*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of October
Dzisiejszy dzień (choć piszę to już w listopadzie) dobrze podsumowuje jaki był październik. Przynajmniej pogodowo. Było i miło, ciepło i słonecznie czyli polska, złota jesień w pełnym rozkwicie i pełna szaruga, deszcz i ziąb, a do tego dzień coraz krótszy. Miałem dni bez skarpetek, ale i w czapce i rękawiczkach. Chyba piłem więcej kawy. O, od kawy właśnie cały październik się zaczął, bo będąc skonfundowanym kiedy tak naprawdę przypada Światowy Dzień tego trunku obchodziłem go przez cały pierwszy tydzień minionego właśnie miesiąca nosząc rózne kawowe perfumy z mojej kolekcji. O jednym przeczytacie poniżej.
Potem, na fali jednego ze świetnych spotkań perfumeryjnych freaków, wzięło mnie na pieprz. Czarny! Wywlokłem więc wszystkie spieprzone zapachy z moich półek i z nieskrywaną przyjemnością je nosiłem. Czarny pieprz to u mnie zawsze safe bet – gdzie się nie pojawi, dobrze mi robi! W październiku, naprowadzony Waszymi komentarzami na FB fanpage’u, trafiłem też na kolejnego pieprzowca, który wcześniej czy później zawita w mojej kolekcji. Mowa o Joop Homme Absolute…
A więc była kawa, był pieprz… co jeszcze? W pewien październikowy poniedziałek miałem wziąć ze sobą jeden flakon by koleżanka mogła go powąchać. Stwierdziłem, że skoro będę go już nosił w torbie, to zostanie on moim zapachem dnia. Był to zapach z różą. Tak wspaniale się w nim czułem, że różany poniedziałek rozciągnął się na cały - nieplanowany - różany tydzień. Jedna z przeukochanych nut!
W październiku miały też miejsce dwa niezwykłe spotkania perfumeryjne. Pierwsze niezwykłe za sprawą miejsca, w którym się spotkaliśmy. Pracownia malarska na Muranowie okazała się spotem nie tylko przyjaznym zapachowym, psikającym na lewo i na prawo świrom, ale i bardzo, nomen omen, malowniczym. Flakony, po przewąchaniu, lądowały na sztalugach, serwowano pyszną kawę z kardamonem, tartę z porem i masło estragonowe z chrupiąca bagietką. Formuła BYOB sprawdziła się idealnie, i nie mam na myśli jedynie butelek perfum. Drugie spotkanie miało charakter bardziej kameralny i … osiedlowy. W szóstkę zasiedliśmy przy gościnnym stole, a gospodyni wyjęła swoja kolekcję miniatur perfumeryjnych i wszystkim opadły szczęki. To była orgia dla oczu i nosa! Powąchałem takie klasyki jak Alchemie, Tocado, Tocadilly, Eau d’Eden, Byzance, Azzaro9 czy vintage’ową wersję Miss Dior. Z tego jakże przyjemnego popołudnia przy kawie, lodach i brownie wyszedłem z zapachem Dune z 2006 (udana sąsiedzka wymiana!) Wspaniały przywoływacz klimatu lat 90! Obu gospodyniom – Ewom – bardzo dziękuję za gościnę!
Panthea Iris na malarskich sztalugach i Metallica Guerlain wąchana w warszawskiej kawiarni.
Ale to nie koniec wąchania w październiku. Wziąłem udział w jednej premierze niszowej, w której z miejsca się zakochałem i w jednym spotkaniu z marką, która zaprasza nas do zapachowego włóczęgostwa. W rezultacie na blogu możecie przeczytać wywiad z jej współzałożycielem. A tuż przed samą końcówką miesiąca miałem niebywałą okazję powąchać zapach wyjątkowy i wyjątkowo rzadki. Marka Guerlain w 2000 roku wypuściła Metallicę dla uczczenia nowego tysiąclecia. Wkrótce jednak otrzymała pozew od heavymetalowego zespołu o tej samej nazwie. Koniec końców kompozycję wprowadzono na rynek ponownie w 2005 roku pod nazwą Metalys. Ja wąchałem oryginalną Metallicę z 250ml flakonu pokrytego srebrnymi płytkami z ukochanymi przez Guerlain pszczołami. Dwa dotknięcia korka zapewniły mi wspaniałe doznania zapachowe do samego wieczora. I wcale nie metaliczne…
A o tym co jeszcze zachwycało mnie w październiku przeczytacie poniżej.
