla mojego nosa egzotyczne landrynki wypełnione marakują i jabłkiem. Męski drzewno-aromatyczny Homme otoczy noszącego nutami owocowymi (czarna porzeczka), drzewnymi (gwajakowiec, oud, sandałowiec) i przyprawowymi (kardamon). Jego nowe wcielenie – Homme II – ujawnia za to więcej nut świeżych, zielonych i aromatycznych świetnie wpisując się w nowoczesne trendy. I w końcu Lamar, który – czas już chyba to przyznać - jest moim absolutnym ulubieńcem – roztaczający przepiękny aromat solarno-gourmandowego ananasa.
Cztery damskie zapachy Wardé Collection umieszczono w czarnych flakonach przywodzących na myśl tajemnicze puzderka na biżuterię. Zainspirowało je piękno świata kwiatów. W kompozycji Jihan znajdziemy przyprawową różę, której za partnera wybrano drewno agarowe. Przepięknie gra tu dla mojego nosa szafran. Wardé skomponowane przez francuskiego perfumiarza Alexa Mirala zawiera unikalną i tajemniczą nutę absyntu. Kwiaty reprezentowane są tu przez jaśmin, fiołek i róża, a dzięki zawartości aromatycznych akordów dzięglu, sosny, jodły i mchu, kompozycja ta z pewnością może również przypaść do gustu panom. Joorie to słoneczne królestwo ciepłego ylang-ylang. Przyznam, że to on właśnie uwiódł mnie najbardziej w kwiatowej kolekcji marki. Akordowi ylang ylang towarzyszą musujący imbir, gałka muszkatołowa i miód. I w końcu biała Yasmina – wybitnie piękna i odważna. Skrywa w sobie kontrastowe połączenie białych kwiatów i zwierzęcej skóry. I powtórzę: ta skóra jest zwierzęca!
The Fiddah Collection to linia smukłych i wysokich flakonów dedykowanych umownie mężczyznom. Samo słowo fiddah oznacza ‘srebro’ i rzeczywiście pojawia się ono tutaj jako przewodni motyw dekoracyjny. Mam w tej linii dwóch faworytów. Warek to kompozycja buzująca wręcz od drzewnego bogactwa podrasowanego skórą i kadzidłem. Sareef z kolei zachwycił mnie swoją słoną świeżością przypominającą morską, ożywczą bryzę. W nutach zapachu znajdziemy między innymi jałowiec, estragol i chłodną wetywerię. Pozostałe trzy zapachy w kolekcji Fiddah oferują już dużo więcej słodyczy. Alujain to połączenie róży, geranium i irysa z głębokimi akordami piżma i ambry. Fiddah autorstwa Christiana Carbonnela to delikatna słodycz anyżu, liści tytoniu, wanilii i bobu tonka. Pomiędzy tymi apetycznymi akordami dyskretnie daje o sobie znać skóra o zamszowym charakterze. I w końcu Sawlaj czyli skórzana kompozycja z labdanum, różą, goździkiem (kwiat) i wetywerią. Słodyczy nadają mu wanilia i benzoina. Całość kojarzy mi się z aromatem gatunkowego koniaku, do którego przemycono lekko apteczną nutę.
I na koniec jeszcze kilka słów na temat mojego faworyta, który rozzłocił mi kolekcję i wniósł do niej sporą dawkę rzadko goszczącej tu owocowej słodyczy. Lamar powstał raptem w ubiegłym roku, a już stał się bezapelacyjnym bestsellerem marki. Za jego kreację odpowiadał wybitny i wybitnie płodny perfumiarz niszowy Mark Buxton. Kompozycja ma charakter owocowo-kwiatowo-orientalny i działa jak najlepszy polepszacz nastroju. Dobrze człowiekowi robi się już od patrzenia na ten bogaty, ażurowy flakon, który przepięknie filtruje słoneczne promienie. Lamar oznacza płynne złoto i rzeczywiście można odnieść wrażenie, że nosząc ten zapach otaczamy się aurą optymistycznej, luksusowej i uzależniającej złocistości. Otwarcie to owocowa eksplozja, w której dominują soczyste nuty ananasa i papai. Równoważą je przyprawowe brzmienia kardamonu i kolendry. W sercu zapachu dominują kwiaty, z różą i magnolią na czele. Pięknie gra tu też szafran, który moim zdaniem dodaje całości eleganckiego sznytu i sprawia, że zapach nie popada w tandetnie owocowe klimaty. W bazie Lamar owocowe kąski i kwiatowe płatki oblewa fala słodyczy, która zdaje się je kandyzować. Za efekt ten odpowiadają ambroxan, cedr i wanilia, a przede wszystkim wybornie podana nuta tofi. Ten zapach trwa na mojej skórze godzinami i ani trochę nie męczy, ani nie nudzi. O niewielu słodkich zapachach mogę powiedzieć, że czuję się w nich ubrany, a nie przebrany. Lamar leży na mnie jak najlepiej skrojony trochę ekstrawagancki letni garnitur.
Kayal Perfumes to wizualny i olfaktoryczny luksus, za który – przyznaję – trzeba sporo zapłacić. Za ceną idą tu jednak bogactwo doznań oraz imponująca trwałość i projekcja. Świetną rzeczą jest możliwość wcześniejszego przetestowania wszystkich zapachów. Marka oferuje bowiem dwa discovery kits, które zawierają po siedem 2-mililitrowych próbek damskich/unisex w zestawie #1 i męskich/unisex w zestawie #2. To dzięki nim zakochałem się w złocistym Lamar. Kto wie czy za nim nie dołączy do mojej kolekcji kolejny zapach uwieńczony ośmioramienną gwiazdą.