*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of October
Pewnie nie uwierzycie, ale zupełnie nie odnotowałem jaka pogoda dominowała w październiku. Pamiętam tylko, że jednego poniedziałkowego wieczoru nie mogłem wyjść z pracy takie było oberwanie chmury, pewnego piątkowego popołudnia zaś pisałem sobie posta na bloga na balkonie jak gdyby był koniec sierpnia. Zakładam więc, że aura była mieszana. Pod koniec miesiąca dostrzegłem jednak, że natura wysypała właśnie swoje najpiękniejsze kolory w postaci złotej jesieni. Wtedy to, w Światowym Dniu Odpoczynku dla Zszarganych Nerwów (28/10), poszedłem nacieszyć oko i poszurać liśćmi do Ogrodu Saskiego. A towarzyszył mi zapach Tam Dao Diptyque.
Początek października był dla mnie końcówką Gruszkowego Tygodnia. Wtedy też spędziłem piękny weekend w Częstochowie gdzie uskutecznialiśmy spacery nad Bałtykiem, Adriatykiem i Pacyfikiem. Zaliczyłem trzy webinary organizowane przez marki Phytomer i Helena Rubinstein, a podczas tych e-prezentacji w domu unosił się zawsze piękny irysowo-piżmowy uniwersalny zapach (uniwersalny bo i do ciała, i do włosów, i do ubrań, i do wnętrz, a nawet do pościeli) Fleur de Peau Diptyque.
Sporo czasu poświęcałem w październiku włosom. Odkryłem bardzo fajne produkty do ich pielęgnacji i stylizacji takich marek jak Kevin Murphy, Korres, Virtue, Acqua di Parma czy REF. O niektórych z nich przeczytacie poniżej. Przy okazji dnia prasowego domu towarowego Mysia 3 podziwiałem ciekawą i odważną nową kolekcję biżuterii marki Orska – BODY. Tam też odkryłem firmę Aromalab – polskiego producenta olejków eterycznych, blendów i dyfuzorów.
W jeden z październikowych weekendów zrobiłem czystkę w łazience pozbywając się wszystkiego co było na wykończeniu lub (niestety!) nie nadawało się już do użytku. Sporo miejsca tym samym odzyskałem! Efektem była akcja „denko”, którą pokazywałem na Instagramie. Znalazły się tam wszystkie „zdenkowane’ kosmetyki, do których z chęcią w przyszłości bym wrócił.
Teraz przypominam sobie, że uskuteczniłem jeszcze jeden słoneczno-jesienny spacer na warszawskich Powązkach, a innym razem – już przy pochmurno-deszczowej aurze – w pięknym Parku Krasińskich. Pracuję nieopodal, a prawdę powiedziawszy była to moja pierwsza wizyta w tym miejscu. Jesienią lubię jeść rzeczy w kolorze pomarańczowym. Niekwestionowanym liderem na stole w tym kolorze jest zawsze dynia. W październiku jadłem zupę dyniową na trzy różne sposoby, w tym w nowo odkrytym miejscu na ul. Andersa - Kur&Wino (knajpka Piotra Najsztuba specjalizująca się w potrawach z organicznych kurczaków).
Jak na połowiczny lockdown, który nam wprowadzono w połowie miesiąca, dość sporo bywaliśmy. Zaliczyliśmy teatr (Mała Warszawa), galerię sztuki (Zachęta) i dobrą kawę (Ministerstwo Kawy). Na początku miesiąca odwiedziłem też świąteczny event Sephora Open Door X-mas, gdzie pokazano wszystkie nowości zapachowe, pielęgnacyjne i makijażowe na nadchodzący sezon. Wśród bombek, śnieżynek i reniferów podziwiałem piękny widok na rzekę i Stadion Narodowy jaki roztacza się ze zlokalizowanego tuż nad Wisłą budynku The Tides. Tam też dokonałem eksperckiej analizy biometrycznej skóry oferowanej na stanowisku Heleny Rubinstein, która właśnie wróciła do perfumerii Sephora ze swoimi trzema kultowymi liniami do pielęgnacji twarzy. Magiczne lusterko oceniło stan mojej skóry w oparciu o 5 kryteriów i powiem Wam, że nie jest źle! Lata konserwacji nie idą na marne!
