SPONTANICZNY TYDZIEŃ Z RÓŻĄ
Ja, obsesyjnie wręcz uzależniony od planowania, wpadłem w sidła spontaniczności! Właśnie zakończyłem Różany Tydzień, którego nie zaplanowałem z miesięcznym wyprzedzeniem. I co, i dało się i fajnie było! Oczywiście swoje zrobiły Walentynki, które już w ubiegłą niedzielę pobudziły mój apetyt na różany klimat. Potem był jeszcze Tłusty Czwartek, w którym to przecież różę celebrujemy w wydaniu pączkowym! No i jeszcze Dzień Kota się napatoczył. Co za tydzień, chciałoby się powiedzieć. Ale po kolei…
Tydzień temu w niedzielę spojrzałem na jedną ze swoich półek z perfumami i mój wzrok zawiesił się na rzędzie małych flakoników Atelier Cologne. Od razu wiedziałem, że będę chciał użyć Rose Anonyme – jednej z najstarszych róż w mojej kolekcji. Piękna nazwa i piękna orientalno-drzewna odsłona róży. Ale nie przesadnie orientalna na szczęście… Oud, papirus, imbir, paczula – to one towarzyszą głównej bohaterce mojego tygodnia w tej pięknej kompozycji z 2012 roku. No i tak zaczął się różany ciąg…
W poniedziałek użyłem kolejnej sprawdzonej i ukochanej kompozycji z różą w tytule i składzie. Rose of No Man’s Land Byredo jest świeższa, bardziej soczysta, transparentna od Rose Anonyme. Emanuje pełnią kwiatowości z lekkim retuszem wykonanym różowym pieprzem i malinowymi kwiatami. Znacie genezę nazwy tych perfum? Bardzo ciekawa, polecam pogrzebać w internecie. W walentynkowy wtorek użyłem zupełnie nowej w mojej kolekcji – ale nie nowej dla mojego nosa – róży w zainspirowanej Szekspirem kompozycji Masque Milano Love Kills. Zapach o dwóch twarzach. Świeżej, ostrej, wesołej z geranium w roli towarzysza róży, i tej bardziej mrocznej, zmysłowej z nutami paczuli i cedru oraz tajemniczej molekuły ambrarome. Zapach Masque Milano i okazja zainspirowały mnie do tego stopnia, że nagrałem ‘krwawą’ rolkę przypominającą o przewrotności miłosnego uczucia. Znajdziecie ją na moim Instagramie.
A jakie róże były grane w dalszej części tygodnia? W środę sięgnąłem po Aromatics in White Clinique – mało znanej różanej wersji wielkiego perfumowego hitu tej amerykańskiej marki. Ta róża to zdecydowanie róża ambrowa z domieszką żywic (labdanum i benzoes) i nieodłącznej paczuli. Ładna, ale trochę zbyt szybko znikająca z mojej skóry. Kolejnego dnia natomiast zachciało mi się róży mniej słodkiej. Mój wybór padł na Man Rose od Etro. Świetna różana propozycja dla facetów (ale nie tylko dla nich) w której znajdziemy pikanterię (pieprz, elemi), aromatyczność (geranium) i drzewność (wetyweria, paczula). Ten zapach też mógłby mieć jednak lepszą trwałość. Parę razy musiałem sięgać po jego piękny flakon by dłużej go czuć. Zupełnie narzekałem natomiast na trwałość w piątek, kiedy to na mojej skórze wylądowała róża wszystkich róż w mojej kolekcji czyli Experimentum Crucis Etat Libre d’Orange. Odkąd piorun piękna tej kompozycji uderzył w moje olfaktoryczne serce w 2019 roku uczucie do tego pachnidła ani trochę nie osłabło. Jeśli jeszcze go nie znacie, a nazywacie się wielbicielami róży, musicie jak najszybciej to nadrobić. Różę podano tu wieloaspektowo. Są owoce, jest kminek, jest miód i przepiękna paczula w postaci molekuły akigalawood.
W sobotę nosiłem zupełni inną różę. Inną od wszystkich pozostałych. Artystyczną, gęstą, melancholijną. Little Song to zapach Meo Fusciuni zainspirowany piosenką Nicka Cave’a, w którym tureckiej róży towarzyszą wydatne akordy kawy, tytoniu i wetywerii. Niesamowity eliksir! Absolutnie wart przetestowania. Różany Tydzień zakończyłem jednym z moich ostatnich różanych odkryć – wodą toaletową z linii Les Eaux de Chanel – Paris-Paris. Zapach ten uznałem za najlepszą premierę 2022 roku i zdania póki co nie zmieniam! W tej prostej, bezpretensjonalnej róży wszystko jest w sam raz. Idealna ilość świeżości, wystarczająco dużo soczystości. Kwiatowo, ale nie do znudzenia. Drzewnie za sprawą paczuli, ale nie zanadto ziemiście. Paris-Paris cudownie układa się na mojej skórze, zwłaszcza na podkładzie z balsamu o tej samej nucie. I trwa całymi godzinami co jest swego rodzaju wyjątkiem w tej letniej, jak by nie było, linii Chanel.
Przez ostatnie osiem dni róża towarzyszyła mi nie tylko pod postacią perfum. W wazonie stały żywe kwiaty, ja sięgałem po różane kosmetyki i świece oraz namiętnie słuchałem La Vie en Rose w wykonaniu Zaz. Jako podkład pod różane perfumy świetnie sprawdził się bogaty krem do ciała polskiej marki Savoné – Rose de Grasse. Przepięknie podany, idealny na prezent! W wannie stosowałem natomiast Ro’s Argan czyli różaną odżywkę do ciała Lush z masłem shea, którą nakładamy na mokrą skórę. Raz zafundowałem też sobie kąpiel w relaksującej mieszance marki Organique – Morning Affirmation Rose & Cinnamon. W twarz wklepywałem Roses Beauty Elixir marki Yonelle. Niestety jak na złość skończyły mi się wszystkie różane toniki. Ale bardzo miło wspominam i polecam te od Phytomer (Rosée Visage) i Nuxe (Very Rose). Paliłem też różane świece. Piękną limitowaną Damascenę Diptyque skitraną w szafie od ładnych paru lat. Innym razem wieczorową różano-oudową od Jo Malone Velvet Rose & Oud, jeszcze innym świeżą, drzewną, ziemistą w Hermann od Etat Libre d’Orange.
Czy róża mi się przez ten czas przejadła?
Ani trochę! A pączki z różą? Tak! Zjadłem 2,5 i na dłuższy czas starczy. I wiadomo już czemu prowadzę bloga o perfumach, a nie słodyczach.
Atelier Cologne: Sephora i Notino
Byredo: GaliLu
Masque Milano: www.lavmsco.pl
Clinique: salony firmowe
Etro: www.luxuryforless.pl
Etat Libre d’Orange: Sephora, www.beautiboutique.pl
Meo Fusciuni: GaliLu
Chanel: butik Chanel
Atelier Cologne, Byredo, Etro i Clinique to zakupy własne. Flakony Masque Milano, Meo Fusciuni, Chanel i Etat Libre d’Orange otrzymałem w prezencie od marek lub perfumerii.