*ULUBIEŃCY MIESIĄCA* - Best of August
Koniec sierpnia, to nie tylko koniec miesiąca, ale i całego beztroskiego okresu zwanego wakacjami. Jedni płaczą i już trzęsą się z zimna wyciągając puchowe kurtki, inni zacierają łapki na jesieniarską klimę. Ja traktuję to przejście ze stoicką neutralnością. Ostatnie dni sierpnia zaoferowały cudowną, słoneczną, ale niemęczącą aurę. Wcześniej bywało gorąco…
Miesiąc rozpocząłem na kręgielni. Nawet dobrze mi szło, ale lekko nadwyrężyłem sobie ramię i chyba jednak bakcyla nie połknąłem. To tyle w kwestii sportu. No chyba, że do sportów zaliczymy gotowanie. Kulinarny sierpień stał u mnie pod znakiem koloru żółtego. Dorodne kukurydziane kolby, złote kurki i soczyste brzoskwinie. Z tych pierwszych zrobiłem zupę oraz zajadałem prosto z patyka. Kurki trafiły do omleta i dwukrotnie do jajecznicy. Z powodu brzoskwiń wzięło mnie na zrobienie deseru Peach Melba. I tak mnie wzięło, że zrobiłem. W wersji Biedra-Bida, ale zrobiłem.
W sierpniu zdarzyły się dwa fajne wyjazdy. Najpierw jednodniowy wypad pociągiem do Łodzi, potem długi sierpniowy weekend na Roztoczu. W Łodzi doszło do spotkania z cyklu friends&scents i jeszcze dodałbym roses, bo całe miasto skąpane było w pięknych kwiatach tego gatunku. Nie tylko Pasaż Róży. Spacerowaliśmy, piliśmy kawę i drinki z yuzu, wcinaliśmy rameny no i wąchaliśmy. Ja ponownie zakochałem się we Florientalu, a do Warszawy wróciłem z… czarnymi limetami, które przyjechały do mnie prosto z Kuwejtu. Ta powszechnie używana w krajach arabskich przyprawa do ryb i owoców morza świetnie przydała mi się do zdjęć z Eau de Citron Noir. Jak wiecie Christine Nagel umieściła tam nutę dymnych, opalanych cytryn. Na Roztoczu z kolei (pierwszy raz zaszyłem się tak daleko na wschód), było totalnie wiejsko. Mieszkaliśmy na polu w mega wygodnym kontenerze Arche Siedlisko. Polecam ich miejscówki, bo są naprawdę niebanalnie zlokalizowane i zaprojektowane z klasą. W Typinie podziwiałem słomiane bale, których kolor (znowu spalona żółć), kształt, zapach i symetryczne rozmieszczenie zawsze mnie fascynowało. Na wyjazd zabrałem jedne perfumy – L’Eau de Paille Lutensa – wybór raczej oczywisty.
Ciepłym, suchym latem rozkoszowałem się pisząc recenzję do sierpniowego odcinka Pamiętnika Charliego. Pojawiła się w nim wycofana już woda toaletowa Volutes Diptyque. Jeśli macie ochotę na piękny tytoń w sielskim klimacie końca polskiego lata, to wejdźcie poczytać, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście. Zanim jednak dopadły mnie nastroje schyłku lata, upały gasiłem solą i cytrusami. Po mięcie, to dwa ulubione motywy na bardzo gorącą aurę u mnie. Wszystkie trzy tematy zebrałem w artykule na blogu.
W sierpniu były przecudowne nieba przed zachodem słońca, czytanie o narcyzie z nowego tematycznego zeszytu NEZ, jeden kinowy niewypał i bardzo miłe acz krótkie spotkanie z „kolegą po fachu” – Tomkiem prowadzącym perfumowy profil na Instagramie perfumyetc. Poznałem nowe produkty do ciała od Sensum Mare. W jednym się zakochałem, w drugim nie. Czytałem na zmianę z Be nową powieść Witkowskiego – Tango. Michaśka pisarsko we wspaniałej formie! Chyba drugi raz w życiu kupiłem perfumy w Zarze, ale malutka pojemność. Mowa o Fashionably London. Polubiliśmy się, może będzie z tego coś większego. Odkryłem nowy sklep z kawą (Przyjaciele Kawy), a spijając wyżej wymienioną z Dominikiem z Uroda Okiem Faceta poznałem bardzo ładny autorski zapach Perfumy Bojara – Moss.
