*TYDZIEŃ Z JEDNYM SKŁADNIKIEM* - sandałowiec
To Wy mi zgotowaliście sandałowy tydzień!
I od początku wiedziałem, że przez te siedem dni będzie mi bardzo dobrze.
Drewna lubię ogólnie, a sandałowca szczególnie. To taka drzewna nuta, która nie kojarzy mi się ani z drzewem, ani z lasem. To zapach świątyni, kremowego wosku, mlecznych soków gładko wypolerowanego drewna, cynamonowy drzewny pył i smużka egzotycznego kadzidła. Najmiększe, najjaśniejsze i najbardziej komfortowe drewno jakie znam!
Olejek z drewna sandałowego pozyskuje się z drzew z gatunku Santalum album (niewielkie, wiecznie zielone drzewo z opadającymi gałęziami, osiągające wysokość 18 metrów) rosnących w Indiach, na Indonezji, Cejlonie, w Australii i Nowej Kaledonii. Najlepsze gatunki pochodzą z lasów w Indiach, w szczególności z okolic Mysore. Obecnie jednak ze względu na wytrzebienie drew sandałowych w tym regionie, gatunek został objęty ochroną. Australijski i nowokaledoński sandałowiec słynie z ostrzejszego, bardziej drzewnego aromatu Olejek pozyskuje się metodą destylacji parowej sproszkowanego drewna, które wcześniej jest namaczane w wodzie przez 48 godzin.
Sandałowiec to klasyczna nuta w palecie orientalnej. Mleczna, miękka, drzewna, słodka i kremowa. Czasem kwaśna, czasem pikantna. Relaksuje, uspokaja, pozwala skupić myśli. To idealny zapach do medytacji i kontemplacji. Czasem pachnie jak kadzidełka z India Shop, czasem jest bardziej powściągliwy i elegancki. Sandałowiec to jeden z najpowszechniej używanych utrwalaczy, tzw. fixatives – czyli nut powoli uwalnianych ze skóry umieszczanych w bazach kompozycji zapachowych (podobnie jak cedr, paczula, piżmo, skóra, wanilia)
Istnieją dowody, że drewno sandałowe używane było już 4000 lat temu w starożytnych Indiach, Egipcie, Rzymie i Grecji. W Indiach z sandałowca budowano świątynie, w Egipcie olejku używano do balsamowania.
Sandałowy tydzień rozpocząłem od mojego safe bet czyli zapachu, który zawsze się sprawdza – Tam Dao marki Diptyque. To mój sandałowy złoty gral o idealnych proporcjach drzewności, przyprawowości i mleczności. We wtorek otulał mnie przepełniony mleczno-waniliowymi nutami Eau de Iceberg Sandalwood. Było miło, ale trochę zanadto mnie rozleniwił. Środa należała do sandałowca aromatycznego i egzaltowanego. Colonia Sandalo od Acqua di Parma pachniał mi jak dobra gatunkowa nalewka na ziołach. Minimalistyczną, skórzano-kwaśną twarz sandałowca poznałem w czwartek. Wtedy towarzyszył mi Tiveden marki Zara. Piątek był mistyczny. Czułem się jak w hinduskiej lub buddyjskiej świątyni, a to za sprawą Santal des Indes od Amouroud. Wczoraj miałem przyjemność nosić piękne combo sandałowca i róży, niebywale trwałe i o imponującej projekcji – Declaration d’un Soir Intense Cartiera. Tydzień kończę sandałowcem eleganckim i luksusowym – Santal de Kandy – z butikowej linii Boucheron. Nie miałbym nic przeciwko temu by tak pachniał cały czas mój dom. Co mi przypomniało, że przez cały tydzień paliłem też sandałową świecę polskiej marki Miuka. Nasyciłem się tym zapachem za wszystkie czasy. W zimną aurę sprawdza się wspaniale!
Przypomniała mi się jeszcze jedna sandałowa historia..
To było późnym latem tego roku. Podczas długiego weekendu spędzanego w domu u rodziców natrafiłem na niezwykłe znalezisko. Mój nieżyjący już Dziadek Zdzisław, zwany Zdzisiem, w latach 70-80 parę razy odwiedził Indie. Z dzieciństwa pamiętam różnego rodzaju pamiątki, które stamtąd przywoził - portret buddy namalowany na liściu, korale z kości słoniowej dla Babci z wisiorem w kształcie słonia (wtedy oczywiście nie znałem Tam Dao, teraz tak bardzo mi się kojarzy), czarnego słonia z jakiegoś mahoniu, który był stojakiem na wykałaczki.. Wtedy, w ten późnosierpniowy wieczór, odkopałem kolejny suwenir z hinduskich wojaży Dziadka - sandałowy zestaw w fioletowym poplamionym pudełku, ze złotym napisem: WITH BEST COMPLIMENTS OF THE GOVERNMENT SANDALWOOD OIL FACTORY, MYSORE (nie wnikam w poprawność językową). Olejek, kawałek drewna sandałowego i sandałowy puder, wszystko z Mysore, miasta w południowej części Indii słynącej z upraw drzew sandałowych. Całość nadal pachnie - może trochę zwietrzało, ale jest to piękny aromat sandałowca, takiego mojego ulubionego, czyli bez kiszonek, za to z dużą dozą kremowości, mleczności, słodyczy i India Shopu. Od razu z proszku ukręciłem własnoręcznie kadzidełko.
Może więc to Dziadek zaraził mnie miłością do sandałowca?