*RECENZJA* - Meo Fusciuni, Little Song
Jako wybredny i wymagający kawosz pogodziłem się już z faktem, że we flakonie nie mam co szukać odzwierciedlenia gorzkiego, gęstego, aromatycznego espresso. Tę nutę bardzo trudno oddać w perfumach. Zwykle wychodzi tanio, płasko i notorycznie za słodko. Są jednak perfumy, w których kawową nutą, sprawnie połączoną z innymi akordami, potrafię się zachwycić. I tak właśnie jest w przypadku kompozycji, którą biorę dziś na warsztat (a od kilku dni na skórę) – Little Song, niszowej włoskiej marki Meo Fusciuni.
Staje się to już chyba chwalebną tradycją, że marki, które poznaję i doceniam na mediolańskich targach Esxence w trymiga trafiają do Polski. Tak było również w przypadku Meo Fusciuni. Pierwsze spotkanie połączone z mediolańską premierą zapachu Spirito sprawiło, że zaciekawiłem się tym poetycko-zapachowym konceptem. Ważną role odegrał sam twórca – Meo, a właściwie Giuseppe Imprezzabile – który już swoim emploi barda, zielarza i alchemika przyciąga uwagę i tworzy aurę tajemniczości. Niespełna dwa miesiące po naszym pierwszym spotkaniu miałem znowu okazję porozmawiać z Meo i Federicą Castellani – jego życiową i twórczą partnerką – w warszawskiej perfumerii GaliLu, która sprowadziła tę wyborną markę do Polski.
Zapachy Meo Fusciuni tworzone są zgodnie z tradycyjnymi założeniami perfumerii artystycznej. Inspirują je wspomnienia aromatów z ważnych chwil w przeszłości. W rezultacie otrzymujemy prawdziwie wizjonerską – miejscami mroczną, często nostalgiczną – olfaktoryczną kolekcję nowoczesnego artysty-koczownika, i samotnika... Odnajdziemy tu wczorajsze podróże, poezję dnia dzisiejszego, ale i sporo mistycyzmu przyszłości. Podróż poprzez poezję. Podróż poprzez zapachy. Podróż poprzez życie. Oto co sam twórca – chyba najbardziej ezoteryczny obok Durbano jakiego było dane mi poznać - mówi o swojej pasji i misji:
"Dla mnie liczy się przede wszystkim idea zapachu i poezja. Dopiero później zastanawiam się nad tworzeniem perfum i doborem molekuł. Uważam, że każdy akt tworzenia jest sztuką. Perfumeria jest sztuką szczególną, gdyż pozwala ożywić emocje i przeżycia z przeszłości. Tworzymy coś więcej, niż zapachy które przyjemnie się nosi. Tworzymy narzędzie do ekspresji artystycznej."
Poezja odgrywa bardzo ważną rolę w akcie twórczym Meo Fusciuni. Biorczą i dawczą, bo Meo inspiruje się strofami takich poetów jak Rilke, Holderlin, Celan, Neruda czy de la Cruz, ale i sam do każdego zapachu pisze wiersz - ręcznie, pięknym charakterem pisma, w starym kajecie jak na artystę przystało. Jego zeszyt (sam widziałem) w połowie zapisany jest poezją, w połowie formułami perfum. W latach 2010-2011 powstają pierwsze z nich - trylogia zainspirowana podróżami Note di Viaggio. W tych trzech zapachach udajemy się wraz z twórcą do Istambułu, Maroka i na Sycylię. Moja ulubiona podróż z tej trylogii to Maroko i przepięknie podana zielona mięta w 2# nota di viaggio (shukran). Mroczne Notturno i świetliste Luce to dwa zapachy z kolejnej kolekcji: Cyklu Poezji. Po nich przychodzą mistyczny Narcottico, zapach zapomnienia L’Oblio i Odor 93. Rok temu powstaje Cykl Przemian w skład którego wchodzi najnowszy zielono-drzewno-fużerowy Spirito i perfumy, które mam przyjemność bliżej wam dziś przedstawić Little Song.
Ten zapach to oda do samotności. Meo, podczas rozmowy jaką z nim przeprowadziłem, wielokrotnie wspominał o jej roli w procesie twórczym. Pracując nad zapachem stara się uwolnić umysł od wszelkiego rodzaju "zanieczyszczeń", wszystkiego co rozprasza i dekoncentruje. Zamyka się w swoim laboratorium we włoskiej Parmie i wsłuchuje w siebie. Rozpamiętuje, ale i zapomina. Samotność, kojarzona zwykle ze smutkiem, jemu daje wolność i wgląd. Little Song stworzył słuchując mrocznej muzyki Nicka Cave’a and the Bad Seeds - Skeleton Tree, The Boatman's Call, Murder Ballads i Push the Sky Away. Po raz pierwszy zdecydował się na użycie róży w swoich perfumach poświęcając ją i czerpiąc inspirację z ukochanej przez Federicę ballady Cave’a Where The Wild Roses Grow.