Jesień to zwykle wysyp perfumeryjnych nowości. Nic dziwnego więc, że sporo testowałem, i na polu mainstreamowym i wśród niszy. Poznałem damskie i męskie premiery od Versace, YSL, Valentino, Diora i Toma Forda oraz nowe artystyczne perfumy takich marek jak Amouage, Gallivant, Meo Fusciuni, Vilhelm Parfumerie czy Histoires de Parfums. Kupiłem też na dziwnej jesiennej wyprzedaży świetny sweter w COS, który sprawił, że totalnie zakochałem się w jednym z nowych zapachów z kolekcji Renaissance Amouage. Jakim i dlaczego? Jeśli nie czytaliście to zapraszam tu.
Były też i dni domowo- piżamowe kiedy to nie wyściubiałem nosa z domu, a dłuższe już wieczory rozświetlałem świecą Rosa Mundi od Greyhound Candle. Wtedy też chętnie obkładałem się męskimi maskami w płachtach od Wolf Project. Stopniowo rozpakowywałem też torbę ze wspomnianego eventu Sephora, z której jeden produkt już wylądował w aktualnych Ulubieńcach Miesiąca. Na mojej biblioteczce wylądował nowy zeszyt tematyczny z serii traktującej o składnikach – tym razem o jaśminie Sambac. Koniec miesiąca był wyjątkowo gorący i stresujący. Przegryzałem ten klimat wkurwioną napoleonką z Lukullusa, a w Halloween robiłem makijażową uśmiechnięta dobra minę do złej gry. Właśnie z tych powodów w dzisiejszym zestawieniu zabraknie kącika Ulubieńcy Be. Jego współautorka stwierdziła, że w tym miesiącu miała za dużo ważnych rzeczy na głowie by skupiać się na kosmetykach. I ja to szanuję. Mam nadzieję, że Wy też.
A teraz spójrzmy już co mnie się spodobało w październiku. Nie ukrywam, że zapachy i kosmetyki były świetnym antidotum na trudne i zwariowane dni jakich nie brakowało w sfiniszowanym właśnie miesiącu.
Moje zapachowe wybory w październiku kręciły się wokół naprzemiennego wyciszania się i stymulacji oraz pewnego piorunującego oczarowania. Zacznijmy od tego ostatniego. O najnowszej premierze Etat Libre d’Orange usłyszałem na otwarciu Perfumerii Sephora w Arkadii od przedstawiciela marki. „Kwiatowiec” – powiedział. „Aha” – odpowiedziałem. Potem zapoznałem się z materiałami prasowymi, a w nich z historyjką Etienne de Swardta o obalaniu koronowanych głów. Lubię jego opowieści, aczkolwiek rzadko mają cokolwiek wspólnego z zapachami, którym towarzyszą. Aż w końcu przyleciał do mnie sam zapach – Exit the King. I trach! Uderzył mnie swoim pięknem jak piorun z jasnego nieba! Cudowny i niezwykły szyprowiec, w którym ‘brudne’ nuty mchu i paczuli skontrastowano z luksusową, jaśminową mydlaną pianą. Miłość od pierwszego użycia, a trwałość i piękno rozwoju na mojej skórze tylko ją z dnia na dzień umacniały. Były też chwilę kiedy potrzebowałem się wyciszyć, poczuć bezpieczeństwo, stabilność i zapach, który będzie jedynie nienachalnym tłem. Wtedy z pomocą przychodził The Scent od Hemp Care – włoskiej marki specjalizującej się w produktach z organicznym olejkiem z liści konopnych. Znajdziecie go również i w ich perfumach obok nut hebanu, wetywerii, białego piżma, szczypty kwiatów, anyżu, cytrusów i wyraźnie zaznaczonej szałwii. To zapach tło. Piękne, uspokajające tło, które dyskretnie o sobie od czasu do czasu przypomina. Gdy zaś potrzebowałem energetycznego kopa sięgałem po najnowszy zapach Histoires de Parfums z ich mojej ulubionej linii This Is Not a Blue Bottle – 1.6. Szósta kompozycja w tej inspirowanej abstrakcją linii to bomba żywotności i optymizmu, której symbolem jest krągła pomarańcza. Oprócz niej piękne neroli, grejpfrut, geranium, yuzu i wetyweria. Inspiracja? Wiersz miłosny Paula Eluarda „The Earth is blue like an orange”. Logo Polsatu w gratisie.