Pracy miałem niewiele i po prawdzie trochę się nudziłem. Niezmiennie brakowało mi morza. Sierpień i wakacje pożegnałem leżąc na hamaku w ogrodzie u rodziców. Jego końcówka pachniała zapachami Acqua di Parma, którą była kolejną marką przewodnią mojego tematycznego tygodnia. Wkrótce spodziewajcie się jego podsumowania na blogu.
A teraz już czas powspominać moich ulubieńców sierpnia. Pamiętajcie, że gdy ich używałem było jakieś 15 stopni więcej na termometrze.
ZAPACH:
W upalne sierpniowe dni uwielbiałem skrapiać się klasyczną wodą Colonia Acqua di Parma. Nie dość, że genialnie odświeża swoim cytrusowo-ziołowym miksem to jeszcze całkiem porządnie trzyma się skóry. Choć ja ją i tak co parę godzin re-aplikowałem żeby poczuć ten pierwszy cytrusowy strzał, który jest najpiękniejszy. Dodatkowym smaczkiem, który bardzo mi się spodobał w tej wodzie jest werbena, której zapach ma świetne właściwości chłodzące. W klimatach drzewnych absolutnie zauroczył mnie zapach z nowego pachnącego trio Eisenberg Happiness. Young to kompozycja unisex bazująca na mojej ulubionej kombinacji nut przyprawowo-drzewnych – kardamonu i imbiru oraz świeżego sandałowca. Jeśli fascynuje Was kultowy Santal 33, to Young od Eisenberg również powinien przypaść Wam do gustu. To jakby jego letnia, lżejsza wersja. I w końcu mój ulubieniec późnego sierpnia czyli końca lata. Wycofany już niestety miękki tytoniowiec, który spoczął na suchych i sielskich nutach siana i kocanki tak bardzo przywołujących na myśl ciepły, złocisty schyłek lata gdzieś na prowincji. Więcej o tym zapachu przeczytacie w sierpniowym odcinku Pamiętnika Charliego.
TWARZ:
W ubiegłym miesiącu zachwycałem się cudownym zapachem nowego toniku od Cyrulików Tonic & Gin. Ten kosmetyk – jeśli pamiętacie – pachnie cudnie drzewnym jałowcem. W sierpniu przyłożyłem się do testowania ich drugiej nowości – żelu do mycia twarzy. A w zasadzie Anty-żelu, bo po anty-kremie przyszedł u Cyrulików czas na anty-żel. Ten zawodnik pachnie dla mnie z kolei relaksującą herbatą. A czemu jest anty? Bo zapobiega przesuszeniu skóry, zniszczeniom wywołanymi niekorzystnym działaniem środowiska i zmęczeniu. Bardzo łagodny dla skóry, bardzo dobrze radzący sobie z zanieczyszczeniami. Skład tego kosmetyku jest tak długi, dobry i imponujący, że musicie sami zajrzeć na ich stronę i go przeczytać. Tego lata nie było mi dane być nad morzem, ale rekompensowałem sobie ten brak na różne sposoby. Na przykład używając wybornie pachnącego morzem serum. Jakiej marki? Jeśli morze to wiadomo – Phytomer! Ich tegoroczną nowością jest serum witaminowe Oligo 6, które oprócz witamin C, B3, B5 i E zawiera również kompleks prebiotyków morskich oraz opatentowany przez markę koncentrat wody morskiej OLIGOMER®. Bardzo lekka, wodnista i transparentna konsystencja, która wypełnia skórę od środka blaskiem, nawilża i relaksuje oceanicznym zapachem. W zasadzie przez cały miesiąc ze względu na bardzo wysokie temperatury i duszność każdy dzień zaczynałem od likwidującego opuchnięcia masażu twarzy. Wykorzystywałem do tego kamienny masażer marki Crystallove wykonany z czarnego obsydianu. Regułą takiego masażu jest wykonywanie ruchów rollerem od środka twarzy na zewnątrz i z góry na dół. W ten sposób usuwamy nagromadzoną limfę, która powoduje efekt opuchniętej twarzy. Zimno kamienia dodatkowo obkurcza naczynka krwionośne co świetnie radzi sobie z cieniami pod oczami i zwęża rozszerzone ciepłem pory. Ten masaż wszedł mi znowu w krew i chyba nie zrezygnuje już z niego nawet gdy skończy się już lato.