Zapachem z frakcji pieprzowej, który najczęściej gościł na mojej skórze w październiku był Black Comme des Garçons. Wspaniałe połączenie nut mrocznych, smolistych, kadzidlanych i zdecydowanie drzewnych z dosładzającą wszystko lukrecją. Mój ulubieniec od lat! Róża z kawą to połączenie, które zachwycało mnie z kolei w kompozycji Little Song Meo Fusciuni. Głębokie, dosadne i uplecione z najlepszej jakości składników. Bezkompromisowe! A do tego inspirowane muzyką Nicka Cave’a. Z nowości dość szybko oswoiłem i z ogromna przyjemnością nosiłem premierową wodę perfumowaną Serge’a Lutensa La Couche du Diable. Idealny zapach na ten czas! Jakby stworzony na jesień. Suszona, dymna śliwka w towarzystwie drzewnych nut oudu, labdanum, cynamonu i złotej ambry. Ten Diabeł wcale nie jest diaboliczny! Cudownie za to snuje się po skórze.
W pielęgnacji twarzy królowała u mnie następująca trójka. Twarz rano i wieczorem zmywałem lekką jak chmurka pianką z nowej linii START Eisenberga. Jak każdy z siedmiu produktów z tej prostej kolekcji zawiera wyciąg z portulaki pospolitej i nasion moringi olejodajnej. Biorąc pod uwagę jej lekkość, niesamowicie dobrze oczyszcza, w ogóle przy tym nie wysuszając. Po dłuższej przerwie powróciłem do używania wody termalnej w aerozolu. Zawsze moją ulubioną była ta od Avène. Poręczną 50ml buteleczkę miałem zawsze pod ręką, choć wilgotna chmurka najlepiej robiła mi z rana na rozbudzenie i wieczorem na ukojenie. Świetnie też sprawdza się po goleniu i po zdjęciu oczyszczającej maski. Przekonany o skuteczności aktywnych boosterów marki Filorga (w sierpniu przeprowadziłem kurację oczyszczającą przy użyciu Refiner Shot), tym razem sięgnąłem po koncentrat dodający blasku – Brighter Shot. W szare jesienne dni jak znalazł! Jest to skoncentrowany zabieg na noc, który odświeża poszarzałą cerę. Kosmetyk został zainspirowany mezoterapią. Dostarcza w kilku kroplach 100% świeżej formuły wzbogaconej o witaminy A + E. Co widać na drugi dzień rano!
Alba1913 to marka polska, z długą aptekarską tradycją, a przy tym nowoczesna, holistyczna i rozchwytywana przez światowych celebrytów! Puro to sieć designerskich hoteli o nienagannie minimalistycznej linii. Z kolaboracji tych dwóch marek powstała świetna basicowa linia kosmetyków zawierająca krem do dłoni i ciała, mydło do rąk, odżywkę do włosów i szampon z żelem pod prysznic w jednym. W październiku stosowałem prawie codziennie ten ostatni. Pasował mi nie tylko jego czysty, bezpieczny skład, ale i piękna kompozycja zapachowa zbudowana z aromatów grejpfruta, geranium Bourbon, paczuli i lawendy. Używam wielu kosmetyków do stylizacji włosów, raz na jakiś czas potrzebuję więc dogłębnego ich oczyszczenia. Ich i skóry głowy. Pomaga mi w tym szampon głęboko oczyszczający The Purist z wprowadzonej niedawno na rynek linii groomingowej dla facetów SebMan. Włosy odzyskują prawdziwą lekkość. Linia męska Nuxe Men znana mi była już od dłuższego czasu. Ceniłem ją za przepiękną nutę zapachową. Teraz postanowiłem wypróbować ich dezodorant w roll-onie. I co mogę powiedzieć? Jest skuteczny, ale bardzo delikatny. Nie podrażnia, bo nie zawiera ani alkoholu, ani soli aluminium. Nie pozostawia śladów na ubraniu, ale… jak na mój gust troszeczkę za długo schnie. Rano nie mam aż tyle czasu.
W brodzie równie ważne jak jej zapuszczanie i pielęgnowanie jest i jej golenie. No dobra, podgalanie. Dopiero po nadaniu zarostowi właściwego kształtu potrafi on odmienić męską twarz nadając jej ostrości i charakteru. Raz w tygodniu podgalam szyję i policzki przy wykorzystaniu tradycyjnej maszynki systemowej. Pianka czy krem jednak tu się nie sprawdzają. Najbardziej lubię golić się przy pomocy przeźroczystego olejku do golenia. Mój ulubiony to ten z Collezione Barbiere Acqua di Parma. Dzięki temu, że jest przeźroczysty, umożliwia bardzo precyzyjne konturowanie. Dzięki swojemu bogatemu składowi odżywia skórę i zapobiega podrażnieniom. Dla facetów golących całą twarz doskonale sprawdzi się także w roli pre-shave (pod piankę lub krem).
