*RECENZJA* - Serge Lutens, Des clous pour une pelure
Potrzebowałem ponad pół roku by zrozumieć ten zapach.
Gdy trafił w moje ręce w maju wywołał swoisty dysonans poznawczy. Jego totalnie zaskakujący kolor (wszystkie poprzednie zapachy w tej linii znajdują się w przeźroczystym szkle i są bezbarwne) mocno nasyconego szmaragdu nijak nie korespondował z tym co poczułem po uwolnieniu zapachu na skórę. Ale już wtedy nazwałem sobie go roboczo „Świętami w technikolorze”. I w sumie wcale się nie pomyliłem. Teraz w grudniowej przedświątecznej atmosferze okazał się strzałem w dziesiątkę. A miałem już w planie zupełnie sobie go odpuścić.
Przyznaję, że nie było też łatwo zapamiętać jego nazwy, nawet przy znajomości francuskiego. Des clous pour une pelure to jednak wybitnie trafna i wręcz opisowa nazwa dla tej aromatyczno-przyprawowej wody, w której rządzą dwa składniki – pomarańcza i goździki. ‘Clou’ to po francusku gwoździk, ale również goździk właśnie. Pelure to skórka. Pomarańczy oczywiście. Des clous pour une pelure to nic innego jak pomarańcza, której skórka została ponabijana goździkami. Częsta ozdoba świątecznych stołów swoim okrągłym kształtem i miksem zapachów przywołująca średniowieczne pomandery. To one stanowiły inspirację dla nowego zapachu Lutensa – metalowe zawieszki w kształcie jabłek – wypełnione pikantnymi i orzeźwiającymi akordami. Co ciekawe, taka biżuteria miała wówczas nie tylko ozdabiać i perfumować, ale także odświeżać i chronić przed infekcjami. W średniowiecznej wersji pojawiały się w nich często ciężkie nuty kawałków szarej ambry. Lutens stworzył w Des clous pour une pelure ‘odchudzoną’ wersję pomandera, piękną w swojej prostocie i oferującą kilka ciekawych kontrastów.
Pierwszy z nich to dwa odmienne etapy, w których zapach rozwija się na skórze. Jego otwarcie to eksplozja atomowej pomarańczy. Już nie tej wiszącej na drzewku z zielonym listkiem, ale w pełni dojrzałej, soczystej i gotowej do wyciśnięcia. Tak musi pachnieć wytwórnia soku pomarańczowego w Kalifornii gdzie co godzinę miażdży się setki kilogramów tych słonecznych owoców, a ich słodki sok miesza się z gorzkawym aromatem skórek, który zahacza wręcz o zapach wytrwanego grejpfruta. Otwarcie jest ogromnie ożywcze, cytrusowe, optymistyczne. Wkrótce jednak na scenę wkraczają goździki, które wbijając się w pomarańczową skórkę zmieniają profil kompozycji na wybitnie przyprawowy. Same w sobie mają bujny i złożony zapach – ciepły, korzenny, lekko drzewny, lekko owocowy, stymulujący z nieomylną nutą eugenolu. W Des clous pour une pelure ten ostatni jednak nie zabija dentystycznymi konotacjami ani ciężarem. Pięknie ociepla całość, dodaje korzennej głębi, pylistości i bardzo naturalnej słodyczy. Aromat goździków wspierany jest tu przez szczyptę pieprznej gałki muszkatołowej. I już. To wszystko. Tylko tyle i aż tyle.
Drugim ciekawym kontrastem, który udało się twórcom wymalować jest stworzenie zapachu o konotacjach świątecznych, który ma w sobie letnią lekkość. Nie zapominajmy, że Des Clous pour une pelure wchodzi w skład kolekcji Les Eaux de Politesse – linii wód prostych, lekkich i krystalicznych jak tylna ścianka flakonów do których je niedawno przelano. Ten właśnie charakter utrzymany jest w tegorocznej premierze z goździkami w tytule. Te święta nie są sute i ociężałe, ich nastrój raczej ożywia umysł i odświeża ciało. Relaksuje i nastraja trochę kontemplacyjnie, swoją smakowitość trzymając sprytnie w ryzach. Des clous pour une pelure jest kolejną wodą, która doskonale wpisuje się w jedną z moich ulubionych kategorii „zimowych wód kolońskich”. Jej bezapelacyjnym protoplastą jest zapach Frederica Malle’a L’Eau d’Hiver. Nowy zapach Lutensa w swojej prostocie wspaniale wypełnia kryteria ciepłej wody chłodzącej.
I w końcu flakon, a w zasadzie kolor zawartego w nim płynu. To jego diabelska moc sprawiła, że w głowie po pierwszym kontakcie pojawiły się święta w technikolorze… Niesamowity odcień szmaragdu zatopiony w prostym, grubym szkle skutecznie podzielił opinię publiczną. Jednym kojarzy się bajkowo i biżuteryjnie, innym zdecydowanie z płynem do mycia naczyń. Mnie kolor Des clous pour une pelure niezmiennie fascynuje i nie przestaje zachodzić w głowę dlaczego Lutens wybrał go właśnie dla tej kompozycji. Wąchając ją widzę zupełnie inne barwy. I to jest trzeci ciekawy kontrast.
Prostota, lekkość i pomarańczowa soczystość połączone z korzennym ciepłem bez dodatku miodu, lukru, ani kandyzowanych owoców. Znalazłem idealne Święta we flakonie! W samą porę! Nie chcę pachnieć jak piernik! Chcę pachnieć jak pomarańcza nabita goździkami! I pachnę - ja i moje otoczenie, bo przyznaję się bez bicia, że szmaragdowy zapach Lutensa rozpylam także we wnętrzach.
Zapach: Serge Lutens, Des clous pour une pelure
Premiera: 2020
Rodzina: aromatyczno-przyprawowa
Nuty: pomarańcza, goździki, gałka muszkatołowa
Trwałość i projekcja: dobra
Dostępność: woda perfumowana 100ml w Sephora