*RECENZJA* - Bohoboco, Geranium Balsamic Note
Jesień to chyba najbardziej wdzięczny sezon dla wielbicieli perfum. Dlatego też w najbliższych postach będę opowiadał Wam o moich tegorocznych hitach na tę porę roku.
Bohoboco to autorska, stworzona na kontrastowych nutach i zakotwiczona w osobistych wspomnieniach Michała Gilberta Lacha polska linia perfum. Jedna z niewielu, która jest rozpoznawana i chwalona na całym świecie i która została uhonorowana „Oskarem” branży perfumeryjnej (The Fragrance Foundation UK Awards Finalist). Przyglądałem się jej już od dłuższego czasu, ale dopiero tego lata wziąłem na warsztat ich piękny, przypominający minimalistyczną bombonierkę, discovery set i zgodnie z zaproszeniem twórcy wybrałem zapach, który najlepiej mnie odzwierciedla.
Ale po kolei. Dyrektor kreatywny marki BOHOBOCO dał się na przestrzeni lat poznać jako bardzo kreatywna dusza. Szukając kanałów ekspresji dla swojej wyobraźni, doświadczeń i przeżyć pracował jako stylista fryzur, make-up artist i w końcu jako projektant mody. Od dzieciństwa jednak najbardziej inspirowały go zapachy. Po latach udało mu się – i trzeba przyznać, że z dużym sukcesem – zrealizować to dziecięce marzenie. W 2012 powstał pierwszy autorski zapach, a jego powodzenie było siłą sprawczą do powstania całej kolekcji kompozycji, które nie przynależą do żadnej z płci. Efektem była linia ośmiu zapachów zbudowanych na zaskakujących połączeniach nut przewodnich – sól morska i karmel, olibanum i gardenia czy kawa i białe kwiaty. Niedawno dołączyły do niej dwie nowe, mocne kompozycje łączące nutę winylu i piżma w jazzującym Dark Vinyl Musk i różę z kadzidłem w asertywnie różanym Yellow Rose Incense.
W każdym z dziesięciu zapachów podanych w oszczędnych szklanych flakonach z welurowaymi czarnymi korkami przemycono osobiste wspomnienia, skojarzenia i emocje. Każdy z nich ma w sobie coś ciekawego, niektóre wręcz przełomowego jak np. Red Wine Brown Sugar oswajający wytrawne nuty wina akordem palonego brązowego cukru. Mam tu wielu ulubieńców. Prawdę powiedziawszy nie korespondują ze mną tylko dwie kompozycje marki . W Olibanum Gardenia nuta białego kwiecia jest dla mnie zbyt odurzająca, w Sea Salt Caramel zaś jak na mój gust zbyt dominuje ten drugi składnik. Ale… od lat kocham Vanilla Black Pepper, który działa na mnie jak zapach wysmakowanego wnętrza, w którym można poczuć się jednocześnie elegancko i doskonale zrelaksowanym. Eucalyptus Patchouli ma na mnie wybitnie ożywczy wpływ, Sandalwood Neroli zaś doskonale wycisza. Zupełnie inaczej odbieram natomiast Dark Vinyl Musk – to kompozycja, która bezwzględnie rozpala zmysły i nie przestaje kusić swoją zawiesistą ciemną barwą. Coffee White Flowers to przepiękna nuta słodkiej kawy owiana tiulowym brzmieniem białych kwiatów. Ale jak wiadomo król może być tylko jeden, dlatego po dogłębnych i rozciągniętych w czasie testach podjąłem decyzję, że najlepszym połączeniem wszystkiego co kocham w perfumach jest Geranium Balsamic Note.
To drzewno-żywiczna kompozycja osnuta wokół tytułowych akordów, w której – według mnie i dla mojego nosa – całe show kradnie jednak nuta liścia laurowego. Składnik umieszczony w otwarciu zapachu wraz z jagodami jałowca przenika całą piramidę tego uspokajającego, a zarazem bardzo eleganckiego pachnidła. Liść wawrzynu szlachetnego nie tylko świetnie się sprawdza w bigosie, ale również w drzewnych kompozycjach perfumeryjnych. Przekonałem się już o tym nie raz na mojej olfaktorycznej drodze. Zielony – ma posmak kamfory i zdrewniałej zieleni; suchy – pikantną, kadzidlaną wręcz nutę. Nic więc dziwnego, że suszone liście laurowe zaleca się palić. Ich woń wprowadza w stan głębokiego relaksu, wspomaga produkcję endorfin i zapobiega stanom lękowym. A na Maderze ponoć rosną całe lasy laurowe! Cudownie byłoby się takim lasem przejść i nasycić!
Po prawdzie nie czuję w Geranium Balsamic Note zbyt wiele geranium. Przynajmniej nie w jego świeżo-zielono-różanym wydaniu. Możliwe, że geraniowym śladem jest tu swego rodzaju przyjemna szorstkość. Drugim dominującym tematem tej kompozycji jest dla mojego nosa głęboka cedrowa drzewność. Skapano ją w złocistych, ambrowych żywicach tak, że zatraciła swoją ostrość i stała się płynnym drzewnym panaceum na wszelakie – nie tylko jesienne - smutki.
Coś w tym musi być, bo kreator marki przypisał Geranium Balsamic Note trzy przymioty – Oddanie, Bliskość i Troskę. Ja nosząc ten zapach czuję się zaopiekowany. Czuję bliskość z naturą, która mnie uziemia w pozytywnym tego słowa znaczeniu. A przy tym wszystkim czuję, że jestem uperfumowany w wyrafinowany sposób. Wcale nie jakbym właśnie gotował rosół. Prawdziwy zachwyt!