*RECENZJA* - Diptyque, 34 Boulevard Saint Germain Eau de Parfum
Czy zapach może mieć adres?
W przypadku Diptyque wszystko zaczęło się w Paryżu w 1961 roku na Lewym Brzegu Sekwany, pod kultowym dziś adresem 34 Boulevard Saint Germain. Trójka artystów i zarazem przyjaciół – malarz Desmond Knox-Leet, dekoratorka wnętrz Christiane Gautrot i scenograf Yves Coueslant – postanowiła otworzyć sklepik oferujący tkaniny artystyczne. Butik szybko stał się czymś w rodzaju ‘gabinetu artystycznych osobliwości’ (odpowiednik współczesnego concept store), szykownym bazarkiem gdzie oferuje się rzeczy wysmakowane, egzotyczne i rzadkie. Miejsce, w którym sprzedaje się swoiste, ocierające się o artystyczną bohemę, joie de vivre. Jako, że sklep miał dwa okna wystawowe, właściciele postanowili nazwać go Diptyque. Miejsce wypełniały lampiony, tkaniny, porcelana, notatniki, zabawki, pachnące poutporri, pamiątki z dalekich podróży, z czasem również zapachowe świece, które później staną się najlepiej rozpoznawalnym symbolem marki (pierwsza świeca Diptyque Aubépine (głóg) powstała w roku 1963). Dziś w ofercie marki znajdziemy około 50 zapachów świec z charakterystycznym czarno-białym owalnym logo, a obok nich perfumy, zapachy do wnętrz oraz kosmetyki do twarzy i ciała. Paryski butik Diptyque to oaza w stylu boheme chic wypełniona pięknymi przedmiotami, dywanami, kilimami, roślinami, pamiątkami z podróży i przede wszystkim inspirującymi aromatami. To pozornie chaotyczne bogactwo powściągnięto geometryczną czarną linią obecną na opakowaniach wszystkich produktów Diptyque.
W 2011 roku, by uczcić pięćdziesięciolecie istnienia marki, Diptyque podjął się nie lada eksperymentu. Zainspirowany niezapomnianą powieścią Patricka Süskinda, postanowił zabawić się w „złodzieja zapachu” i zamknąć we flakonie aromat flagowego butiku przy Blvd St. Germain. Tak powstała woda toaletowa i towarzysząca jej kolekcja 34 Boulevard Saint Germain. Zielono-kwiatowo-drzewny zapach oszałamia bogactwem składników – łączy w sobie przewodnie nuty klasycznych perfum i świec Diptyque, jak również samego wnętrza butiku. Tu jest wszystko, ale w tym szaleństwie jest metoda - kompozycja jest cudownie zbalansowana, poszczególne akordy „współpracują ze sobą”, a całość daje posmak niewymuszonej, odrobinę dekadenckiej elegancji. Liście czarnej porzeczki i figowca udekorowane cytrusami i przyprawami, kwiatowe serce uplecione z róży, geranium, tuberozy, fiołka i irysa i w końcu drzewno-balsamiczno-żywiczna baza przepełniona ambrą. I charakterystyczny dla zapachów Diptyque zapachowy wypadek (olfactory accident) - kropla eukaliptusa. Cały świat Diptyque w jednym flakonie!
Woda toaletowa 34 Blvd St. Germain powstała przy zastosowaniu nowoczesnej technologii headspace. Polega ona na pochłanianiu specjalnym aparatem aromatu kwiatu, rośliny, przedmiotu czy wnętrza i ‘przepisywaniu’ go na formułę, na podstawie której tworzone są perfumy. Nie sposób nie wspomnieć też o tym jak ten kultowy już dziś zapach podano. Owal czarnego korka z wyrzeźbionym numerem 34 i adresem dookoła (34 boulevard saint germain paris 5e) nawiązuje do logo marki, które z kolei zaczerpnięto z jednego z pierwszych wzorów materiałów oferowanych w butiku – Prétorien. Wzór ten inspirowany jest Starożytnością, która była szczególnie bliska twórcom Diptyque. Bordowo-biało-czarne owale Prétorien znajdziemy też na pudełku i woreczku, w którym sprzedawany jest flakon. Niezwykłym elementem wspaniale wpisującym się w dziedzictwo marki jest też rurka spray’u imitujaca knot świecy.