Jak już wspomniałem we wstępniaku w domowo-piżamowe październikowe dni lubiłem się obkładać maskami Wolf Project, które jakiś czas temu zamówiłem zza oceanu. Wolf Project to typowo męski projekt i takie też są ich maski w płachtach. Dostosowane rozmiarem do męskich twarzy i składające się z dwóch części – górnej i dolnej – tak by brodacze mogli je komfortowo przykleić do niezarośniętej części twarzy. Jedna z nich detoksykuje i oczyszcza (Mud Mask) druga dogłębnie nawilża (Hydrating Face Mask). Lubię stosować je jedna po drugiej, oczywiście w takiej właśnie kolejności. Nie mam szczególnie przesuszonej cery dlatego najlepsze efekty widać u mnie po masce błotnej. Twarz jest genialnie oczyszczona, stonizowana i rozświetlona. I ta maska się trzyma twarzy jak żadna inna sheet mask! Wszystko dzięki błotku, w którym znajdziemy kaolin, bentonit, cytrynę, wyciągi z kapusty i jarmużu oraz witaminy A, B3, C oraz E. Na każdą maseczkę przeznaczam kwadrans. Są tak bogato nasączone, że pozostałościami częstuje jeszcze szyję i cały dekolt. A co oprócz masek w stylu Zorro? Dwa żółciutkie produkty do pielęgnacji konturu oka i ust. W ponure dni już sam ich kolor dobrze mi robił. Lip Glowy Balm od koreańskiej marki LANEIGE to lekko koloryzowany żel o bogatej konsystencji, który zawiera masła murumuru i shea. Utrzymują one powierzchnie ust w doskonałym nawilżeniu, nadając dyskretny połysk i bardzo, ale to bardzo subtelny kolor. Jako facetowi zupełnie mi to nie przeszkadza. Posiadam pachnącą brzoskwinią wersję Peach o blado-pomarańczowym odcieniu. W ofercie jest też różowy Berry, koralowy Grapefruit i przeźroczysty Pear. A pod oczy każdego ranka żółty (bo jakże by inaczej w tej marce!) nawilżający krem z odnowionej linii Barbiere od Acqua di Parma. Jego lekka formuła zawiera kwas hialuronowy i ekstrakt z kory brzozy afrykańskiej, który walczy z cieniami i zmarszczkami w tej wymagającej okolicy. No i jego genialny kulkowy aplikator! Poranny masaż wykonany jego chłodem zdziałałby cuda nawet gdyby w tubce nic się nie znajdowało.
Polską markę Phenomé poznałem lata temu, jeszcze kiedy mieszkałem w Poznaniu. Tam, w Galerii Malta odkryłem wtedy ich butik i cudnie pachnące i genialnie zaprojektowane kosmetyki. Cieszę się, że przetrwali, choć niestety w znacznie ograniczonej ofercie i dystrybucji. W październiku najczęściej sięgałem właśnie po ich produkty do mycia ciała w wannie i pod prysznicem. Aż dwa, a na dodatek lubiłem je mieszać. Dla zapachu! Cukrowy żel pod prysznic NOURISHING pachnie przypalanym cukrem. Mus do mycia ciała WARMING - soczystymi mandarynkami. Razem tworzą bajeczna kompozycję! Zawierają bezpieczne czynniki myjące, ekologiczne wody roślinne oraz organiczne ekstrakty. Mogą być również używane jako płyny do kąpieli. Dla głębszego oczyszczenia skóry i przyjemnego masażu sięgałem po jeden z trzech nowych scrubów do ciała od Yves Rocher. Przetestowałem wszystkie i moim ulubieńcem okazał się ten w szarej tubie z węglem roślinnym. Jakie korzyści niesie ze sobą peeling? Regularnie stosowany poprawia mikrokrążenie i dotlenienie skóry. Detoksykująca formuła uwalnia ciało od