*WYWIAD* - ETIENNE DE SWARDT
Niebanalne, kontrowersyjne, kultowe. Polemizują z popkulturą i stereotypami. Mieszają sacrum z profanum. Perfumy Etat Libre d’Orange. Taki też jest ich twórca – Etienne de Swardt - przewrotny i zadziorny, w bezpośrednim kontakcie jednak otwarty, przyjazny i zarażający pasją. Przy okazji jego wizyty w Warszawie zapytałem o najnowszy, stworzony w kolaboracji z kreatorem mody Roulandem Mouretem, zapach marki – Une Amourette.
Czy nowy zapach to powrót do prowokacji na miarę Putaine des Palaces i Je Suis un Homme?
Ależ my nigdy nie przestaliśmy prowokować!
Kompozycję Cologne określiliście mianem „miłego zapachu”, a „Yes, I do” pachnie nader różowo..
(śmiech) To takie nasze małe sabotaże. Z resztą „Yes, I do” jest kontynuacją „Don’t Get Me Wrong, Baby. I Don’t Swollow”. Musisz wziąć to pod uwagę. Teraz ta sama dziewczyna mówi po prostu „Yes, I do” – życie! Uwielbiam prowokować! W przyszłości z pewnością wypuścimy zapach o nazwie „Sabbotage”.
Kolaboracje nie są ci obce. Romansowaliście już ze światem kina (Tilda Swinton Like This, Rossy de Palma Eau de Protection), baletu (The Afternoon of a Faun), rysunku erotycznego (Tom of Finland) i literatury (You Or Someone Like You). W Une Amourette przyszedł czas na modę.
Fajnie, że użyłeś słowa ‘romansowaliście’, bo romansowanie jest tematem przewodnim nowego zapachu. ‘Amourette’ to po francusku przelotny romans, miłostka. Zacząłem się nad tym zastanawiać i stwierdziłem, że jej ulotność jest jej siłą. Trwa chwilę, ale zostawia po sobie wspomnienie na zawsze. „A little love goes a long way” – tak właśnie powstał slogan Une Amourette.
A co sprawiło, że połączyłeś siły z Rolandem Mouret – projektantem mody i twórcą ikonicznej już sukienki Galaxy?
To proste – jego nazwisko wpisuje się w Une Amourette! W dosłownym tego słowa znaczeniu. A bardziej poważnie nasz pierwszy kontakt miał miejsce osiem lat temu. Wtedy to Roland odwiedził mnie w biurze nad butikiem Etat Libre d’Orange przy rue des Archives 69. Chciał żebyśmy stworzyli zapach dla jego marki. Był fanem kompozycji Etat Libre d’Orange. Tego wieczora, rozmawialiśmy o modzie, zapachach, a ponieważ piliśmy szampana, cudowne pomysły przychodziły do głów i wszyscy byli bardzo podekscytowani. Nazajutrz jednak wytrzeźwieliśmy i powróciliśmy do rzeczywistości. Zrozumieliśmy, że to nie jest odpowiedni czas. Projekt został odstawiony na półkę.
Szkoda. Mogło powstać coś szampańskiego.
I powstało, ale w zupełnie innym zapachu – „Remarkable People”. Współpraca z Rolandem była jednak nieunikniona. Tak wiele nas łączy. Obaj uwielbiamy fuzję, strukturę, magię, erotyzm. Roland ubiera ciała, my ubieramy skórę. Oboje ubieramy by rozbierać. Połączyliśmy nasze filozofie i tak powstało „Une Amourette”
Zapach, który wbrew ulotności wpisanej w swoją nazwę wyjątkowo długo trzyma się na skórze.
Właśnie o to chodziło. Chwilowe zawieszenie oka, przypadkowe spotkanie, przelotne dotknięcie skórą o skórę. Czy to minie czy zostanie? Nikt tego nie wie. To nie ma znaczenia. Pozostanie wspomnienie tej chwili, przeżycie, znak na skórze. Taka chwila nie trwa wiecznie, ale jest nie do zapomnienia.
Jakimi nutami oddaliście to wspomnienie?
To nie jest moje ulubione pytanie. Nie lubię mówić o składzie. Zawsze odsyłam wtedy pytających do tak dystyngowanych marek jak Chanel czy Serge Lutens. Oni uwielbiają mówić o składnikach. Ja wiem jedno – uwielbiam paczulę! Za jej nostalgiczny charakter i za to, że tak idealnie modyfikuje inne składniki. Chciałem, żeby w nowym zapachu była paczula i rzeczywiście zaistniała ona w postaci specjalnej destylacji tego składnika, została celowo przedawkowana.
Zapach ma w sobie coś cieleśnie magnetycznego i elektryzującego. Faktycznie kojarzy się z rozpinanym suwakiem sukienki na plecach. Czy to zasługa tajemniczej molekuły akigalawood?
Twórczyni zapachu – perfumiarka Daniela Andrier – rzeczywiście użyła tego, opatentowanego przez Givaudan, składnika. Jest on po części drzewny, po części pikantny i po części kwiatowy. Ale w procesie tworzenia Une Amourette nie zabrakło też przypadku. Testując pierwotną formułę zapachu kreatorka miała na skórze krem o zapachu kwiatu pomarańczy. Uderzyło ją, że ta woń świetnie współgra z dotychczasową kombinacją nut i postanowiła dodać do niej iskrzące, cytrusowe neroli. Pozornie niepasujące do siebie akordy idealnie się ze sobą zgrały.
Czy Une Amourette jest zapachem unisex?
Jest zapachem dla tego komu się spodoba. Lubimy mówić, że to „un parfum de femme pour homme” (damski zapach dla mężczyzn) czyli zapach, którego używa kobieta, ale mężczyzna tak kocha tę kobietę i jej zapach, że w końcu sam chce go nosić.
Brzmi świetnie! Mam nadzieję, że to działa również w drugą stronę. Jakie masz plany na przyszłość?
Drażnić i dawać więcej przyjemności. Nie zapominaj: ‘Our business is pleasure!’