Zapach 34 Blvd St. Germain tak bardzo się spodobał, że uzupełniono go szeroką linią uzupełniającą – pachnącym owalem do zwieszenia w szafie, perfumami do wnętrz, świecą, mydłem i genialnym gadźetem – perfumami w solidzie. Dwa lata później marka wylansowała lżejszą wersję zapachu – Eau de 34. Ozdobiony białym korkiem flakon kryje w sobie niezwykłą, wiosenną świeżość zbudowaną z kwiatów, liści porzeczki, cytrusów i mchu podkręconą, zaskakującymi jak na letni zapach, nutami drewna gwajakowego, kadzidła, geranium i labdanum.
W czerwcu tego roku dotarła do mnie wiadomość, że jedna z moich ulubionych linii zapachowych, jednej z moich ukochanych marek wzbogaci się o nową wersję – wodę perfumowaną. Tak, była krótka myśl: czy to potrzebne? Przecież klasyczna woda toaletowa 34 Blvd St. Germain może poszczycić się znakomitą trwałością na skórze i doskonałą projekcją. Po chwili jednak górę wzięło zaciekawienie – co twórcy poprzestawiają w składzie, jakie nuty dodadzą, co odejmą, jaki olfaktoryczny wypadek nam zaserwują? Już pod koniec lata miałem okazję poznać nowy zapach … wizualnie. W dzisiejszym świecie, nie tylko perfumeryjnym, wszystko najpierw pojawia się przecież na Instagramie. Moim oczom ukazał się obrazek z dalekiego Singapuru, a na nim absolutnie wysmakowane opakowanie nowej wody perfumowanej. Pudełko, o nietypowym, przypominającym rotundę, kształcie, zachwyciło mnie swoim graficznym, czarno-białym wzorem. To kolejny artystyczny ukłon w stronę historii marki. Pudełko (a także płócienny woreczek w środku) zdobi wzór Basile, jeden z pierwszych wzorów nadrukowywanych na tkaniny przy założycieli Diptyque w latach 60-tych. Następnym krokiem poznawczym był sam flakon – wierny kształtom całej kolekcji, ale spowity cieniem, jakże dobrze oddającym naturę samej kompozycji, którą dane mi było poznać na początku października.
Przejdźmy więc do sedna sprawy, czyli tego jak pachnie nowa woda perfumowana 34 Blvd St. Germain. Diptyque po raz kolejny zaserwował nam symfonię nut. Jeśli ktoś ma ochotę na solówkę nie ma więc czego tu szukać! Uwerturę otwierają skoczne cytrusy (znane z L’Eau des Hesperides), dużo pogniecionych liści czarnej porzeczki (oczywiste nawiązanie do L’Ombre dans L’Eau) i gorzko brzmiące dźwięki goździków i suchego, korzennego, niezbyt słodkiego cynamonu (tak bardzo charakterystyczne dla Eau Lente). Tak pachnie butik przy Boulevard Saint Germain na wejściu. Dobiegają nas aromaty rozłożonych wszędzie potpourri i zieleń liści fantazyjnego porzeczkowego krzewu hodowanego w tajemnicy gdzieś na zapleczu. Wchodzę i prawie kicham, bo nagle ktoś rozpylił przed moim nosem chmurę różowego pieprzu, który jest bardziej kwaśny niż pikantny. Nic sobie z tego nie robię, wiem bowiem, że Diptyque lubi zaskakiwać. Kłaniam się mówiąc bonjour i w tym momencie zaczynają rozkwitać kwiaty, wyrastając po kolei z równo poustawianych na półkach owalnych flakonów. Kwiatowe flety, fagoty i klarnety tworzą radosną, ale i wyrafinowaną melodię, która sprawia, że siadam w jakimś starym fotelu w rogu i zaczynam zbierać w myślach diptyque’owskie kwiaty w jeden eklektyczny bukiet – tuberoza z