BODY:
Świeżość włosów i skóry głowy w gorące sierpniowe dni pozwalał mi zachować nowy szampon w linii Hair Rituel by Sisley z wyciągiem z jawajskiej herbaty. Ma on działanie oczyszczające i odświeżające i jest stworzony dla włosów normalnych lub z tendencją do przetłuszczania się. Doskonały dla mężczyzn, właśnie latem. Gentle Purifying Shampoo delikatnie ale skutecznie usuwa z włosów i skóry sebum oraz nagromadzone środki do stylizacji. Włosy po wymyciu są miękkie i pełne witalności. Ich świeżość utrzymuje się przez cały dzień. Mojito w wannie lub pod prysznicem? Czemu nie! Taki właśnie efekt dawał mi cukrowy peeling do ciała od Senkary Lemo Scrub. Produkt zawiera cukier trzcinowy, drobno zmielone pestki moreli o zapachu cytrusowej lemoniady z miętą, pielęgnujący ciało olej makadamia, odżywczy i delikatny olej ze słodkich migdałów oraz nawilżającą glicerynę. Pachnie totalnie jak mojito i jestem pewny, że zawiera olejek z mięty, bo doskonale chłodzi skórę podczas aplikacji. I jeszcze jedno – nie jest za tłusty, co dla mnie jest bardzo ważne w tego typu produktach. W sierpniu zdarzyło się też kilka pochmurnych i chłodniejszych dni. Wtedy lubiłem sięgać po balsam do ciała w wylansowanej niedawno przez Sensum Mare linii do ciała Algobody. Kosmetyk intensywnie nawilża i ujędrnia, ale przede wszystkim rozpieszcza swoim zapachem, który kojarzy mi się słodko, szarlotkowo. Nic dziwnego - w nutach zapachowych znajdziemy tu wanilię. A co w składzie? Jak zwykle u Sensum Mare bogato i morsko! Algi, kofeina, wodorosty, witamina E i woda z lodowca norweskiego. Lekka emulsja bardzo dobrze się wchłania i zostawia skórę wyjątkowo gładką, ale nie tłustą. Dawno nie miałem na skórze tak dobrze wyważonej proporcji bogactwa składu i lekkości formuły. Mój przyjemnościowy hit na jesienne miesiące!
FLAKON:
Open Road to tegoroczna męska premiera amerykańskiej marki Coach. Premiera na wskroś amerykańska, bo zainspirowana swoistą obsesją Amerykanów podróżowania na zachód. Mamy więc paczkę przyjaciół – sami faceci (a pack of buddies) – którzy, obowiązkowo swoimi samochodami, mkną legendarną Route 69. Mkną by odkryć zachód, siebie i wzmocnić przyjacielskie więzy. To się dziś nazywa bromance. Samą kompozycję stworzył Jean-Christophe Hérault w duchu typowego zapachu spod szyldu ‘blue’. Open Road ma w sobie dużo cytrusowej świeżości, dużo pieprzności i ten old-schoolowy aromatyczny męski vibe, tak bardzo modny znów wśród milenialsów. Ale ja o flakonie chciałem… W tym zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Po pierwsze ma idealnie wyważone proporcje. Wykonany z grubego szkła jest absolutnie obły i smukły. Fantastycznie leży w dłoni. Jego niebiesko-szary odcień doskonale koresponduje z charakterem kompozycji. Niezwykłym elementem jest prosta jak autostrada niebieska rurka w środku flakonu. To przez nią biegnie rurka atomizera. Element ten doskonale podbija wspomnianą smukłość flakonu. Ten ostatni pozbawiony jest korka. Zamiast niego u szczytu znajdziemy prosty metaliczny „spust” uwalniający molekuły zapachu. U jego podstawy wygrawerowano nazwę marki. Duża litera C, będąca logo marki, widnieje też na spodzie flakonu. Srebrne liternictwo jest bardzo dyskretne i kontynuuje chłodne tonacje całości. Ktokolwiek zaprojektował flakon Open Road zrobił to po mistrzowsku. A sleek, cool object of desire…
ŚWIECA:
Pamiętam moją pierwszą świecę kupioną lata temu w Zara Home. Nazywała się Green Herbs, pachniała tak jak nazwa wskazuje i nadal jest w ofercie marki. Od tamtego czasu spaliłem już dziesiątki świec z tego sklepu i prawie nigdy się nie zawiodłem. Może dlatego, że zawsze idę u nich w klimaty zielone. Ewidentnie mają do nich nosa! Wszystkie ich zielone figi są wyborne, wszystkie ich zielone zielska fantastyczne! Tego lata padło na świecę z kolekcji Basilicum. Nazwa oczywiście spoileruje. Tak, jest tu chrupiąca bazylia, ale jeszcze bardziej rześka mięta i soczysta cytryna oraz kapka eukaliptusa. Odświeżająca świeca dla niektórych brzmi jak oksymoron, ale ja właśnie po to lubię palić zapachowe świece latem. Żeby sobie wyczarować figowy gaj, albo bezkresną łąkę, albo chociaż ziołowy ogródek na balkonie. Świece Basilicum jest żywo zielona i nieskończenie soczysta. Dodaje energii, ale poprzez swoją olfaktoryczną ‘zieleń’ również uspokaja. Uwielbiam palić ją od rana, wypełniając jej świeżym, ziołowym aromatem wnętrza, aż do popołudnia. Podano ją w bardzo eleganckim, minimalistycznym szklanym opakowaniu w kolorze przydymionej zieleni. Jedyną ozdobą jest złoty napis BASILICUM. Moja świeca ma pojemność 160 g, w kolekcji jest też większa, ważąca 350g. Jeśli zapach przypadnie Wam do gustu, marka proponuje w linii Basilicum również dyfuzory z patyczkami (3 wielkości), mydło w płynie, balsam, dyfuzor z kamieniem wulkanicznym i klasyczny room spray.
