*NOWA MARKA* - Roos&Roos
Perfumy to, częściej niż mogłoby się wydawać, family business. Dawniej przekazywane z ojca na syna (lub córkę) jako rodzinna scheda – jak np. u Guerlaina czy Hermèsa - dziś często wspólna rodzinna pasja i ciekawy międzypokoleniowy projekt. Annick Goutal i jej córka Camille, Jacques i Olivier Polge, Jean Paul Ellena i jego córka Céline Ellena czy calkiem młoda marka perfum artystycznych Ormaie założna przez matkę i syna (Marie-Lisa Jonak i Baptise Bouyguese). Oto kilka tylko familijnych przykładów.
Marka, którą dziś pragnę przedstawić jest również projektem rodzinnym, a do tego kobiecym i, choć tytuł mojego posta wskazuje inaczej, wcale nie takim nowym. Występującym jednak pod nową nazwą i obecnym od całkiem niedawna na naszym rynku. Roos&Roos, którą niektórzy z was mogli znać jako Dear Rose, to kreatywna kolaboracja między matką i córką. Dwa kobiece talenty i dwa kobiece głosy głośno i wyraźnie rozbrzmiewające w świecie jeszcze do niedawna zdominowanym prawie całkowicie przez mężczyzn.
Roos & Roos to aliteracyjne powtórzenie rodowego nazwiska dzielonego przez matkę - Chantal i córkę – Alexandrę, dwie kobiety znane i cenione w dwóch bardzo różnych środowiskach twórczych. W 2014 roku wpadły na niebanalny pomysł wspólnego stworzenia maki perfumeryjnej. Roos&Roos to też historia pełna pasji napisana przez dwa paryskie pokolenia z Saint-Germain-des-Prés w tle. To spotkanie perfum wyrażonych przez Chantal i muzyki uwielbianej przez Aleksandrę. Różne, ale bardzo sobie bliskie, czasem pełne sprzeczności, ale zawsze uzupełniające się, Chantal i Alexandrę łączy wielka miłość do perfum. Razem wprowadziły na rynek kolekcje zapachów, których stylistyka osadzona jest w połowie drogi między rebelią a tradycją i mocno naznaczona francuskim akcentem. Chantal to żywa legenda w świecie perfum od lat związana z tą branżą. W latach 70 pracowała dla marki Yves Saint Laurent gdzie była odpowiedzialna za stworzenie tak ikonicznych zapachów jak Opium, Kouros czy Paris. Następnie przeniosła się do grupy Shiseido gdzie brała czynny udział w kreowaniu zapachów marki Issey Miyake. Alexandra Roos znana jest z kolei jako piosenkarka, która nagrała 4 albumy z współczesnymi francuskimi chansons.
Panie Roos pełnią funkcję dyrektorek artystycznych marki. Tworzą strategię jej rozwoju i powołują do życia koncepcje zapachów, do skomponowania których zaprosiły do tej pory trzech znamienitych perfumiarzy. Pierwsze 12 zapachów wyszło spod ręki Fabrice Pellegrina, od początku związanego z marką francuskiego perfumiarza z Grasse. Dominique Ropion, słynny mistrz perfumeryjny z IFF, dołączył do marki i stworzył jej najnowszy zapach ‘Pale blue eyes’. Trzeci nos - Nicolas de Bonneville (Firmenich) - rozpoczął współpracę z Roos & Roos kolaboracją z Fabrice Pellegrin przy kompozycjach ‘Smoke and mirrors’ i ‘Purple leather’.
Portfolio marki podzielono przejrzyście na trzy podkolekcje wyróżniające się odmiennym charakterem, natężeniem i oprawą. The Originals - z miedzianymi etykietami i białym korkiem, zamknięte w przezroczystych flakonach to zapachy lekkie, słoneczne, składające hołd kwiatom i owocom oraz nutom zielonym i delikatnie cielesnym. Idealne na rozpoczęcie dnia. The Exclusives w zdobionych i projektowanych przez artystów flakonach to kompozycje bogatsze, bardziej zmysłowe, zainspirowane literaturą, wspomnieniami i fantazjami Chantal. Szalenie oryginalne. Trzecia linia to The Orientals w czarnych flakonach z miedzianymi, geometrycznymi etykietami. Tu – jak sama nazwa wskazuje – mamy do czynienia z najbardziej głębokimi brzmieniami. Również muzycznymi. Te tajemnicze, ciężkie i eleganckie kompozycji są wręcz stworzone do noszenia na specjalne, wieczorowe okazje.