Meo samotność pokojarzył z dźwiękiem, który przenika świadomość człowieka i towarzyszy jego uspokojonym myślom. Dźwięk ten jest jak mała piosenka odśpiewywana na nowo i rozbrzmiewająca w ciszy. Sam napisał do swojego zapachu taką właśnie Małą Piosenkę, po trochu mantrę, po trochu balladę:
Little song
And we are a little song,
Where the word has already fallen.
And we are a little song,
Made of memories and nursery rhymes.
Do you remember when the snow fell inside glass balls and time was alive?
For all the mornings when we entered our world, made of strides and chasms.
And we are a little song,
Where it is no longer enough to smile to carry on crying.
Do you remember when open umbrellas flew into the trees
And gazes were lost on the banks of that river?
Black and white images of our existence.
And we are a little song,
Snow no longer falls in glass balls,
No one shakes up a snowstorm anymore,
Everything has fallen into the void of distant condolences.
And we are a little song,
Far from my time and yours…*
W autobiograficznym obrazie wyobraźni zobaczył mężczyznę, który skrył się w bezpiecznej przystani, od której jednocześnie nie może się wyzwolić. Jego czas upływa na oczekiwaniu, rozpamiętywaniu i zapominaniu dawnej relacji. W lewej ręce trzyma bukiet ciemnych róż, prawą dłoń opiera o okno czasu, przez które obserwuje świat, uważając jednocześnie, aby nie zgubić ani jednej róży. Na stole wazon po kwiatach, filiżanka po kawie, a w dłoni dopalający się papieros.
Dla kogo te róże? Tego nie wiemy, ale w zapachu Little Song możemy je bardzo realistycznie poczuć. Są w pełni dojrzałe, nie ma tu mowy o żadnej zieleni. Są nostalgiczne, melancholijne i dekadenckie. Poplamione czarną kawą, którą czuć najżywiej w otarciu kompozycji. Tych dwóch aktorów rządzi na scenie odśpiewując Little Song. To nie miał być zapach ani stricte różany, ani kawowy. Dwa kluczowe elementy zostały idealnie wyważone w wyniku czego przenikają się dodając sobie piękna. Czerń kawy dodaje różom mroczności, te zaś odpowiadają za kroplę romantyzmu i spora dawkę elegancji. Użyto tu ekstraktu z róży tureckiej, co wydaje się naturalnym wyborem dla oddania ciemnej i gęstej natury tego kwiatu. W otwarciu dosłownie przez moment towarzyszą mu nuty bergamoty, różowego pieprzu i imbiru. Symboliczną pustą filiżankę kawy oddano za pomocą ziaren wyekstrahowanych przy pomocy nadkrytycznego CO2. Głównym bohaterom ballady pięknie wtórują głęboka burbońska wetyweria i słodkawy brązowy tytoń. Za niuanse odpowiadają zwierzęca cyweta i kwiat rośliny z rodziny astrowatych – liatria, a w bazie absolut szałwii, piżmo, drewno cedrowe i labdanum.
Kompozycja, pomimo całej swojej nostalgicznej inspiracji, jest szalenie elegancka i w wysublimowany sposób przyjemna dla nosa. Buzuje od aksamitu różanych płatków i suchych, gorzkich i kwaśnych aromatów kawy. Wyczuwam w niej zarazem mocno palone ziarna, jak i aromat unoszący się nad gotową filiżanką, a także – i to moim zdaniem Meo się znakomicie udało – zapach pustej filiżanki z odrobiną fusów na dnie. Miejscami daje o sobie znać ziemista wetyweria, całość dosładza – ale w umiarkowany sposób – ciemny palony tytoń. Jestem pewny, że admiratorzy dojrzałej róży oraz ci, którzy, tak jak ja, kochają kawowy napar w Little Song z miejsca się zakochają. Zapach dość bujnie rozwija się na skórze przez pierwsze 4 godziny. Nęci swoją soczystością, czernią kawy, kwiatową pełnią, by po czasie ucichnąć i nagle zniknąć, a po wielu, wielu godzinach znowu – nieoczekiwanie – powrócić z samotnym kawowym ziarnem na dnie filiżanki. Piękne zaskoczenie i zakończenie. Metamorfoza dokonana.
Boicie się samotności? Ja w towarzystwie takich nut nie. Wręcz przeciwnie – rozkoszuję się nią.
*Tekst “Little Song” wykorzystam w najbliższej lekcji Word of the Day.
Zapach: Little Song
Marka: Meo Fusciuni
Nos: Giuseppe Imprezzabile
Nuty: bergamota, imbir, różowy pieprz, ekstrakt z róży tureckiej, kawa, liatria, tytoń, wetyweria Bourbon, cyweta, szałwia, piżmo i labdanum.
Trwałość i projekcja: pierwsze 4 godziny mocna, później przyskórna przez kolejne 4
Dostępność: perfumerie GaliLu