Do Son, geranium z Geranium Odorata, róża z Eau Rose, irys z Fleur de Peau i mały angielski rożek w postaci niewinnego fiołka. Kwiaty w 34 Eau de Parfum nie są przesłodzone. To kwiaty, chciałoby się powiedzieć z krwi i kości, choć bardziej pasowało by tu określenie ‘z liści, soków i łodyg’. Zresztą zielony akcent liści z naszej smyczkowej uwertury jeszcze do końca nie wybrzmiał i cały zaś przypomina o swojej cierpkiej nucie. Zasłuchanego w kwiatowy, dość głośny koncert, nagle zalewa mnie cień - nie totalna ciemność, pomrok i noc, a złocisty cień zachodzącego za oknami butiku słońca. Taki zresztą jaki spowija flakon wody perfumowanej. Kwiaty wracają na czarno-białe owalne etykiety zapachów, a orkiestra (choć zastanawiam się czy to nadal jest orkiestra…) zaczyna grać zupełnie inną melodię. Choć w tym momencie należałoby się spodziewać dobitnych dźwięków tub, bębnów i kotłów, zamiast tego do butiku na rogu Boulevard Saint Germain wjeżdża chiński teatr cieni! Muzyka spowalnia, a czarne postaci rozpoczynają swój taniec na kontuarach wykonanych z kremowego sandałowca. Przysiągłbym, że widziałem też słonia z etykiety Tam Dao! Dzień ustępuje zmierzchowi, Paryż oddaje się w ramiona orientu, a muzycy z orkiestry zasiadają by w podziwie obserwować azjatycką grę cieni. Ktoś wniósł też tacę waniliowych ciastek, do których nie dodano zbyt wiele cukru, nie szczędzono za to korzeni (czyż tak właśnie nie było w Eau Duelle?). Za oknami rozlała się złota poświata bursztynowej ambry. Epilog tej symfonii brzmi komfortowo i otulająco. Dzień spędzony w paryskim butiku kończy się relaksem idealnym.
Woda perfumowana 34 Blvd St. Germain jest fantastycznym dopełnieniem kolekcji. Wnosi do niej orientalny rys. Rześkie zielone otwarcie to słoneczne, wiosenne promienie, które pamiętam z białej wersji Eau de 34, kwiatowo-przyprawowe serce to wspomnienie paryskiej bohemy i dandyzmu klasycznej wody toaletowej. Orientalna, ciepła ambrowo-drzewno-waniliowa baza to wspaniały teatr cieni przypominający o tym jak bardzo założyciele marki fascynowali się zamorskimi podróżami na wschód. Kompozycja zachwyca nie tylko swoją doskonale zbalansowaną barokowością nut, ale i trwałością i projekcją, które są godne największego podziwu. Będę z pewnością nosił ją z prawdziwą przyjemnością w czasie jesienno-zimowego sezonu. Czy coś mi w tym koncercie nie pasuje? Jedna rzecz. Żałuje, że w nowym flakonie wody perfumowanej zrezygnowano z charakterystycznej rurki w kształcie knota świecy. Z nim całość byłaby perfekcyjna. Ale ideały ponoć są nudne, a już na pewno nie odwiedzają paryskiego butiku pod pachnącym adresem 34 Boulevard Saint Germain.
Diptyque, 34 Boulevard Saint Germain Eau de Parfum
Data premiery: 2018
Rodzina: przyprawowo-drzewno-orientalna, unisex
Nos: Olivier Pescheux
Dostępność: jedynym oficjalnym przedstawicielem marki Diptyque w Polsce jest perfumeria GaliLu
Oficjalne nuty:
Głowa: cytrusy, goździki, cynamon, różowy pieprz, liście porzeczki
Serce: irys, tuberoza, róża, geranium, fiołek
Baza: sandałowiec australijski, wanilia z Madagaskaru, ambra, nuty drzewne
Trwałość: ok. 10 godzin
Projekcja: znakomita