Jesienne (od niedawna całkiem długie) wieczory upływały mi na obcowaniu z nowym albumem Michaela Edwardsa Perfume Legends II. Obcowaniu, bo jest to zawsze doświadczenie holistyczne – czytam, oglądam i (jeśli to możliwe) wącham. Każdy rozdział opisujący jedną z 52 ikonicznych kompozycji francuskiej damskiej perfumerii od 1882 do 2010 roku to fascynująca historia epoki, konceptu, projektu i samego zapachu, często opowiedziana słowami samych twórców. Czytam wybiórczo i powracam. Z niezmienną przyjemnością. Wspaniała skarbnica wiedzy i piękna!
W tej podróży byłem jedynym pasażerem. W niecałe półtorej godziny zaliczyliśmy trzy kontynenty, moim przewodnikiem był sam założyciel marki, a z wojaży przywiozłem zestaw wysmakowanych, ręcznie malowanych pocztówek! Tak w jednym zdaniu wyglądało spotkanie z Philippem Solasem – współzałożycielem niszowej marki Une Nuit Nomade, który złożył wizytę w warszawskiej perfumerii GaliLu. Philippe poprzez swoje zapachy zachęca nas do olfaktorycznego włóczęgostwa (olfactive nomadism). Z kontynentu na kontynent, z kultury na kulturę, z epoki na epokę. Przepełniona słońcem i kwiatami oraz przyprawami kolekcja Bali zabiera nas do Indonezji. Nostalgiczna linia Une Nuit à Montauk z pięknym ujęciem goździka, to powrót do lat 70 na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Najnowsze dwa pachnidła Jardins de Misfah i Ambre Khandjar (moje osobiste oczarowanie!) to wycieczka do baśniowego Omanu, z którego pochodzą najlepsze olibanum, labdanum i łzy benzoiny. P.S. I miałem przyjemność wziąć do ręki prawdziwą wetywerię!
Serię ciężkich kamiennych flakonów w kolekcji Jewel marki Micallef rozpoczęła w 2015 roku czarna Akowa. Rok później, w identycznym flakonie, ale w odcieniach szarości, pojawiło się morskie Osaïto. Za projekt flakonu odpowiada Martine Micallef. Jego surowa forma ozdobiona jest obręczą symbolicznych kamieni nawiązujących do oryginalnego zapachu Jewel for Him. Tu jednak nie połyskują, są jedynie monochromatyczną aluzją. Właśnie pojawił się trzeci flakon w serii – czarno-niebieski DesirToxic. Szalenie przypadł mi do gustu. Zapach zachwyca nutami czarnej porzeczki i cynamonu, flakon oczarowuje niebieskością z akcentami czerni. Inspiracją była noc, ale jak się okazuje nie tylko. Na pytanie o wybór koloru flakonu Martine odpowiedziała: "Czerń to oczywiście noc. Granat to kultowe papierosy Gitanes. Kiedyś uzależniające. Dziś wolimy by nasi klienci zastąpili je Desir Toxic."
Jak Be używa perfum? Zupełnie odmiennie niż ja. Nie planuje dzień wcześniej, sięga po flakon spontanicznie, ale jak już sięgnie to wpada w ciąg. I w taki właśnie pieprznie-różano-paczulowy ciąg wpadła w październiku za sprawą nowej wersji zapachu Twilly Hermèsa – Eau Poivrée. Te trzy składniki nie wróżą jakoś szczególnej słodyczy czyli czegoś co Be naprawdę lubi, a jednak zapach jej się spodobał. A mnie kojarzy się słodko. Przypomina francuski makaronik przełożony różanym kremem i posypany różowym pieprzem. Jest więc słodko, ale nie mdląco, jest charakterek (pieprz) i klasa (paczula). A ta róża jest niezwykła - taka molekularna - i powraca nagle ni stąd, ni zowąd po całym dniu. Ku mojej przyjemności, bo zwykle to ja mam okazję ją poczuć wieczorową porą.
GDZIE TO ZNALEŹĆ:
Black, Comme des Garçons – Mood Scent Bar
Little Song, Meo Fusciuni – GaliLu
START, Eisenberg – Sephora
Brighter Shot, Filorga – Sephora, Douglas
Seb Man – Douglas, Notino
Alba 1913 – Mysia 3
Nuxe Men – apteki
DesirToxic, Micallef – Perfumeria Quality
Une Nuit Nomade – GaliLu
Perfume Legends II – www.fragrancesoftheworld.com
Collezione Barbiere, Acqua di Parma - Sephora