*PAMIĘTNIK CHARLIEGO* - Jean Paul Gaultier, Kokorico
Każda epoka ma swój złoty wiek. Również perfumeryjna. Pamiętacie Gila Pendera z filmu Allena „O północy w Paryżu”? Tego słabo rokującego amerykańskiego pisarza i zupełnie niespełnionego narzeczonego, który nagle znajduje się nie tylko w Paryżu, ale i w Paryżu swoich marzeń czyli w latach dwudziestych ubiegłego wieku. Trafia do swojej Arkadii, a tam obok Hemingwaya, Fitzgeraldów i Dalego spotyka muzę artystów – Adrianę – która też tęskni do swojego złotego wieku, którym była Belle Époque. Zawsze jest jakieś „kiedyś”, które jest lepsze od teraz. Zwykle jest lepsze, bo je idealizujemy.
„Kiedyś to były perfumy!” Ile razy słyszeliście lub czytaliście taką eksklamację? Ba, ile razy sami ją wypowiadaliście? Wśród fanów perfum, prawdziwych perfumoholików tęsknota za Arkadią jest wszechogarniająca. Ogarnia i mnie. Wzdycham do wycofanych zapachów, pieszczę ostatnie krople na dnach flakonów z ubiegłego wieku, poszukuję obsesyjnie „złotych strzałów” w bezkresach internetu. Efektem tych westchnień, rozczuleń, zgryzot i rozterek ma być poniższy cykl, który zatytułowałem Pamiętnik Charliego. Chce w nim ocalić od zapomnienia, ożywić – dla Was i dla siebie – zapachy, które nie są już produkowane i które są trudne lub prawie niemożliwe do zdobycia. Za niektóre z nich trzeba bardzo słono zapłacić, inne kosztują grosze, ale popadły dziwnym trafem z otchłań zapomnienia.
Kiedyś to Gaultier robił zapachy!
Jesteśmy w Pamiętniku Charliego, więc gdzie jak nie tu czynić tak rzewne wyznania? Ale serio. Miałem okazję przetestować tegoroczną męską premierę marki – Scandal pour Homme – i pozostawiła mnie totalnie obojętnym. Chyba nie jestem jej targetem. Znudziła mnie totalnie. Nie jest to brzydkie, ale po prostu słodkie, słodkie i potem jeszcze trochę słodkie.
Co wcale nie znaczy, że słodki zapach musi być zły. Ta sama marka, którą biorę dziś na tapet, w 2005 popełniła ultrasłodki zapach, a jednak jaki dobry! Mowa o Gaultier2, którego szczęśliwym trafem również posiadam. Ale to nie on jest bohaterem dzisiejszego odcinka. Dziś będzie mnie słodko, a jednak odrobinę smakowicie. A do tego flakon 2-w-1 i dużo piór.
Kokorico to woda toaletowa dla mężczyzn, która powstała w 2011 roku, 16 lat po poprzedniej męskiej premierze marki – kultowym Le Mâle. Zapach obchodziłby w tym roku swoje dziesięciolecie, gdyby nie fakt, że nie jest już produkowany, a nieliczne egzemplarze jego wyjątkowego flakonu są już tylko do upolowania w otchłaniach internetu. Tors marynarza, czyli Le Mâle, ma się za to cały czas dobrze i nie przestaje przechodzić kolejnych reinkarnacji.
Kokorico stworzyło dwóch perfumiarzy firmy Firmenich – Olivier Cresp i Annick Menardo. Trzeba przyznać, że to dwa bardzo uznane nazwiska i osobiście jedni z moich ulubionych twórców. No i wyszło im! Wyszło coś tak ciekawego i innego, że nie przetrwało sprzedażowej próby. Cresp i Menardo stworzyli kompozycję, która jest po części świeża i zielona, po części gourmandowa, ale w swoim rdzeniu wybitnie drzewna za sprawą wiodącej nuty paczuli.
Otwarcie jest przeciekawe! Łączy pylisto-chłodne kakao (suche, zmielone, nie napój!) z energią i świeżością zielonego liścia figowego. Szalenie lubię to połączenie i dla niego tylko psikałbym się ciągle od nowa Kukurykiem, gdybym tylko miał go więcej. Mój flakon ma pojemność 50m i ze względu na jego totalną nieprzeźroczystość nie jestem w stanie ocenić ile płynu w nim zostało. Wagowo rzecz biorąc, nie musze jeszcze drżeć.