zanieczyszczeń i złuszcza martwe komórki naskórka, aby przyspieszyć proces jego regeneracji. Co więcej, ułatwia wchłanianie składników aktywnych zawartych w kosmetykach nawilżających. Oprócz węgla drzewnego z łodygi bambusa w jego składzie znajdziecie masło Karité, hydrolat z rumianku, puder z pestek moreli, olej słonecznikowy oraz kwasy: mlekowy i salicylowy. I na koniec absolutny rozpieszczacz skóry dobrze oczyszczonej! Myślałem, że nic nigdy nie przebije mojego ulubionego olejku Huile Prodigieuse od Nuxe, ale udało się to nowemu produktowi tej samej marki! Mowa o olejku odżywczo-regenerującym do ciała z nowej eko-linii Nuxe BIO. Jego podstawowym składnikiem jest olej z orzechów laskowych pozyskiwany w procesie tłoczenia na zimno. Olejek jednak nie pachnie orzechowo, a cudownie pomarańczowo! To jeden z najpiękniej oddanych aromatów kwiatu pomarańczy jaki kiedykolwiek wąchałem w kosmetykach. Uzależnia! Jestem pewny, że na jednej buteleczce się nie skończy, tym bardziej, że jak wszystkie produkty w tej nowej linii, olejek ma świetny skład: 100% składników pochodzenia naturalnego, w tym 96,8% pochodzących z rolnictwa ekologicznego.
Sporo uwagi poświęcałem w październiku włosom, stąd też oddaje im w tym miesiącu osobna kategorię. I tu podobnie jak w przypadku ciała stawiałem na dogłębne oczyszczenie (raz w tygodniu), delikatne codzienne mycie i dodatkowe odżywienie (dwa razy w tygodniu). Do codziennego mycia włosów używałem szamponu z męskiej linii Korres z zawartością magnezu i protein pszenicznych. Ten wzmacniający włosy specyfik – i udowodniono to klinicznie - skutecznie zapobiega wypadaniu włosów oraz dodaje im wigoru. Oligoelementy, takie jak magnez, wapń, mangan i cynk, dodają włosom objętości, zmniejszają łamliwość końcówek oraz przywracają energię skórze głowy. Proteiny pszenicy nawilżają i regenerują włosy, minimalizując efekt puszenia się. Świetnie mi się po nim włosy układają. Skórę głowy oczyszczałem raz w tygodniu preparatem z nowej linii Kevina Murphy SCALP.SPA. Jest to peeling mechaniczny z zawartością perlitu (minerał wulkaniczny), który w produkcie przybiera postać drobnych kuleczek. Obok niego w składzie woda micelarna i ekstrakt z nasion selera. Ten ostatni odświeża skórę głowy i zapobiega nadmiernemu wytwarzaniu sebum. Po każdorazowym użyciu czuję, że mam mniej na głowie. Polecam ten stan! Wiele razy wspominałem chyba już, że moje włosy nie potrzebują odżywki i rzeczywiście na co dzień tego typu produktów nie stosuje. Niedawno jednak odkryłem w GaliLu amerykańską markę do włosów Virtue. Jej naukowcy odkryli Alpha Keratin 60ku™ — białko o tak silnym działaniu regenerującym, że pierwotnie miało być stosowane do leczenia ran oparzeniowych. Produktem gwiazdą Virtue jest Restorative Treatment Mask, która aktywnie uzdrawia włosy, błyskawicznie przywraca połysk, nawilżenie i elastyczność bez obciążania. I ja to sprawdziłem na moich włosach, które „siadają” pod każdym cięższym produktem. Tutaj nic takiego nie miało miejsca! Witalne, zdrowe, jedwabiście miękkie włosy. Małe opakowanie podróżne wystarczy mi na długo, bo maska jest bardzo wydajna.
