The Diptyque Orphéon Club
Ten klub powstał tylko na jedną noc. Przez jedną noc Warszawa stała się Paryżem, a Jassmine Orphéonem.
I ja tam byłem!
Okazją był relaunch zapachu z 2021 w nowej, limitowanej odsłonie. Orphéon celebrujący niezwykłe miejsce na mapie Paryża ściśle wplecione w dziedzictwo marki Diptyque przybrał na pewien czas kobaltową poświatę. I w tym duchu zorganizowano wtorkowy wieczór. Było klubowo i niebiesko. Serwowano drinki ze specjalnie stworzonego na tę okazję menu. Najbardziej zasmakowały mi L’Orphéon i Le 60s. Przepiękne standardy (w tym moje ukochane City of Stars) wygrywała na pianinie Hania Derej, a mini recital dała Regina Felix. Można było zagrać w warcaby i spróbować szczęścia w kościach Diptyque (mi się udało!)
W powietrzu oczywiście czuć było Orphéon. Zapach skomponowany przez niezapomnianego Oliviera Pescheux. Jego elektryzujące i iskrzące jak syntezator jałowcowe otwarcie, jaśmin wymieszany z pudrem z damskiej kosmetyczki i tonkę leniwie pokładającą się na drewnianych barowych blatach. Jak pięknie powiedział o tej kompozycji wczoraj Kuba: „Jest zbyt męska dla kobiet, zbyt kobieca dla mężczyzn. I to właśnie świadczy o jej niszowości.”
Mnie nie przestaje intrygować. Tamtego wieczoru odkryłem w nim nowe pokłady świeżości.
Pełną recenzję Orpheona znajdziecie na moim blogu. Pisałem ją w samym środku pandemii zamknięty w domu. Nie było mowy o wyjściu do baru. Teraz znowu jest to normalnością. Choć akurat wtorkowy wieczór był absolutnie niezwykły! Dziękuję, że mogłem być jego częścią!
P.S. Od wtorku moim ulubionym combo kolorów jest oczywiście czerń z kobaltem, a ze Spotifyowej playlisty nie schodzi stworzona przez Diptyque kompilacja muzycznych uciech à la 60 – Orphéon. Bardzo polecam!