A co dzieje się w miarę dalszego rozwoju kompozycji na skórze? Figa usuwa się na dalszy plan, nuta kakaowego pudru cały czas jest wyczuwalna i leciutko się wysładza, a dołączają do niej drzewni koledzy z paczulą i cedrem na czele. Paczula w Kokorico jest pięknie wyważona i pokazuje różne aspekty tego wszechstronnego składnika. Wyczujemy tu i jej odsłonę wilgotną i ziemistą (jednak bez popadania w klimaty ziemniaków w piwnicy), i tę bardziej czekoladową, ciepłą i orientalną. Całość jednak zachowuje do końca pewną lekkość. Kokorico nie jest dla mnie zapachem ani ciężkim, ani głośnym (co może trochę kłóci się z jego przekazem reklamowym). Jeśli jest to komfortowy sweter, to na pewno nie z grubej wełny, a z lekkiego kaszmiru. Z tego też względu mogę go nosić praktycznie przez okrągły rok. I w dzień i wieczorem. Jest bardzo uniwersalny.
Bardzo lubię to co proponuje Kokorico, pewnie głównie ze względu na fakt, że przepadam za zieloną figą i uwielbiam paczulę. Podobnego połączenia nie znam. No i kakao. Zbyt słodkie, ciepłe i obklejające mnie w perfumach nie kręci. Ale ten jego chłodny, lekko metaliczny i pudrowy powiew bardzo mi się podoba. Wnosi on element gourmand, ale nie w sposób, który sprawiałby, że pachnę jak coś do zjedzenia lub wypicia. I ja takie podanie bardzo cenię. Podoba mi się tu to przeplatanie chłodu i ciepła, zieleni i drzewności, ziemistości i słodyczy.
Nie sposób w przypadku Kokorico nie wspomnieć o jego oprawie. Nazwa jest oczywiście onomatopeją piania koguta (btw, po angielsku koguty pieją Cock-a-doodle-doo) , którego znajdziemy tu pod kilkoma postaciami. W reklamie przewija się sporo piór, a twarz zapachu czyli hiszpański supermodel Jon Kortajarena wykonuje iście koguci taniec inspirowany (jak skonsultowałem ze specjalistką) – fuzją męskiego wydania flamenco, zwanego farrucą i elementów klasycznego baletu. Jest dużo bębnienia, potrząsania grzywą i stukania obcasem, jak na kogucika przystało. Film reklamowy pozostaje w konwencji czerni i bieli. Wyjątkowy flakon zaś to gra czerni i czerwieni. Jest niezaprzeczalnie gaultierowski! Opracowała go dla projektanta francuska marka Interbrand a projekt zdobył nagrodę Reddot Design Award w 2012 roku. Niezwykłą cechą flakonu Kokoriko jest fakt, że skrywa on w sobie dwa różne kształty wykorzystując efekt trompe-l’œil. Patrząc na niego en face widzimy męską twarz na której widnieje ekspresyjnie wypisana w czerwieni nazwa zapachu (w „K” znowu pojawiają się pióra!). Obracając go i patrząc z boku, zauważamy natomiast dobrze znany męski tors z ulubionymi przez markę wypukłościami. Ale to nie wszystko. Czarny flakon umieszczono w czerwonej, płaskiej metalowej puszce. Żałuję, że swoją gdzieś podziałem…
Odbieram Kokorico jako zapach ciekawy i ambitny, ale nie jakoś szczególnie trudny w noszeniu. Może do jego komercyjnego niepowodzenia przyczyniła się właśnie zbyt ekstrawagancka, ostentacyjna oprawa? Tak czy inaczej, szkoda, że zniknął z półek. Ciekawe jak dobrze będzie sprzedawał się Scandal pour Homme. Inne pokolenie, inne gusta, a i sam flakon już jakby mniej kontrowersyjny. Czas pokaże.
Zapach: Jean-Paul Gaultier, Kokorico
Premiera: 2011
Twórcy: Olivier Cresp i Annick Menardo
Rodzina: drzewno-gourmand
Nuty: liść figowy, kakao, paczula, cedr, wetyweria
Trwałość i projekcja: średnie
Dostępność: woda toaletowa w poj. 50ml i 100ml. Zapach wycofany