Marka ZEW to dla mnie nie nowość, zawsze jednak zaskoczą mnie czymś fajnym i to w najlepszym możliwym momencie. Pisałem, że jesienią łaknę koloru pomarańczowego. Na talerzu, ale również i w kosmetykach. I proszę! Co wypuszcza Zew for Men? Nową linię konopną dla brodaczy zainspirowaną ‘złotą godziną’ czyli porą dnia tuż przed zachodem słońca. Złocisto pomarańczowe opakowania kryją w sobie trzy delikatesy dla zarostu z olejkiem konopnym. Są wśród nich dwa olejki. Czemu dwa? Ano właśnie… bo jedni lubią gdy broda im się błyszczy, inni wolą przemykać przez ulice w macie. I na te potrzeby odpowiada nowa linia Zew. Daje nam Rewitalizujący Olejek, który nadaje zarostowi połysk i Regenerujący Suchy Olejek, który zostawia matowy efekt. Oba zawierają wspomniany olejek konopny, który jest bogatym źródłem witamin i minerałów, protein, przeciwutleniaczy i aminokwasów, dzięki czemu regeneruje nawet bardzo suchy i zniszczony zarost, wpływa na odbudowę naskórka i działa przeciwstarzeniowo. Doskonały zarówno do skóry przesuszonej lub dojrzałej, jak i do cery tłustej i trądzikowej – działa normalizująco na skórę i jest bezpieczny dla alergików. Znajdziemy w nim czynne substancje o właściwościach przeciwzapalnych, antyseptycznych, antyoksydacyjnych oraz chroniących przed słońcem. Oba olejki maja bardzo fajną kompozycję zapachową zbudowaną z sandałowca i piżma, która dzięki swojemu ciepłu idealnie wpisze się w jesienną i zimową aurę. Teraz z okazji dorocznej akcji MOVEMBER warto spróbować jednego z nich. Przyłączając się do zainicjowanej przez markę akcji #ZróbTOdlaJAJ sprawisz, że 1 zł ze sprzedaży każdego produktu ZEW przeznaczony zostanie na kampanię Fundacji Kapitan Światełko!
Wymyślając do moich miesięcznych zestawień ulubieńców kategorię FLAKON miałem w planie pokazywać te najpiękniejsze w mojej kolekcji. W tym miesiącu na zdjęciu ląduje flakon, który może nie jest najpiękniejszy, ale zdecydowanie najciekawszy i najbardziej oryginalny oraz taki, który totalnie mnie zaskoczył. Mowa o futurystycznej linii Paco Rabanne PACOLLECTION, którą w tym miesiącu opisywałem na blogu. O zapachach możecie poczytać w tamtej prezentacji, tu skupie się na ich oprawie. Takich flakonów moje oczy jeszcze nie widziały! Zgodnie ze swoją tradycją eksplorowania ciągle to nowych terytoriów i materiałów, marka Paco Rabanne stworzyła dla swojej nowej kolekcji flakony elastyczne – miękkie, nietłukące się, lekkie i nieodmiennie metaliczne. Ciekawy sposób na to, by flakon mieć zawsze pod ręką i transportować go w dowolne miejsce. A do tego niezwykle przykuwający uwagę przedmiot! „Minimum design for maximum expression!” Na plakacie dołączonym do każdego pudełka umieszczono listę składników każdego zapachu w kolekcji oraz wskazówki dotyczące jego przedłużania; informacje jak go nanosić i jak długo utrzymuje się na skórze. Samo pudełko też można ponownie wykorzystać po wyjęciu gąbki. Ja na pewno będę tam składował próbki.
Sephora Open Doors Xmas! to był duży i jedyny realny event w jakim uczestniczyłem w październiku. Zorganizowano go w bardzo bezpieczny i komfortowy sposób na ogromnej przestrzeni The Tides, z którego roztacza się piękny widok na rzekę i Stadion Narodowy. Za oknem świeciło piękne wczesnojesienne słońce, a w środku wyczarowano nam już atmosferę iście świąteczną! Tradycyjnie pokazano wszystkie nowości, które dotrą do salonów w całej Polsce w okresie przedświątecznym – zapachy, pielęgnacje i makijaż. Mnie oczywiście najbardziej interesowały zapachy więc od tego zacznę.