Testując zapachy Roos&Roos odczuwałem nieustającą przyjemność. Aż się trochę zacząłem dziwić: „czy to możliwe, że nie ma tu ani jednego zapachu, który by mi się nie spodobał???” No, nie, nie ma. Zapachy są bardzo dobrze skomponowane, czuć wysoką jakość składników, większość z nich doskonale też trzyma się skóry i tworzy wyczuwalną w otoczeniu aurę. Wyraźnie czuć francuski sznyt. Klasyczny, ale z lekkim twistem. Lekkim, bo o niszowych potrójnych axelach, które z perfum robią dzieło sztuki często nie-do-noszenia, mowy tu nie ma. Wszystkie kreacje Roos&Roos są przystępne i oferują szerokie olfaktoryczne spektrum. Zabrakło mi tu może jedynie zapachu stricte kolońskiego i dogłębnie drzewnego. Wszystkiego innego mamy pod dostatkiem. Szukacie świeżutkiej róży, jeszcze zielonej i pokrytej kroplami rosy? Sięgnijcie po A Capella – mój ulubiony zapach na „dzień dobry”. Towarzyszem młodego kwiata jest tu cienisty, zielony bluszcz. Róży nie szukajcie jednak w Bloody Rose. To tylko nazwa. Tak naprawdę kryją się tu kremowe żółte i białe kwiaty – ylang ylang i kwiat pomarańczy. Jeśli jednak uprzecie się na różę, i to niekoniecznie tę zieloną, proponuję odkryć I love my man gdzie dwa jej gatunki połączono z cynamonem, sandałowcem i bobem tonka. Zanim przejdziemy do zawodników cięższej wagi jeszcze dwie kompozycje idealne na słoneczne dni. Pierwsza to – nomen omen - Sympathy for the Sun gdzie kwiatowy duet jaśminu i piwonii skropiono cytrusami i posypano solą. Drugi – Nymphessence zainspirowany bohaterką powieści Nabokova „Lolita” – to świeży, zielony i świetlisty aromat gruszki, mandarynki, magnolii, frezji i ambrowca. Do popołudniowej kawy na tarasie zaserwowałbym natomiast najnowszą kompozycję Pale Blue Eyes gdzie pudrowa kwiatowość heliotropu i fiołka łączy się ze zmysłowością tuberozy i miękkim wykończeniem stworzonym z sandałowca i kaszmeranu. Nazwa zapachu to tytuł piosenki z repertuaru Velvet Underground, zespołu, którego Aleksandra słucha namiętnie odkąd była nastolatką.
Przepiękny, biżuteryjny flakon Song for a Queen wprowadza nas w atmosferę wieczoru i wyjątkowości. Inspiracją dla zapachu było wspomnienie Chantal o pierwszych modelkach, które - w całej swojej królewskiej świetności - kroczyły po wybiegu dla Yves Saint Laurent pod koniec lat siedemdziesiątych. Bogatą, zmysłową kompozycje budują zawiesisty jaśmin, dojrzały kwiat pomarańczy, animalistyczny osmantus, czarna wanilia, drewno kaszmirowe i benzoina. Bizantyjski wręcz rozmach oferuje cała linia The Orientals, gdzie swoich faworytów z pewnością znajdą też mężczyźni. Klasyczne połączenie drewna agarowego z różą odnajdziemy w Oud Vibration, w którym Chantal wraca wspomnieniem do pierwszego mainstreamowego sukcesu tytułowego składnika - M7 Yves Saint Laurent. Jest to także oda do utworu Beach Boys "Good Vibrations". Muzycznych inspiracji zresztą w Roos&Roos nie brakuje. Niezapomniany zapach starej skórzanej kurtki Alexandry i hołd dla Prince'a i jego utworu „Purple Rain” tworzą Purple Leather. W tej bogatej kompozycji akordowi skórzanemu akompaniują z jednej strony przyprawy – szafran, cynamon i kardamon, z drugiej zaś przygrywają drewna – cyprys, sandałowiec i cedr. Trzeci bohater orientalnej trójki z początku wystraszył mnie swoimi nutami. Spodziewałem się totalnego zasłodzenia. Tymczasem Smoke and Mirrors okazał się absolutnym faworytem! Balsamiczne piękno tej kompozycji zainspirował zapach fajki ojca Chantal. W jej piramidzie znajdziemy wiele nut słodkich takich jak mirra, miód, osmantus i bób tonka, a jednak autorom kompozycji - Fabrice Pellegrinowi i Nicolasowi de Bonneville – udało się przemycić w niej o wiele więcej. Jest tu rasowa skórzastość, tajemnicza dymna tytoniowość i pełna klasy drzewność cedru atlaskiego. Arcydzieło w temacie orientalnym! And the last but not least, zapach ikoniczny, który każdy mieniący się wielbicielem perfum poznać powinien – Mentha Religiosa! To mięta jakiej – jestem pewien – nigdy wcześniej nie poznaliście. Straciła tu całkowicie swoje banalnie świeże dziewictwo pokazując głębię, tajemnicę i potencjał. Połączona niczym przez nawiedzonego zielarza z irysem, lukrecją i drewnem oraz spowita dymem kadzidła tworzy zapach niezwykle wielowymiarowy, oryginalny i nowoczesny. Najambitniejszy w całej linii Roos&Roos. Stałem się jego religijnym wyznawcą!
Sprawdźcie koniecznie która melodia Roos&Roos wam najbardziej wpadnie w ucho.
Zapachy Roos&Roos dostępne są na www.douglas.pl i www.beautyboutique.pl