ULUBIEŃCY BE:
Tworząc co miesiąc Kącik Be w moich Ulubieńcach Miesiąca (‘pamietaj, ten kącik jest mój, ty tylko o nim piszesz!) mam okazję do ciekawych spostrzeżeń i konstatacji na Jej temat. Na przykład, że niektóre rzeczy polubia dopiero jak się odleżą. To znaczy nie przeterminują, ale jak odleżą swoje. Tak było w tym miesiącu z dwoma produktami, które mamy w domu już dość długi czas, ale dopiero teraz wpadły Be w oko. Pierwszym z nich była delikatna emulsja do demakijażu od Sensum Mare. Be jest dość wymagająca w kwestii tego rodzaju specyfików. „Co mi po tym, że jest w 98% naturalne i organiczne jak nie zmywa tuszu!” No więc emulsja Algopure zmywa tusz (i nie tylko) szybko i gładko. I nie szczypie w oczy. I dlatego został Ulubieńcem Be. A ja tylko dodam od siebie, że ta lekka emulsja to unikalne połączenie olejów, które rozpuszczają nawet wodoodporny makijaż. Zawiera ekstrakt z algi czerwonej i brunatnej, olej jojoba oraz prebiotyk. Ja mam swój żel Sensum Mare, a Be swoją emulsję. W linii do oczyszczania tej marki właśnie pojawił się trzeci produkt – olejek! Ciekawe kogo z nas bardziej zachwyci… „Bo Ty zawsze przede mną wszystko chowasz!” – tak zwykle zaczyna się przygoda z odkrytym po tygodniach albo miesiącach kosmetykiem u Be. Drugim z nich w sierpniu był Le Gel czyli delikatny żel do mycia ciała i włosów o zapachu Coco Mademoiselle Chanel. Be lubi dwie wersje tej kompozycji w perfumach – Intense i Privée, teraz podbija je zapachem transparentnego żelu, który doskonale zmywa ze skóry kosmetyki słoneczne, delikatnie ją perfumując. Jest też pierwszym krokiem w rytuale perfumowania włosów, które – nie zapominajmy - są wspaniałym nośnikiem zapachu. Trzeci Ulubieniec Sierpnia Be to w końcu nowość. Gdy przyniosłem do domu nową wzmocnioną wersję wody Guerlain Aqua Allegoria Mandarine Basilic Forte przetestowaliśmy ją razem. Opinie były podobne, a jednak tak bardzo różne. „Ale słodko!” – u mnie z tonem lekkiego rozczarowania, u Be z okrzykiem entuzjazmu. Tak, Guerlain dorzucając w wersji Forte słodką wanilię do dojrzałych mandarynek trafił zdecydowanie w gusta osób takich jak Be. Dodam tylko, że na niej bardzo lubię ten zapach, sam zostanę jednak przy klasyku toaletowym.
GDZIE TEGO SZUKAĆ:
Acqua di Parma: Sephora, Lulua, Douglas
Diptyque: GaliLu
Eisenberg: Sephora
Phytomer: www.phytomer.pl
Cyrulicy: www.cyrulicy.pl
Crystallove: www.crystallove.pl
Senkara: www.senkara.pl
Hair Rituel by Sisley: Sephora, Douglas oraz https://www.sisley-paris.com/pl-PL/
Sensum Mare: www.sensummare.pl
Zara Home: salony sieci
Coach: Douglas
Chanel: butik Chanek Galeria Mokotów
Guerlain: Sephora i Douglas