Zaprezentowano kolekcję naturalnych zapachów Sephora Collection DO NOT DRINK, o której już pisałem na blogu. Pokazano nową linię amerykańskiej marki CLEAN Reserve Avant-Garden. I znów to zapachy ekologicznie czyste i odpowiedzialne. Przewąchałem. Dobrze rokują! Było kosmiczne stoisko z PACOLLECTION nową linią 6 zapachów Paco Rabanne w totalnie odlotowych flakonach i zbudowanych na zasadzie kontrastu składników naturalnych i syntetycznych. Tous, marka, która obchodzi swoje 100 lecie, zaprezentowała uroczy flakon w kształcie – of course – miśka o nazwie Love Me. Ten różowy sok to gratka dla wielbicielek liczi. Na stoisku Marca Jacobsa z najnowszym zapachem Perfect można było zagrać w jednorękiego bandytę, a tuż obok u Acqua di Parma swoim aromatem przyciągała prawdziwa szałwia – kluczowy składnik nowej wody COLONIA FUTURA. Stamtąd zgarnąłem też fajny eco-ołówek, a jak może wiecie, a może nie, na punkcie ołówków mam hopla. Pokazano też nowe zapachy Salvatore Ferragamo – Ferragamo dla niego i Amo Ferragamo per Lei dla niej. Pięknie prezentowała się też nowa butikowa linia Givenchy – La Collection Particulière.
W pielęgnacji dużo natury! Wspaniała jogurtowa linia od Korres, antystresowa pielęgnacja od Eisenberga i wielki powrót trzech odświeżonych i ikonicznych linii Heleny Rubinstein. Zielonej: Powercell, białej: Prodigy Cellglow i czarnej: Re-Plastry. Na stoisku tej właśnie marki dokonałem eksperckiej biometrycznej analizy skóry twarzy w ultranowoczesnym podświetlanym lusterku. I muszę powiedzieć, że lata balsamizacji nie idą w las! Wyniki całkiem niezle!
Było sporo nowych marek do pielęgnacji skóry i włosów, niektóre z nich dostępne tylko online. Moją uwagę zwróciły: Antipodes (Scientific Green Beauty z Nowej Zelandii), Briogeo (włosy i skóra głowy), Kana Skincare (olejki, esencje botaniczne, maski), Kristin Ess i Ouai (włosy) i Ole Henriksen (kolejny pielęgnacyjny hit zza Oceanu). Jedna z moich ulubionych brytyjskich marek Pixi zaprezentowała nowy kolagenowy tonik, a dla dziewczyn różo-rozświetlacz w sztyfcie, a koreańsko-francuski Erborian pokazał nowy produkt do oczyszczania Milk and Peel Balm – olejek do demakijażu o właściwościach złuszczających.
Sekcję makijażową przeleciałem bardzo pobieżnie – musicie mi wybaczyć! Największe wrażenie zrobiło stoisko marki Tarte, aktualnie najbardziej uwielbianej przez Sephorę marki makijażowej. Ale skoro święta to nie mogło się obyć bez świątecznych akcesoriów i gadgetów. Bardzo ładne kalendarze adwentowe zaprezentowała marka Rituals, a Sephora pod swoją własną marką będzie celebrować święta pod hasłem Wild Wishes. Tu też znajdziecie kalendarz adwentowy, błyskotki do makijażu (Wild Makeup), specyfiki do kąpieli (Wild Bath), zestawy zapachów (Wild Fragrance) i akcesoria (Wild Accessories). W tym ostatnim dziale kupicie nawet świąteczne skarpetki z termoforem do rozgrzewania dłoni! Ciekawe czy mróz dopisze…
Był szampan ze złotymi opiłkami i misterne przekąski również oprószone złotem. Była dobra muzyka i przede wszystkim dużo przestrzeni dla zachowania bezpiecznego dystansu (event był organizowany w dwóch turach) Każdy na wejściu dostał zestaw, w którego skład wchodziły rękawiczki, mini płyn do dezynfekcji i maseczka z czerwonymi ustami. Po tym evencie wiem już dokładnie co będziecie kupować w Sephora na Święta!
GDZIE TO KUPIĆ:
Etat Libre d’Orange: www.beautyboutique.pl
Hemp Care: Douglas
Histoires de Parfums: Mon Credo
Wolf Project: www.wolfproject.co
Laneige: Sephora
Acqua di Parma: Sephora
Phenomé: www.phenome.eu
Yves Rocher: salony firmowe
Nuxe: apteki
Virtue: www.galilu.pl
Korres: Sephora
Kevin Murphy: www.hair2go.pl
Zew for Men: www.poczujzew.pl oraz Douglas
Pacollection: Sephora