ja5.jpg

Hi!

Witaj w świecie Charliego! Make yourself at home and smell the roses!

*READ* - Michael Edwards, American Legends

*READ* - Michael Edwards, American Legends

Pięć lat po premierze Perfume Legends II (French Feminine Fragrances) i pojawieniu się tej wspaniałej pozycji w mojej bibliotece, Michael Edwards wydaje kolejne piękne i opasłe tomisko poświęcone zapachom, tym razem amerykańskim. American Legends dokumentuje rozwój, bogactwo i oryginalność amerykańskiej perfumerii od Blue Grass Elizabeth Arden z 1934 roku po kultowe Santal 33 Le Labo z roku 2011. A po drodze mnóstwo klasyków, z którymi jestem osobiście bardzo silnie związany (Old Spice, Aromatics Elixir, Polo, Obssesion, Eternity, cK one), zapachów trochę zapomnianych i zupełnie mi nie znanych (White Shoulders, Norell, Antonia’s Flowers) oraz takich, które od lat mam na celowniku i jakoś ciągle nie mogę sfinalizować zakupu (Aliage, White Linen i oczywiście Charlie!). Przepięknie ilustrowana pozycja powiela ten sam sprawdzony w Perfume Legends II model: każdy z rozdziałów (ułożonych chronologicznie) daje nam kulturowy i społeczny background epoki, genezę powstania danego zapachu i kreację flakonu i całej otoczki wizualnej i marketingowej. Wszystko to jest bogato poprzeplatane wypowiedziami osób z branży perfumeryjnej: dyrektorów kreatywnych, perfumiarzy, designerów, marketingowców, filmowców i fotografów. Do tych informacji naprawdę trudno byłoby w inny sposób dotrzeć. Michael Edwards zrobił ponownie kawał dobrej kronikarskiej roboty. I z tego jest właśnie znany i za to ceniony.

Książkę tę smakuję powoli, czytam wybrane rozdziały, powoli, metodycznie, czasem po kilka razy. Jak dotąd miałem ochotę dowiedzieć się więcej o Santal 33 (z którym mam raczej trudny związek, ale chyba zaczynamy się przynajmniej rozumieć), Pleasures Estee Lauder (ta marka, a teraz już koncern – co naturalne – jest bardzo obficie rezprezentowana w opisywanej publikacji) i Calyx (zapach wypuszczony pod nieistniejąca już marką Prescriptives, obecnie dołączony do katalogu Clinique). Z przyjemnością przeczytałem też historię Old Spice, jednego z pierwszych luksusowych zapachów w moim życiu. Nabytym oczywiście w Pewexie! Czy wiedzieliście, że powstał w 1938 roku i przez lata był hitem wśród Amerykanów. Aż się przejadł i zaczął być utożsamiany z ‘granpa’s gift’. W 2010 roku jednak pewna genialna kampania internetowa przywróciła go do życia również dla młodszych pokoleń. Pamiętacie faceta na koniu? O tym właśnie mówię. Smell like a Man, Man!

W American Legends Michael Edwards opisuje wiele zapachów, które są dla mnie osobiście bardzo przyjemnymi podróżami sentymentalnymi w przeszłość. Moja miłość do perfum zaczęła się zanim w ogóle miałem sposobność je wąchać. Najpierw oglądałem je w – ówcześnie – luksusowych kolorowych magazynach z „zachodu”. Nigdy nie zapomnę fiołkowych oczu Elizabeth Taylor na reklamie jej perfum Diamonds. Fascynowały mnie też w nich, pamiętam, zdjęcia reklamowe perfum Oscar de la Renta. Aromatics Elixir z kolei pierwszy raz powąchałem na mojej cioci. Był (i nadal jest) to jej signature scent. Spodobał mi się do tego stopnia, że sam zachciałem go mieć. Beautiful od Estee Lauder natomiast nosiła swego czasu moja mama. Ten kojarzony zwykle z zaślubinami zapach zawsze fascynował mnie swoją bujną i zarazem niewinną kwiatowością. Sam nosiłem przez całą dekadę lat 90 świętą trójcę Calvina Kleina: Eternity na uczelnię, Escape na imprezy, a Obsession oczywiście na randki. Od zielonego Polo wolałem zawsze Safari, ale i ten klasyk Ralpha Laurena stoi dziś na mojej półce. Zdziwiłem się trochę, że Donnę Karan reprezentuje w albumie pana Edwardsa Cashmere Mist, a nie – jak mi się zawsze wydawało – kultowe Black Cashmere. Rozdział o zapachach Halston przywołał wspomnienia świetnego netflixowego serialu o tym ekscentrycznym amerykańskim projektancie, a opis Clinique Happy sprawił, że zacząłem się poważnie zastanawiać dlaczego ja – taki wielbiciel cytrusów – nigdy nie miałem tej propozycji w swojej kolekcji

Strasznie cieszę się z posiadania tej jakże atrakcyjnej coffee table pozycji! Owszem, bardzo dobrze wygląda na stoliku w salonie, ale jeszcze lepiej się czyta (w ogrodzie, na łóżku, w fotelu… wszędzie!). Polecam każdemu szanującemu się entuzjaście kultury perfumeryjnej! No i wyznam dyskretnie, że strasznie, ale to strasznie liczę, że kolejna książka pana Edwardsa będzie tyczyć największych męskich klasyków wszechczasów.


Album otrzymałem jako #prezentPR

”American Legends” dostępny jest w wersji anglojęzycznej na stronie: www.fragrancesoftheworld.com

*RECENZJA* - Maison Margiela From the Garden

*RECENZJA* - Maison Margiela From the Garden

Perfumy dla Mamy!

Perfumy dla Mamy!